- Autor: Sztaba Zygmunt
- Tytuł: Lew majora Erazma
- Wydawnictwo: Pojezierze
- Rok wydania: 1978
- Nakład: 20000
- Recenzent: Remigiusz Kociołek aka Komisarz Kociołek
- Broń tej serii: Druga seta
LINK Recenzja Iwony Mejzy
Jeżeli nie wódka, to kobieta, czyli jeszcze gorzej
Zbiór dokumentalnych historii obyczajowo-kryminalnych z czasów PRL, skompletowanych przez Zygmunta S. to piękny przykład trudnej, ale kolorowej atmosfery lat siedemdziesiątych.
Autor przedstawia swoich bohaterów, nierzadko niecnych kryminalistów, z sentymentem i zdawkowym humorem, podczas zakrapianych spotkań i z nimi związanych incydentach. Niczym starszy brat klepie ich pociesznie po plecach, kończąc prawie każdą opowieść sympatycznym zdaniem w rodzaju: „Kasia dostała imieninowego niedźwiadka, a pomysłowym prezesem i jego wspólnikami zajął się prokurator”.
Kogóż nie ma w tej paradzie biedaków, którzy zeszli na drogę przestępczą w wyniku zbiegu okoliczności, trudnych warunków bytowych bądź powikłań genetycznych! Pierwszorzędny pochód otwiera fikcyjna pożyczka na konto inżyniera L. i jego zawiły życiorys emocjonalny; a potem już gładko przetacza się kawalkada: Stefan R., z zawodu technik melioracyjny, który wyłudzał darmowe pożywienie podrzucając karaluchy w restauracjach; Stefan M., jedynak badylarza Karola M., zdradzany przez żonę (skończył jako paralityk, gdyż podczas seksualnych igraszek schował się, gdzie? Uwaga, Grzegorz! W tapczanie!); czy też Waldemar T., przewrażliwiony bohater opowiadania „Herody”, dwudziestotrzyletni monter samochodowy, który przebrawszy się za diabła wywołuje z zazdrości o ukochaną burdę w jednym z domów.
Wytrawny czytelnik zapewne dostrzeże potencjalne możliwości zarobkowe, płynące z pomysłów naszych ojców… Jak na przykład pomysł na życie Romana L.: „Roman L. wyglądał na człowieka, który, jak to się potocznie mówi, nie skrzywdziłby nawet muchy. Mały, drobny, o łagodnych rysach i chabrowych oczach niewinnego dziecka. „Dziecię” było jednak nad wiek rozwinięte w przestępczym rzemiośle. W swoim trzydziestokilkuletnim życiu Roman L. siedział już za doliniarstwo, za włamania do sklepów, kiosków i mieszkań, za pajęczarstwo, czyli ściąganie ze strychów suszącej się bielizny, za paserstwo, różnego rodzaju kanty i oszustwa”. Tak scharakteryzowany Roman L. podsłuchawszy rozmowę pani z kiosku, postanowił produkować bursztyny z… mydła, co okazało się wysoce opłacalnym procederem.
I na koniec coś dla miłośników mocnych wrażeń. Obok „Zbrodni Rozalii”, najkrwawszą historią Zygmunta S. jest „Akcja Mściciel”. To opowieść, którą na wielkim ekranie spokojnie mógłby zagrać potomek Charlesa Bronsona, choć nie do końca jesteśmy pewni, czy inżynier Mirski, po tym jak jego żonę zabił pijany kierowca ciężarówki, jest tytułowym mścicielem pijanych za kółkiem, czy też nie. Co prawda został nakryty, gdy rzekomo zamierzył się kluczem francuskim na oficera milicji, ale…
O co tak naprawdę chodziło w tej sprawie – ówczesny Wysoki Sąd nie wyjaśnił.