- Autor: Yacta-Oya
- Tytuł: Patrol NWMP zaginął
- Wydawnictwo: Glob
- Rok wydania: 1991
- Nakład: 30000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o … złoto, czyli ballada polskiego milicjanta o legendarnych kanadyjskich policjantach
Yacta-Oya to jeden z dwóch – obok Sath-Okh’a – peerelowskich pisarzy, który za pseudonim literacki przybrał indiańskie imię. Faktycznie nazywał się Józef Sławomir Bral (1934-2002). Ciekawostką jest, że w latach 1961-1967 był milicjantem i pełnił służbę w Komendzie Wojewódzkiej MO w Gdańsku. Napisał pięć „indiańskich” książek, a jedną z nich (konkretnie pierwszą – „Fort nad Athabaską”) – napisał wspólnie z Sath Okh’em (Stanisław Supłatowicz).
Recenzowana pozycja liczy 395 stron, a narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w Ameryce Północnej, na pograniczu amerykańskiej Alaski i kanadyjskiego Terytorium Jukonu, w latach 1897-1898.
We wstępie do powieści autor przedstawił historię NWMP, czyli North-West Mounted Police. Północno-Zachodnia Policja Konna została powołana do istnienia w dniu 30 sierpnia 1873 roku. „Legenda okrywa ją wielobarwnym płaszczem wszelkich zalet i już u progu narodzin czyni z niej wielkiego bohatera obdarzonego wszelkimi cnotami heroizmu, dzielności, męstwa, uczciwości, szlachetności, sprawiedliwości, miłującego i wprowadzającego prawo, porządek i pokój (…) To zwarta, zdecydowana, rozumiejąca swą odpowiedzialność i powinność siła (…) Zwykłe bandy awanturników nie odważą się stawić czoła takiemu przeciwnikowi”. „Konne patrole Riders of Plains – jeźdźców Prerii – pełnią codziennie służbę w promieniu setek mil od macierzystego posterunku czy fortu. Gdy zajdzie potrzeba „Mountie”, gdyż tak zdrobniale nazywa się konnego policjanta, tygodniami i miesiącami będzie dążył tropem przestępcy (…) zdarza się, że przestępca jest szybszy, bardziej przezorny, że nie ma żadnych skrupułów, że przestanie bić serce w piersi okrytej szkarłatnym mundurem, że „Mountie” pozostanie na szlaku. Ale nikt nie zarzuci mu nigdy, że swego obowiązku nie wypełnił do końca, Tropem mordercy pójdą wtedy inni i już nie dadzą mu szans” (ciekawe, czy autor opisując heroizm kanadyjskiej policji miał na myśli tylko NWMP, czy też może i jakąś naszą rodzimą formację?).
Pierwotnie na Terytorium Jukonu działał oddział NWMP złożony z dziewiętnastu policjantów. Gdy nad Rabbit Creek [„creek” to potok, strumień], stanowiący dopływ rzeki Klondike wpadającej do Jukonu, dokonano najbogatszego w historii tego rejonu odkrycia złota na działce nazwanej „Bonanzą”, w rejon ten runęła armia poszukiwaczy. W związku z tym Lawrence William Herchmer – Komisarz Generalny i dowódca NWMP postanowił zwiększyć tam siły policyjne i przysłał posiłki w liczbie 99 ludzi pod dowództwem inspektora Charlesa Constatine’a. Główną siedzibą oddziału stał się Fort Constantine, a dodatkowo utworzono kilkanaście posterunków. Po jakimś czasie dowódca wraz z częścią oddziału przeniósł się w rejon Dawson, do Fortu Herchmer. Jakiś czas potem do Fort Constantine wpłynął pisemny, kilkunastozdaniowy meldunek od sierżanta Allana Wellera dowódcy posterunku nad Duck Creek, czyli Rejonu Trzynastego Terytorium Jukonu. Na 13 posterunku, poza nim, było jeszcze dwóch konstabli – Milford i Parker. Dokument nosił datę 12 czerwca 1897 roku, a wpłynął … sześć miesięcy później. Wynikało z niego, że tamtejsi „Mounties” wyruszają z misja ratunkową do Fortu Mc Pherson. I choć meldunek dla przypadkowego czytelnika brzmiał logicznie, to nie zawierał ani słowa prawdy. Ot, choćby to, że Fort Mc Pherson, którego budowę planowano za kilka lat, jeszcze nie istniał i co za tym idzie, nie miał żadnej załogi.
