- Autor: Wernic Wiesław
- Tytuł: Znikające stado (tom nr 16)
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Doktor Jan i Karol Gordon
- Rok wydania: 1982
- Nakład: 60320
- Recenzent: Robert Żebrowski
Rycerze prerii i bydłokrady
Spośród zagranicznych pisarzy największymi rywalami Wiesława Wernica w „walce” o peerelowskiego czytelnika westernów byli: Owen Wister, George Owen Baxter, Max Brand, Karol May, James Fenimore Cooper, Jack London, James Curwood, Jack Schaefer, a także Morris – twórca komiksowej postaci Lucky Luke’a. Polskich autorów westernów wspomniałem przy okazji recenzji książki „Tropy wiodą przez prerię”. Dodać należy do nich także takich pisarzy jak: Henryk Sienkiewicz, Tadeusz Kostecki, Jerzy Marlicz („Łowcy przygód”) i twórca wielu komiksów o tej tematyce – Jerzy Wróblewski (seria „Binio Bill” oraz kilka pozycji z serii „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”).
„Znikające stado” jest zarówno pod względem chronologii wydań, jak i chronologii akcji, pozycją nr 16 w serii. Liczy 303 strony, a cena okładkowa to 80 zł. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w roku w 1890 w USA (Milwaukee) i Kanadzie (Regina i okolice)
Na zaproszenie porucznika Gary’ego Mitchella – funkcjonariusza kanadyjskiej Północno-Zachodniej Policji Konnej (tzw. czerwone kurty), doktor Jan i Karol Gordon przybyli do okręgu Saskatchewan Terytoriów Północno-Zachodnich, na farmę, której właścicielem był Jonathan Caldwell. Od jakiegoś czasu dochodziło tam do regularnych kradzieży partii bydła (amerykańskich byków i kanadyjskich krów), z czym nie mógł sobie poradzić ani właściciel, ani okręgowa policja – dlatego też Mitchell poprosił ich o pomoc. Co ciekawe, nikt nigdy nie był świadkiem którejkolwiek z kradzieży, ślady bydła po jakimś czasie się całkowicie urywały, nigdy też nie odnaleziono żadnej skradzionej sztuki.
Jan z Karolem z zapałem zabrali się do śledztwa, oczywiście in cognito, gdyż żaden z licznych pracowników na farmie nie mógł znać prawdziwego celu ich przybycia, bo każdy z nich mógł być potencjalnie podejrzanym. O roli, jaką odgrywali nasi bohaterowie, wiedziało tylko małżeństwo Caldwellów.
„Dochodzeniowcy” dokładnie rozpytali właściciela, przyjęli kilka wersji śledczych odnośnie sprawców, prowadzili penetrację terenu, w celu odnalezienia śladów bydła, a ujawnione badali pod kątem, czy nie zostały sfabrykowane. Obserwowali teren, także i nocą, prowadzili działania maskujące, mające wprowadzić potencjalnych sprawców w błąd, spośród pracowników farmy wytypowali i pozyskali „tajnego współpracownika”, a gdy sprawa się rozwinęła dokonali ważnych oględzin, a także dokonującego przełomu – w kwestii dowodowej – przeszukania. Zatrzymania i przesłuchania osób podejrzanych były już dziełem porucznika Mitchella i jego policjantów.
„Amerykanizmy”: rebelia pod przywództwem Ludwika Riela (powstanie kanadyjskich Metysów, których wsparli Indianie Kri, w roku 1885), agencja Pinkertona (Narodowa Agencja Wywiadowcza założona w roku 1850), Rada do Spraw Indian (właściwie nie Rada, a Biuro; utworzone było w roku 1824), Kompania Zatoki Hudsona (korporacja handlowa powstała w roku 1670), alfabet (prawidłowo – kod, bo składa się nie tylko z liter, ale też cyfr i znaków specjalnych) Morse’a (z 1844 roku), powieść „Alicja w Krainie Czarów” angielskiego pisarza Lewisa Carrolla (z roku 1865).
J
ako przedmioty polowań wymienione są: dzikie indyki, antylopy widłorogie, jelenie wirginijskie, łosie, karibu (renifer kanadyjski) oraz wapiti (jeleń kanadyjski),
Ciekawostka: różnica pomiędzy szeryfem a marshallem – szeryfa wybierają mieszkańcy, a marshall mianowany jest przez gubernatora stanu.
Jeżeli chodzi o Karola Gordona, to z trzech tomów sagi dowiedziałem się o nim bardzo dużo, żeby nie powiedzieć – wszystko. Doktor Jan zaś pozostaje postacią bardzo tajemniczą. W „Znikającym stadzie” znalazła się jednak informacja o nim, a mianowicie, że był synem prawnika.
Recenzowana powieść jest ciekawa, a prowadzone w niej „śledztwo” interesujące i dość logiczne. Nie ma w niej natomiast żadnych fajerwerków: pogoni, zasadzek i strzelanin; nie ma też zabójstw. Akcja toczy się – adekwatnie do miejsca jej rozgrywania – powoli i dość spokojnie. Odnośnie całej sagi, to to, że pojawiają się w niej sequele jest czymś w pełni naturalnym; to, że występują w niej spinn-offy było w czasach jej powstawania rzadziej spotykane, natomiast pojawiające się w tej serii prequele były wówczas bardzo sporadyczne.
Niesamowite – w całej tej serii zawierającej 300 rysunków – są ilustracje Stanisława Rozwadowskiego – bardzo staranne, realistyczne, niektóre przypominające fotografie. Chyba każdy z nas zetknął się z jego twórczością, gdyż zilustrował on około trzystu książek m.in. „Zaczarowaną zagrodę” Centkiewiczów, „Kajtkowe przygody” Kownackiej, „Trylogię” Sienkiewicza, „Orinoko” Fiedlera i „Winnetou” Maya [powieść kryminalną tego ostatniego autora – tak popularnego w czasach PRL – mam już na „celowniku”].
W miarę czytania kolejnych westernowo-kryminalnych pozycji Wiesława Wernica, żywię coraz większy szacunek i uznanie dla tego autora, czego i Wam życzę.