Henry Tanners – „Łeb Gorgony” 231/2024

  • Autor: Henry Tanners
  • Tytuł: „Łeb Gorgony”
  • Wydawnictwo: Agencja „Unia-Press”
  • Seria: Skorpion (nr 7/91)
  • Rok wydania: 1991
  • Nakład: 40000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Dobry ton środowiska agentów socjalistycznych służb specjalnych: na powitanie zrobić „misia” i podwójną „rybkę”

Nie potrafię powiedzieć, kto z naszych pisarzy posłużył się pseudonimem Henry Tanners . Książka liczy 96 stron, a jej cena okładkowa to 7000 zł.

Akcja toczy się w NRD, Bułgarii, Czechosłowacji, Polsce i na Węgrzech, zanim upadł Mur Berliński, prawdopodobnie jesienią roku 1988, kiedy to klub piłkarski Dukla Praga w pierwszej rundzie Pucharu UEFA (a nie Pucharu Zdobywców Pucharów jak jest w książce) grał z hiszpańskim klubem Real (ale nie Realem Madryt jak jest w książce, ale Realem Sociedad San Sebastian).

Enerdowskiej STASI zaczął się palić grunt pod nogami. Jej szefowie, wspólnie z członkami Komórki Kontroli Biura Ochrony Władz Państwowych, wpadli na szatański pomysł, by w celu poprawy sytuacji wywołać konflikt zbrojny pomiędzy Wschodem a Zachodem. W tym celu postanowiono wysłać do krajów Układu Warszawskiego agentów, którzy ukradliby z siedzib tamtejszych służb bezpieczeństwa pilnie strzeżone zakodowane magnetyczne Karty Zero, dzięki którym można by – bez ryzyka wskazania na NRD – wydać z supertajnego bunkra – Schronu Zero (Sali Zero) usytuowanego pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, rozkaz odpalenia radzieckich głowic atomowych umieszczonych w rakietach SS-20, stacjonujących na terenie PRL i CSRS, które spadłyby na niektóre obiekty strategiczne Europy Zachodniej, a to z kolei sprowokowałoby NATO do uderzenia, dzięki czemu w NRD można by wprowadzić stan wyjątkowy i przywrócić STASI pełnię władzy. Plan ratowania tego kraju otrzymał nazwę „Łeb Gorgony”.

Warto tu dodać parę słów o warszawskim schronie: „Oprócz żelbetowo-pancernych ścian o wielometrowej grubości, strzegą go poczwórne drzwi wykonane z wanadowo-ceramicznych płyt oraz cały system posterunków. W dodatku bunkier zaopatrzony jest w systemy zabezpieczające, niszczące komputerowe stanowisko dowodzenia ogniem, w razie próby siłowego wdarcia się do wnętrza. Trzeba więc tam się dostać w sposób legalny. Można tego dokonać dysponując specjalnymi kartami magnetycznymi, spełniającymi, dzięki zakodowanym na nich informacjom, funkcję przepustek oraz kluczy otwierających kolejne drzwi. Znajdują się na nich także fragmenty rozkazów, uruchamiających komputerowy system kierowania ogniem. Trzeba zatem mieć wszystkie Karty naraz, aby móc tam wejść i wprowadzić wyrzutnie w stan gotowości bojowej. Poszczególne głowice, już nakierowane na odpowiednie cele, wybiera się i odpala ręcznie z klawiatury komputera”.

No i rozjechało się pięciu towarzyszy-agentów w cztery strony, by z pomocą zagranicznej agentury oraz członków „Frakcji Czerwonej Armii” dokonać kradzieży kart. Ich tropem podążyli tajni zabójcy. Z KGB? Z NATO Security Service? A może z samej STASI? Trup zaczął ścielić się gęsto.

Szpiegowskie: samochody – Łada, Wołga, Skoda Octavia i Wartburg, broń – pistolet Walter, a także napoje – czeskie budziejowickie piwo, węgierskie egri burgundi i wiadomo czyj Johnny Walker.

PRL-ogizmy: warszawskie – PKiN, hotel „Forum” i tunel średnicowy.

A jak sama książka? Pomysł był dobry, początek jest niezły, ale w sumie kiepsko. Jak dla mnie zbyt naiwna i prymitywna. Po lekturze odłożyłem ją na makulaturę, bo wstyd by mi było komuś ją dać. Porównując nakład tej pozycji – ostatniej w serii „Skorpion” – z nakładem pierwszej w serii – „Ekspres „Romulus””, widać znaczny spadek – aż o 60 000 egzemplarzy. Ja się jednak zupełnie temu nie dziwię. Jaki poziom serii i jakość w niej książek, taki też spadek nakładu. Ogólnie „Skorpion” to dla mnie porażka.