Inspektor David Strickland, zastępca Constantine’a, po długiej analizie meldunku doszedł do następujących wniosków: „Sierżant pisał świadomie i odpowiedzialnie, ale nie pisał dobrowolnie! Ktoś go do tego zmusił. Ten ktoś nie dyktował meldunku. Zmusił jedynie Wellera, by powiadomił przełożonych, iż na dłuższy czas opuszcza dobrowolnie posterunek. Zażądał pewnie, by sierżant podał swym przełożonym, jakiś prawdopodobny powód nie budzący podejrzeń. I sierżant znalazł i podał. Nie jeden. Aż kilka, i to logicznie ze sobą powiązanych i przekonujących. Przekonujących dla tego lub tych, którzy przyłożyli mu do piersi pistolet. Ale głowy nie stracił. Z zimną krwią wykorzystał jedyną szansę, jaką prawdopodobnie miał i uczynił to genialnie. W stan alarmu postawił cały garnizon. I co było istotne, mistyfikacja nie wzbudziła podejrzeń u tego lub tych, których przemocy musiał ulec. W przeciwnym wypadku meldunek nigdy nie dotarłby do celu”. Strickland nie miał żadnych wątpliwości, jaki los spotkał załogę fortu nad Duck Creek. „Wiedział, że nie ma mowy o wykryciu, schwytaniu i ukaraniu winnych za pomocą tradycyjnych czynności śledczych. Nie mogły więc wchodzić w grę rutynowe przedsięwzięcia”. Dlatego też sięgnął po Oddział Specjalny. Była to elita „Mounties”, najlepsi z najlepszych. Mieli wyruszyć w całkowitej tajemnicy, bez możliwości zdradzania komukolwiek swojej profesji, w ubraniach cywilnych, oddzielnie i samotnie, wyposażeni w broń, amunicję i żywność, no i oczywiście w psie zaprzęgi. Z Oddziału Specjalnego Stricland zostawił sobie do pomocy tylko sierżanta Murraya Hayne’a.
W Wild Creek NWMP miało swój dwuosobowy posterunek, w którego skład wchodzili: kapral Brian Patterson i konstabl Keith Barnes. Do osady tej niedawno przybył Jerry Norton, a w niedługo potem Ducan O’Kelly i Percy Wilder – wszyscy wcześniej nikomu nie znani. Wśród dotychczasowych mieszkańców było już tam kilka ciekawych postaci, m.in.: łobuz i rozrabiaka Randal Oates zwany Drwalem, rewolwerowiec i szuler Kester Hood, stary traper i doświadczony myśliwy, a do tego producent bimbru – Bart Ewans, sklepikarz Harvey, panna Janet Wharton – siostra zaginionego poszukiwacza złota – Nanty’ego, karczmarz Monty Burns i jego żona Dolly, która była bufetową. Wkrótce karczmarz został zamordowany, gdy wracał z zaopatrzeniem z Dawson. Jego zwłoki odnaleziono o dzień drogi od Wild Creek. Ktoś go zastrzelił, a ciało przysypał śniegiem. Jego pomocnik zaś – Jonson zniknął bez śladu. Przy Burnsie nie znaleziono ani pieniędzy, ani złota, ani towaru, ani nawet jego broni. Towar skradziono razem z sankami. Po psach z zaprzęgu zostało zostało zaś trochę kości i wszystkie czaszki. W niedługo potem doszło do zamachu na życie Oaetesa. Ktoś mu wpakował kulkę w plecy, ale nie zabił. No i jeszcze, w tym samym okresie, doszło do napadu rabunkowego na dom sklepikarza Harvey’a.
