Wernic Wiesław – Ucieczka w Wichita Falls 5/2024

  • Autor: Wernic Wiesław
  • Tytuł: Ucieczka z Wichita Falls (tom nr 12)
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Doktor Jan i Karol Gordon
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 80290
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Pomocnik szeryfa jest … ścigany!

Wiesław Wernic (1906-1986) jest cenionym mistrzem powieści westernowej, a głównymi bohaterami jego sagi traperskiej rozgrywającej się na Dzikim Zachodzie są doktor Jan (n/n) i Karol Gordon. Poza dwudziestoma tomami sagi, autor ma też na koncie opowiadanie szpiegowskie pt. „Daleka przygoda”, które ukazało się w roku 1933 nakładem „Kuriera Porannego” (w roku 2017 w formie książkowej wydane zostało przez „Agorę”).

„Ucieczka z Wichita Falls” została wydana jako tom nr 12 serii. Jeśli chodzi zaś o chronologię akcji to książka jest 7 pozycją sagi. Liczy ona 351 stron, a cena okładkowa to 30 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w roku 1882 na terenie USA – w Teksasie, Idaho i Montanie.

Robert Dreer (lat 19) był pomocnikiem szeryfa Denisa Murphy w Wichita Falls w Teksasie (obecnie miasto liczy ponad 100 tysięcy mieszkańców, wówczas pewnie około kilkuset). Musiał jednak stamtąd uciekać, gdyż padł ofiarą intrygi. Zarzucono mu usiłowanie zabójstwa innego z pomocników szeryfa – Boba Locke’a. Zbieg obrał kierunek do Montany, a konkretnie do Fort Benton, gdzie szeryfem był jego dobry znajomy – Vincent Irvin, a gdzie pojawiał się też jego „nauczyciel” od prerii – traper Karol Gordon. Liczył, że pomogą mu oni w wyjaśnieniu tej sprawy. Trasa wynosiła – i to w linii prostej – „tylko” około 1180 mil. Po drodze chłopak spotkał niejakiego Allana Bow’a, który ni z tego, ni z owego, opowiedział mu pewne zdarzenie ze swojego życia tj. o tym jak został wrobiony w usiłowanie morderstwa jakiegoś kowboja, z czym faktycznie nie miał nic wspólnego, i skazany na pięć lat więzienia, z którego wyszedł wcześniej, gdyż udało się wyjaśnić, że nie był jednak winny zarzuconego mu czynu. To dzięki niemu udało się Robertowi wyjaśnić zdarzenie w Wichita Falls. Ale nie uprzedzajmy faktów!

„Amerykanizmy”: Narodowa Agencja Wywiadowcza Pinkertona (przedsiębiorstwo ochroniarskie i detektywistyczne założone w roku 1850), Biuro do spraw Indian (agencja rządowa), Linia Kotwiczna (rzeczna firma przewozowa), tzw. Przeklęta Karawana (tragiczna w skutkach podróż przez pustynię), zwycięska dla Indian bitwa nad Little Bighorn z roku 1876, a także karabiny – winchester, smith-weston (prawidłowo: smith & wesson) i remington, strzelba „niedźwiedziówka”, angielski sztucer i rewolwery colty (nie występuje niestety dynamit, lasso, toporek bojowy czy tomahawk).

W książce nie ma kanadyjskiej Policji Konnej, amerykańskiej kawalerii, explorerów, czyli poszukiwaczy złota, traperów i westmanów. Co najważniejsze, nie ma w niej też … głównych bohaterów serii, czyli doktora Jana (w ogóle) i Karola Gordona (prawie, bo występuje w retrospekcjach, a w czasie rzeczywistym tylko się o nim mówi). Są za to bandyci, karciany szuler i szaman-hipnotyzer, mamy napad na pociąg, starcie z Komanczami, rejsy statkami po Missisipi i Missouri (przypomina się Mark Twain), stampede (wynikający z popłochu masowy, szaleńczy i paniczny pęd bydła), polowanie na jelenie i bizona, palenie fajki pokoju oraz cygar, saloony i whisky, są też tipi, wigwamy i hogany (i to wszystkie trzy typy w jednej indiańskiej wiosce).

