- Autor: Sztaba Zygmunt
- Tytuł: Eryk Müller poszukuje siostry
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Przełom – Kraków
- Rok wydania: 1946
- Recenzent: Sławomir Wieszczycki
- Broń tej serii: Druga seta
Trzecia wojna światowa była w 1950 roku
Co było jednym z częstych tematów rozmów w powojennej Polsce? Czy w 1946 roku Polacy mogli się czuć bezpiecznie? Historii, które działy się jeszcze tak niedawno, nie da się przecież wyrzucić z pamięci po kilku czy nawet kilkunastu miesiącach. O Wehrwolfie słychać było jeszcze kilka lat po zakończeniu wojny. Skala zniszczeń w kraju była olbrzymia. Wiadomości, jakie dochodziły z terenów byłej Rzeszy, nie napawały optymizmem.
Nic więc dziwnego, że narodził się pomysł na książkę, która miała ostrzec przed możliwą nową tragedią, a jednocześnie „krzepić serca”.
W 1946 r. (nakładem wydawnictwa „Przełom” z Krakowa) wydał powieść „”. Jej bohaterem jest dzienikarz „Polpressu”, Roman Wirski. Jako berliński korespondent uczestniczy w ważnym wydarzeniu w dziejach Europy. W 1950 roku, po pięciu latach intensywnej pracy nad reedukacją społeczeństwa niemieckiego i osiągnięciu znakomitych rezultatów, alianci rezygnują z okupacji – demokratycznych już teraz – Niemiec. Po krótkim czasie reszta wojsk Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych i Sowieckiej Rosji ma powrócić do swych krajów.
Tymczasem Wirski wpada na ślad znakomicie zakonspirowanej organizacji. Okazuje się, że niemal całe Niemcy szykują się już do następnej wojny. Dzięki niesamowitemu wynalazkowi jednego z niemieckich uczonych mogą w każdej chwili doszczętnie zniszczyć np. całą Anglię. Wszyscy Niemcy znów są gotowi pójść za swym uwielbianym wodzem Adolfem i odebrać to, co im się przecież „słusznie należy”: Alzację, Lotaryngię, Austrię, Czechy i, oczywiście, rdzennie niemieckie tereny Polski.
Cóż w tym przypadku może zdziałać jeden człowiek? Ano, wiele. Jest to powieść sensacyjna (dziś powiedzielibyśmy raczej: sensacyjno–fantastyczna), więc z całą pewnością nie zabraknie pościgów, strzelaniny, pojawi się też piękna kobieta, a na końcu… hmmm… tak się starałem, żeby nie powiedzieć więcej niż można, a o mały włos nie zdradziłbym zakończenia… Dodam więc tylko, że choć minęło już niemal sześćdziesiąt lat od wydania, książkę można przeczytać (co, jak na ten gatunek literacki, jest chyba komplementem dla autora).