Herbert George Wells – Niewidzialny człowiek 123/2024

  • Autor: Herbert George Wells
  • Tytuł: Niewidzialny człowiek (The Invisible Man)
  • Wydawca: Wydawnictwo CM
  • Rok wydania: 2017
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Widmo na falach eteru, czyli well, well, well, mister Wells

Brytyjski pisarz Herbert George Wells (1866-1946) był – obok Julesa Verne’a – pionierem gatunku science-fiction. Najsłynniejszymi jego powieściami są: „Wojna światów” i „Wehikuł czasu”. Jeśli którąś z książek tego autora można nazwać sensacyjno-kryminalną (oczywiście w konwencji sf), to najbardziej odpowiada temu „Niewidzialny człowiek” z roku 1897. W Polsce po raz pierwszy powieść tę wydało „Echo Krakowa”, a było to w roku 1901. W czasach PRL powieść wydana została przynajmniej dwukrotnie – w zbiorach opowiadań. Ja dysponuję wydaniem z roku 2017, liczącym 148 stron.

Akcja toczy się w Wielkiej Brytanii, w małych miejscowościach (jest też dobrze opisany Londyn, ale tylko we wspomnieniach, choć dość długich), a rozpoczyna dnia 29 lutego roku nie wiadomo którego.

W gospodzie „Pod Dyliżansem” w Iping, prowadzonej przez państwa Hall, zatrzymał się wycieńczony, wygłodniały i dziwnie wyglądający gość. Na głowie miał nisko opadający kapelusz, kołnierz płaszcza wysoko postawiony, górną część twarz obandażowaną, a dolną zasłoniętą, a do tego spiczasty i bardzo czerwony nos, nałożone rękawiczki oraz ciemne okulary. Swój nietypowy wygląd tłumaczył wypadkiem, jakiemu uległ. A że mieszkańcy wioski cechowali się trzeźwymi umysłami, nie dali temu wiary i wymieniali się między sobą własnymi hipotezami: że to zbrodniarz ukrywający się przed policją, albo anarchista wyrabiający materiały wybuchowe, ewentualnie rasowy mieszaniec, a najpewniej nieszkodliwy wariat.

Parę słów o Iping. Była i jest to wieś położna w hrabstwie West Sussex, na południowy zachód od Londynu, licząca nie mniej niż 400 mieszkańców. Poza gospodą miała też szynk „Pod Czerwoną Różą”, sklep z tytoniem, szkółkę ludową i kościół [pod wezwaniem St Mary, wybudowany na miejscu starej drewnianej świątyni w roku 1840, a przebudowany w 1885]. Wśród jej mieszkańców byli: pastor, nauczyciel, felczer, sklepikarze, golibroda, szewc, krawiec, poczciarz, kowal, zegarmistrz, powroźnik, kupiec korzenny, a nawet sędzia śledczy i konstabl Bobby (jakże by inaczej!) Jaffers.

Nieznajomy planował przez dłuższy czas mieszkać w oberży. Wychodził z gospody zazwyczaj nocą, a będąc w niej zamykał się w swoim pokoju, zasłaniał okna, gasił świece i lampy, jadał zawsze w samotności, coś tam do siebie gadał, robił jakieś eksperymenty, a kiedy wpadł w furię wyżywał się na wyposażeniu, niszcząc je, za co – dopóki miał pieniądze – chętnie płacił. Kiedy doszło do włamania i kradzieży pieniędzy na probostwie, podejrzenia skierowały się właśnie na niego, tym bardziej, że zauważono u niego nagły przypływ gotówki. Miejscowy konstabl postanowił zatrzymać go do wyjaśnienia. W towarzystwie kilku mieszkańców udał się do gospody, by wykonać te zadanie. I od tego momentu zaczęła się niezła kołomyja. Skończyła się ona dopiero po wielu dniach, gdy do akcji wkroczył pułkownik Adye, naczelnik policji z Port Burdock. W międzyczasie doszło jednak do zabójstwa, a drugie wydawało się już tylko kwestią czasu …

W książce jest dużo zamieszania: bójki, pościgi, strzelaniny, ukrywania się i … przebierania. Tak więc czytelnik nie ma podstaw do znużenia się nią. Wydaje mi się również, że powieść wciąż dobrze się trzyma, w dalszym ciągu może się podobać i jak najbardziej nadaje się do kolejnych ekranizacji [Pierwszy film, jaki powstał na jej podstawie, wyprodukowano w roku 1933, a w Polsce miał on premierę rok później. Tytułową rolę Griffina zagrał Claude Rains, znany z filmu „Casablanca”, który w swojej karierze czterokrotnie nominowany był do Oscara za drugoplanowe role].

Ktoś może zapytać: a co książkowe brytyjskie społeczeństwo w tamtych czasach popijało? Mam na to szczegółową odpowiedź. Były to: sherry, piwo, koniak i gin oraz sarsaparilla i herbata.

Ciekawy cytat: „Anglosaski zmysł parlamentarny ujawnił się tu w pełni: było dużo bezowocnej gadaniny”

Polonik: „Wszedł mój gospodarz, polski Żyd …”

Tak więc mamy już zrecenzowane pozycje sensacyjno-kryminalne Wellsa i Verne’a, a nieubłagalnie zbliża się czas na recenzję tego typu książki autorstwa innego tuza swojej epoki – Karola Maya.