Równolegle do tych zdarzeń, ale wiele mil na północ, właściciel zaprzęgu – Roddy Dowson omal nie postradał życia osaczony przez watahę wygłodniałych wilków. Życie uratowali mu oraz jego psom polujący w okolicy Indianie Tutchone. Poranionego i wycieńczonego wzięli do swojej wioski i tam podleczyli. Okazało się, że w walce z wilkami Indianom przyszedł z pomocą duży, czarny pies. Hektor, bo tak się nazywał, był własnością pewnego białego, który jakiś czas temu przebywał w wiosce. Hektor polubił Dowsona. Z pomocą psa, Roddy – w jednym z wąwozów w Natasahun Creek – odnalazł zwłoki jego pana, płytko pochowane w zmarzlinie. W ciele, a konkretnie w plecach, były dwie dziury po kulach. Okazało się, że i Hektor miał zarośniętą już przestrzelinę. Pies zaprowadził też trapera do namiotu swego pana, położonego sporo dalej. W namiocie tym Dowson odnalazł woreczek ze złotem. Nie ulegało dla niego wątpliwości, że właściciel Hektora był poszukiwaczem złota i że trafił na żyłę „nuggetów”. Po tych odkryciach, razem z psem oraz swoim zaprzęgiem, ruszył Dowson do Dawson. Na granicznym posterunku w Fort Mile, przybysz wzbudził nie tylko duże zainteresowanie, ale też i pewne podejrzenia u pełniących tam służbę „Mounties”, a byli to: sierżant Frank Kingsley, kapral Macleod i szeregowy Colebrook. W Dawson spotkał się z szefem miejscowych bandytów – Turnerem Jacksonem, podwładnym Jeffersona Smitha ze Skagway, nazywanego Soapy (Mydlany) Jeff. W niedługo po tej rozmowie policja znalazła ciało Jacksona w jego pokoju w hotelu „Monte Carlo”. Został on kilkukrotnie pchnięty nożem. Podejrzenie padło na Dowsona, ale podczas przesłuchania do niczego się nie przyznał, a fałszywe alibi dała mu niejaka Gertie Lovejoy. Wkrótce Lovejoy zniknęła, a Dowson uciekł z miasta. Jego tropem podążył policjant z granicznego posterunku – Kingsley …
Akcja jeszcze długo się rozwijała, by potem wszystkie wątki połączyć w jeden. Prawie do końca nie było wiadomo, kto jest kim i kto, jaką rolę odegrał w tych opisanych przestępstwach. Finałowa rozgrywka zaś była kapitalna – bardzo pomysłowa, efektowna i zaskakująca. Robota operacyjno-dochodzeniowo-pościgowa, jaką wykonał Oddział Specjalny i jego dowódca, zasłużyła na ogromne uznanie.
W powieści pojawiają się: przedsiębiorstwo Kompania Hudsona, sieć restauracji Northern Restaurant, banki – First City Bank, Alaskan Bank oraz Bank of Vancouver, a także gazeta „The Midnight Sun”, a z broni palnej – karabin Winchester 45 z roku 1876, karabin Enfield 476 będący na wyposażeniu policji od roku 1883, a także rewolwer Colt.
Tamtejsze przysmaki: mięso z łosia, rena (karibu), jelenia (wapiti) i królika, jajecznica, fasola z puszki, groch z wędzonką, boczek i słonina.
A jak sama powieść? Recenzja – podobnie jak książka – jest naprawdę długa, więc chociaż podsumowanie zrobię krótkie. „Patrol NWMP zaginął” to czysty kryminał w konwencji westernu. Z cała odpowiedzialnością stwierdzam, że to najlepszy western, jaki w życiu czytałem! Gdybym nie znał autora, to powiedziałbym, że napisał ją … Alistair MacLean z merytoryczną pomocą (odnośnie historii, geografii, uwarunkowań społecznych i opisów przyrody Terytorium Jukonu) Jamesa Curwooda, i wcale sobie nie żartuję. Powieść jest wprost genialna! Może trochę za długa, ale tak naprawdę trudno cokolwiek byłoby z niej usunąć. Nie da się jej przeczytać za jednym, czy nawet dwoma podejściami. Innych wad nie zauważyłem. Polecam ją każdemu, kto uwielbia kryminały.
Ps. Pod koniec książki pojawił się nowy dowódca NWMP na tamten obszar – nadinspektor Samuel Benfield Steele (postać jak najbardziej prawdziwa). „Mounties” o tym nazwisku, choć o imieniu Filip i w stopniu szeregowca, jest bohaterem książki autorstwa właśnie Curwooda pt. „Steele z Królewskiej Konnej”.