Henelt Borys Paweł – Lista czterdziestu pięciu 281/2024

  • Autor: Henelt Borys Paweł
  • Tytuł: Lista czterdziestu pięciu
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą (tom nr 62)
  • Rok wydania: 2015
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Klubowa Księgarnia

Dziewczyna z Goławina, sos z Sosińskiego i Madejowe dżokery

„Lista czterdziestu pięciu” drukowana była w gazecie „Słowo Powszechne” w roku 1965. Książka liczy 128 stron. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Już na wstępie zwraca uwagę rewelacyjna okładka z siedemnastoma – różniącymi się (!!!) – męskimi sylwetkami.

Akcja toczy się w Warszawie, w roku 1965 (właśnie tego roku 12 czerwca wypadał w sobotę).

Halina Prokop mieszkając w Goławinie była prostą, źle ubraną i biedną dziewczyną, nic sobie z tego nie robiącą, maskującą urodą i tupetem brak wykształcenia i obycia. Po przeprowadzce do Warszawy, dzięki prowadzonym przez siebie interesom, odłożyła – na książeczce oszczędnościowej PKO wystawionej na okaziciela – dwieście tysięcy złotych. Powiedziała o tym swojemu narzeczonemu – Zbyszkowi Zakrzewskiemu i dała mu tę książeczkę na przechowanie. Kiedy wróciła z randki do swojego mieszkania zastała w nim wspólnika w interesach, który zażądał od niej zwrotu towaru oraz listy pośredników. Halina stanowczo odmówiła, a w niedługo potem już nie żyła.

Sprawą zajął się major Wiktor Zaruba („młody, przystojny (…) który rozwiązywał wszystkie swoje sprawy bezbłędnie, z polotem i fantazją, odbiegającą od wszelkich szablonów i schematów”), a pomagała mu cała rzesza milicjantów: porucznik Zbigniew Madej („niedoświadczony pomocnik i asystent”), sierżant Banaś („stary, wytrawny dochodzeniowiec”), sierżant Skiba, chorąży Rela, kapral Świt, a także porucznik Szary i kapitan Mielżyński. Nad wszystkim zaś czuwał prokurator Barcz.

Oględziny zwłok wykazały, że Prokopówna została uduszona. Pierwszym podejrzanym w sprawie był jej narzeczony, drugim – jej sąsiadka Helena Malec, która winna była Halinie pieniądze. Sprawa nabrała rozpędu i weszła na właściwe tory, kiedy w skrytce odnaleziono „listę czterdziestu pięciu” oraz tysiąc dolarów w gotówce, a także wykaz zakupionych „twardych” i „miękkich”. Błyskawicznie rozpracowano figurantów z listy. Okazało się, że czterdziestu z nich to byli skromnie żyjący emeryci, regularnie otrzymujący paczki z Włoch. Pozostałych pięciu to już była inna liga. Decydująca rozgrywka – i to pod przykrywką – odbyła się w podwarszawskim Konstancinie …

PRL-ogizmy: warszawskie – restauracja „Kongresowa”, kawiarnia „Muranowska”, kino „Atlantic”, klub studencki „Stodoła”, pensjonat „Atlas” w Konstancinie, samochody – najnowszy model włoskiego fiata [850 z roku 1964?], milicyjna Warszawa, a także papierosy „Wawel”.

Kryminał ten jest dość sympatyczny, a najbardziej spodobały mi się w nim: pomysłowość śledczego Zaruby oraz … współpraca milicjantów.

Na koniec warto przypomnieć inne ”gazetowce” Henelta (nie mam niestety zdjęcia „Zaczęło się w Zakopanem”):