Kapitan Żbik – Smutny finał 14/2024

  • Autor: Krupka Władysław
  • Tytuł: Smutny finał
  • Wydawnictwo: Sport i Turystyka
  • Seria: Kapitan Żbik
  • Rok wydania: 1982
  • Nakład: 200250
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Dziękujemy kapitanie, żegnaj majorze, powodzenia … pułkowniku

„Smutny finał” to 53 – ostatni – „kolorowy zeszyt” w komiksowej serii „Kapitan Żbik”, a także czwarta część wydanej w roku 1982 tetralogii szpiegowskiej (pierwszą była „St. Marie wychodzi w morze …”, drugą „Nie odebrany telegram”, a trzecią „Ślady w lesie”). Autorem scenariusza jest Władysław Krupka, a rysunków Jerzy Wróblewski. Komiks liczy 32 strony. Mini-seria powstała na podstawie powieści „Skazałeś ją na śmierć” Władysława Krupińskiego (Krupki), wydanej w roku 1977 w „Różowej Okładce”.

Akcja „Smutnego finału” toczy się w Trójmieście i okolicach Torzymia (miasto na trasie Świebodzin-Świecko), gdzieś w okresie: lato 1978 – jesień 1981.

Streszczenie trzech wcześniejszych odcinków: Major Żbik prowadził śledztwo w sprawie zaginięcia w Gdyni Hansa Jurgena – niemieckiego marynarza ze statku „St. Marie”. Na miejskim bazarze odnaleziono płaszcz Niemca, a na terenie Zakładów Budowy Maszyn jego mundur oraz portfel wraz z dokumentami i zdjęciem jakiejś kobiety. Milicji udało się ustalić, że marynarz studiował kiedyś chemię i interesował się paliwami do silników okrętowych. Podjęty trop prowadził do Instytutu Paliw Płynnych w Gdyni, a konkretnie do inżyniera Żaka. Ustalono też, że figurująca na zdjęciu kobieta to Maria Olimpska – studentka chemii, pracownica Instytutu, która rozpłynęła się w powietrzu.

Do pomocy majorowi Żbikowi skierowany został również major, tyle że Służby Bezpieczeństwa, Mirecki – ekspert od spraw chemii. Pomagali im dwaj milicjanci – porucznik Julian oraz sierżant Zarycki, Sprawa ruszyła do przodu dzięki bystremu oku kierowcy TIR-a. Mirecki dał sygnał do ataku …

W mojej ocenie komiks ten jest przekombinowany, niezbyt ciekawy i mieszczący się w hierarchii serii w niskich stanach średnich.

PRL-ogizmy: kawiarnia „Fala” (bdb), stacja CPN (Centrala Produktów Naftowych), Fiat 125p, milicyjny cywilny Polonez 1500 MR’78, którym poruszał się major Żbik (model pierwszej generacji), Volvo, którym major Mirecki jechał ponad 140 km/h (343 DL z roku 1980?), hasło „ … siłą Narodu” (w kadrze „nie zmieścił się” początek: „PZPR przewodnią …” albo „Partia przewodnią…”, co i tak na jedno wychodzi).

Pierwszy raz mi się zdarzyło, że recenzowanie jakiejś „żbikowskiej” mini-serii zacząłem od ostatniej jej części, tym bardziej, że na razie nie planuję recenzji wcześniejszych trzech jej części. Zrobiłem to jednak, by w jakiś sposób uhonorować zakończenie tej kultowej serii komiksów.