Powieść cechuje się dużą rzetelnością jeśli chodzi o kwestie geograficzne, historyczne i przyrodnicze, a także tło kulturowo-obyczajowe. Fabuła jest porządna, szkoda tylko, że już w 1/3 objętości książki można domyślić się, kto strzelał do pomocnika szeryfa. Mimo tego nie przestaje ona być ciekawa, bo pozostaje jeszcze kwestia, w jaki sposób dojdzie do tego główny bohater i jak to sprawcy zostanie udowodnione.

A jeśli chodzi o dowodzenie, czy raczej dochodzenie, to główną rolę odegrał szeryf z Wichita Falls, stosujący metody detektywistyczno-policyjno-milicyjne. A były nimi:
– współpraca z osobowymi źródłami informacji („Co jest warunkiem powodzenia naszej pracy? (…) Informacja. (…) Posiadam bezpłatnych informatorów”.) [Zawsze będę twierdził, że w pracy – ogólnie ujmując – wykrywczej trzy najważniejsze elementy to: informacja o sprawcy, zatrzymanie osoby podejrzanej i przesłuchanie podejrzanego.]
– rozpoznanie („Warunkiem powodzenia jest dla szeryfa dobra znajomość ludzi przebywających w jego okręgu. Powinien wiedzieć, kto przybył, kto i dlaczego wyjechał, kto się kręci po okolicy i czego tu szuka. Warto również znać nazwiska osobników wypuszczonych z najbliższego więzienia”.)
– penetracja terenu przyległego do miejsca przestępstwa („Na stromym zboczu znaleziono rewolwer z wystrzelonym jednym tylko nabojem”.)
– oględziny („Zajął się dokładnymi oględzinami narożnika budynku. Cal po calu, przy pomocy noża, badał spróchniałe drewno”.)
– badanie kryminalistyczne („Badanie wykazało, że kula wyjęta z rany Boba miała ten sam kaliber”.)
– okazanie rzeczy („Penetrował warsztaty miejscowych rusznikarzy, prezentując, jakby od niechcenia, znaleziony rewolwer”.)

Z wszystkim tym możemy spotkać się, w równolegle tworzonych w Polsce, powieściach milicyjnych. Myślę i że Wernic, gdyby się na to zdecydował, byłby niezłym autorem kryminałów. Zresztą przed wojną napisał opowiadanie szpiegowskie („Daleka przygoda”).

Ciekawe cytaty:
– „Zapamiętaj sobie, co czyni wódka nie w porę i nie w miarę użyta”.
– „Co to jest strawa? Coś z trawy? – Potrawa.”

Twórczość Wiesława Wernica coraz bardziej mnie wciąga. Na podstawie informacji na portalu „Lubimy czytać” mogę stwierdzić, że jeszcze przynajmniej sześć jego książek z dwudziestotomowej sagi traperskiej to westerny czysto kryminalne. Tak więc przede mną kolejna recenzencka odyseja.

Od roku 2016 Wydawnictwo „Siedmioróg” wznawia kolejne tomy sagi traperskiej. Ciekawe jak poradziło sobie z wynikłymi od czasu pierwszych wydań problemami tj. kontrowersjami wokół nazw „Indianie” i „czerwonoskórzy” (bo chyba o „blade twarze” nikt się nie obraża)? Od dawna już stosuje się wobec nich nazwy: „Tubylczy Amerykanie”, „Pierwsi Amerykanie”, czy „Pierwsze Narody” (tak jak zamiast „Murzyn” – „Afrykańczyk” lub „Afroamerykanin”, a zamiast „Cygan” – „Rom”). Mam nadzieję, że wkrótce sam sobie na te pytanie odpowiem.