- Autor: Safjan Zbigniew
- Tytuł: Pamiętnik inżyniera Heyny
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1964
- Nakład: 20000
- Recenzent: Mariusz Młyński
Klubowicz Robert, którego tą drogą serdecznie pozdrawiam, napisał jakiś czas temu, że do zrecenzowania został już tylko jeden „Labirynt” – jest to prawda, ale tylko w 33 (teraz już 50) procentach. Otóż zostały jeszcze aż trzy: „Kwiaty od zaginionej” Danuty Bieńkowskiej i „Człowiek, którego nie było” Ewena Montagu – obydwie już mam przeczytane, tylko nie mogę się zebrać, żeby coś o nich napisać – ale jak już to zrobię, to będzie alles fertig. A trzeci tytuł to „Pamiętnik inżyniera Heyny” Zbigniewa Safjana o którym poniżej. A z czego wynika ta nieścisłość? Podejrzewam, że z tego, iż w aktualnej bazie „Labiryntów” są dwie książki, które „Labiryntami” nie są – na pewno „Podchorąży” Leona Dembińskiego ale drugiego tytułu nie pamiętam – ale znajdę i dam znać. A teraz do rzeczy:
Do miasta B., gdzieś między Warszawą a Gdańskiem, przyjeżdża bezimienny dziennikarz, narrator tej książki; jego oficjalnym celem jest napisanie reportażu o Edwardzie Heynie, swoim przyjacielu i towarzyszu broni z czasów wojny. Heyna obecnie jest inżynierem w laboratorium miejscowego Kombinatu Chemicznego, wsławił się pewnym wynalazkiem i w tej sprawie ma jechać za dwa dni do ministerstwa; poza tym od pewnego czasu pisze wspomnienia i przy okazji wizyty w Warszawie chce zanieść maszynopis do jednego z wydawnictw. Następnego dnia podczas przyjęcia z okazji urodzin córki inżyniera, Joanny, on sam zostaje znaleziony w swoim gabinecie z bagnetem w plecach; kombinat Heyny zajmował się produkcją dla wojska, więc śledztwo przejmuje kapitan Wołodko z WSW, który szybko stwierdza, że pamiętnik inżyniera oraz projekty z którymi miał jechać do Warszawy zostały skradzione. Wkrótce pamiętnik znajduje się w siodełku skutera narzeczonego Joanny, porucznika Kędrzyńskiego z miejscowego garnizonu; Heyna był przeciwny temu związkowi, więc porucznik staje się głównym podejrzanym; niedługo jednak potem z treści pamiętnika wynika, że każdy z obecnych w willi profesora mógł go zabić.
Ta książka to tak właściwie dwie powieści w jednej – w pierwszej dostajemy kryminalną, typowo „labiryntową” intrygę w której pojawia się motyw szpiegostwa przemysłowego. I mam takie wrażenie, że autor chciał w ten sposób oddać cesarzowi co cesarskie – bo w drugiej powieści otrzymujemy pasjonującą historię, która początkowo wygląda na opowieść w stylu „morderca jest wśród nas” ale tak naprawdę ociera się niemalże o psychologiczny dramat. Mamy oto profesora Heynę, którego pamiętnik może być dla niektórych osób bardzo niewygodny – przede wszystkim dla Zygmunta Piety, dyrektora pewnej firmy: w 1942 roku podczas akcji odbicia więźniów z więzienia w Ostryni na Kielecczyźnie z jego winy doszło do masakry dokonanej przez Niemców. Ale czy to na pewno była wina Piety? Tak twierdzi Heyna znany z tego, że nienawidził konformizmu, nie znał kompromisów, ferował wyroki i bardzo surowo oceniał ludzi – i dlatego go nienawidzono. A czy sam profesor ma prawo do tak radykalnych osądów? Kiedy był w partyzantce bezwzględnie wykorzystał zakochaną w nim kobietę do dywersyjnej akcji, a potem ją porzucił – i tego epizodu w pamiętniku nie ma; jedna ze znajomych Heyny twierdzi też, że po wojnie stchórzył w sytuacji w której oczekiwano od niego jednoznacznej decyzji.
„Nie istnieje przeszłość bez skazy. Istnieje po prostu przeszłość. Trudna, często wewnętrznie sprzeczna” – to zdanie wypowiedziane przez dziennikarza wydaje się być dla tej książki kluczowe i aktualne do dziś. Śledztwo w sprawie śmierci profesora staje się więc bardziej poszukiwaniem prawdy o przeszłości; ta prawda „budzi zwykle najsilniejsze namiętności, chociaż nie zawsze bywa użyteczna”. Autor pisze o tym, że bardzo łatwo o radykalne oceny nie skonsultowane z drugą stroną; Heyna jednoznacznie uważał, że pisze prawdę, ale „sądził tylko, że ją zna. Nie chciał słuchać argumentów, nie docierały do niego wyjaśnienia i motywy” – i dlatego uważam, że ta książka do dziś nie straciła na aktualności i przez to jest warta przeczytania. Nie jest to literatura lekka, momentami wymaga pewnego skupienia ale na pewno jest dobra, pozbawiona propagandy i wolna od czarno-białych postaci, co w przypadku serii „Labirynt” jest wręcz ewenementem; myślę więc, że warto po nią sięgnąć.