- Autor: Kulczyński Jerzy
- Tytuł: Labirynt
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 133
- Rok wydania: 1986
- Nakład:
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
- Broń tej serii: Druga seta
Liczy się tylko pewna śmierć
Nurt thrillerów górskich w serii „Ewa wzywa 07” jest, wbrew pozorom dość obszerny, poza omawianym tutaj „Labiryntem” Jerzego Kulczyńskiego możemy zaliczyć choćby takie tytuły, jak „” Andrzeja Kakieta, z charakterystycznym czerwonym plecakiem na okładce, czy też.
To pierwsze z brzegu przykłady. Reguła jest zawsze ta sama. Mężczyzna wyciąga na wycieczkę kobietę, po czym w przemyślny sposób pozbywa się jej. W pierwszym wariancie spychając w przepaść, w drugim – rzadszym, pozostawiając w jaskini. Tak czy inaczej kobieta musi zginąć. Można zatem powiedzieć, że mamy do czynienia z kryminałem feministycznym a rebous. Tak jest przynajmniej w „Ewie” nr 133.
Fabuła jest prościutka jak konstrukcja cepa. W jaskini Zimnej (fikcyjna nazwa, zapewne nawiązująca semantycznie do jaskini Mroźnej) w Tatrach zostaje pozostawiona na pastwę losu pani Borowska. Ginie tu z wycieńczenia i braku umiejętności samodzielnego radzenia sobie ze skrajnymi sytuacjami. Kto mógł być mordercą, skoro wyjechała z mężem? Przypadkowo spotkany i skory do flirtów góral, przyjaciel z dawnych lat czy też sam mąż? Możliwości nie ma zbyt wiele i nie pojawiają się również specjalne komplikacje, nagłe zwroty akcji itp. „Labirynt” ma jednakowoż pewną cechę wyróżniającą. Jest nią mianowicie biegnąca do połowy utworu akcja równoległa. Z jednej strony obserwujemy wysiłki powoli umierającej w jaskini Borowskiej, z drugiej poznajemy panoramę Tatr – w szczególności rejon Kir, Murowańca i Ornaku. Poszukiwacze z GOPR-u klną jak szewcy: „ – Ech, kurwa – powiedział Dylik marzycielskim tonem”. Tak. Opis gór jest zdecydowanie lepszy niż poziom intrygi utworu. W śledztwie biorą udział trzy osoby, w tym prokurator Bajera i zdecydowanie najciekawszy w tym gronie porucznik Walczak, dysponujący archaicznym motorem, należącym kiedyś do pracownika amerykańskiej policji. .
Czy możliwe jest, żeby ktoś chciał się pozbyć kobiety tylko po to, by związać się z inną? Odpowiem wprost: w kryminale milicyjnym zawsze. Poza tą konkluzją niestety nic więcej w opisywanej „Ewie” nie ma. No, może jeszcze symboliczna okładka ukazująca krotochwilnego diabła. Może to dziwić osoby mające za sobą lekturę wielu „Ew”, gdzie okładki miały charakter puzzlowo-ilustracyjny. Tu spieszę wyjaśnić, że autorem nie jest monopolista Marian Stachurski, tylko Dorota Stachurska. O stopniu pokrewieństwa nic nie wiemy, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy podejrzewać nepotyzm.
Na zakończenie jest jeszcze happy end związany z bohaterami drugiego planu, dolepionymi do głównych wydarzeń. Góral Kaczor podrywający tu i tam zostaje wreszcie statecznie, że tak powiem, zakotwiczony u boku jowialnej Kasi. Howgh!