Na odwrocie przedniej okładki jest – wcale nie lakoniczne – pożegnalne wystąpienie majora Jana Żbika skierowane nie tylko do czytelników, ale też do wszystkich, którzy mieli swój udział w wydaniu tej serii. Dla mnie najciekawsze są dwa zdania. „Po raz pierwszy spotkaliśmy się na łamach „kolorowych zeszytów” już dwadzieścia 20 lat temu” – to o tyle dziwne, że „zeszyty” wydawano od roku 1968, a więc od 14 lat (!!!) „Zgodnie z decyzją moich przełożonych przechodzę do innej odpowiedzialnej pracy”. Ciekawe, cóż to miała być za służba? Możemy pogdybać. Żbik był w wieku około 40 lat, odznaczał się żelaznym zdrowiem i sprawnością fizyczną, miał stopień majora i ogromne doświadczenie w pionie kryminalno-dochodzeniowym, słowem – milicjant w kwiecie wieku, żeby nie powiedzieć w szczycie formy. Oczywiście w grę wchodził tylko awans. W ramach milicji mogłoby to być stanowisko dyrektora (lub zastępcy) Biura Kryminalnego KGP albo jakiś stołek komendancki. Jeśli ta druga możliwość to, nie w komisariacie, nie w komendzie dzielnicowej, powiatowej czy miasta, ale raczej wojewódzkiej, może nawet stołecznej. Raczej też nie stanowisko pierwszego komendanta, ale jego zastępcy do spraw kryminalnych. Odpada milicyjna praca za granicą, gdyż w tym czasie Polska miała zerwane stosunki z Interpolem. A może służba w SB (współpraca z majorem Mireckim układała się znakomicie) albo jakieś stanowisko doradcze w MSW? No cóż, trudno o czymkolwiek z cała pewnością lub dużym prawdopodobieństwem wyrokować. Warto zauważyć, że ostatnie słowa wypowiada w tej serii – jakżeby mogło być inaczej – nasz kapitan-major, a brzmią one bardzo wymownie: „Moja rola skończona”. Nam zaś nie wypada odpowiedź nic innego jak tylko: „Dziękujemy kapitanie”!

Warto też zastanowić się nad przesłaniem tytułu tej ostatniej części. Dla kogo i z jakiego powodu właśnie ów finał był smutny? Na pewno smutny był dla twórcy serii i ojca sukcesu – Władysława Krupki oraz zagorzałych czytelników. Smutny podwójnie był dla „żbikomanów”, bo nie tylko był to ostatni komiks z serii, ale też i merytorycznie bardzo słaby, po prostu kiepski. Smutny powinien być też ogólnie dla młodzieży, bo do tej pory – m.in. przez tę serię – milicja starała się zjednać ją sobie, a także wzbudzić szacunek, wdzięczność i zrozumienie oraz zachęcić do lubienia tej formacji, współpracy z nią i wstępowania do niej. Od czasu zaprzestania wydawania „żbików”, milicja przestała być „ludzka” dla młodego pokolenia, które od tej pory miało się milicji tylko i wyłącznie bać.

Ps. Władysław Krupka długo wytrzymał bez swojego sztandarowego bohatera, bo aż 21 lat! Otóż w latach 2003-2004 w „Bezpłatnym Tygodniku Poznańskim” ukazał się w odcinkach komiks „Tajemnica „Plaży w Pourville””, do którego Krupka napisał scenariusz, a rysunki wykonał Bogusław Polch (ten bez Żbika wytrzymał dłużej, bo aż 28 lat!).

Fabuła komiksu dotyczy prawdziwego zdarzenia – głośnej kradzieży, wartego miliony dolarów, obrazu Claude’a Moneta „Plaża w Pourville” z rogalińskiej galerii obrazów należącej do Muzeum Narodowego w Poznaniu, dokonanej we wrześniu 2000 roku. W komiksie policjantów pracujących nad sprawą kradzieży tego cennego płótna, wspomógł emerytowany pułkownik MO – słynny Jan Żbik, a także jego wnuk Michał, pracujący dla Centralnego Biura Śledczego. W 2003 roku, kiedy powstał komiks, losy skradzionego obrazu dalej były nieznane, a odnaleziono go dopiero w roku 2010. Z uwagi na to, autorzy „pasków” stworzyli nowe zakończenie komiksu. W 2013 roku ukazał się „kolorowy zeszyt” pod tym samym tytułem, co gazetowiec, z dopiskiem „Przygody pułkownika Żbika i jego wnuka Michała”. Czyżby planowana była wówczas nowa „żbikowska” seria? Niestety skończyło się tylko na jednym komiksie. Wielka szkoda, że po śmierci Krupki, nikt nie pociągnął „Przygód”, tak chociażby jak to zrobiono, i to bardzo udanie, z „Kajkiem i Kokoszem”.