- Autor: Burakowska Elżbieta
- Tytuł: Elektroniczny detektyw
- Wydawnictwo: KAW
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 60350
- Recenzent: Robert Żebrowski
Pozytronowy pies na tropie
Po książkę tę sięgnąłem z uwagi na jej intrygujący tytuł. W końcu detektywi to centrum naszych klubowych zainteresowań, a epitet elektroniczny zapowiadał kryminał science-fiction. Autorką jest Elżbieta Burakowska (ur. 1945) – scenarzystka, aktorka i pisarka dla dzieci. Pozycja liczy 71 stron, w tym kilka kolorowych ilustracji. Cena okładkowa to 20 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się gdzieś w Polsce i kiedyś w przyszłości, choć wbrew pozorom wcale nie tak bliskiej. Choć od czasu wydania książki minęło już prawie 50 lat, to opisanej w niej rzeczywistości, przynajmniej odnośnie jednego elementu, jeszcze nie ma i mam nadzieję, że w ogóle nigdy nie będzie.
Profesor cybernetyki – Klapka razem ze swoim elektronicznym psem Lampyrisem (dla przyjaciół – Świetlik), na polecenie ministra, przybyli do Ośrodka Sztuki Nowoczesnej (czyli Cybernetycznej), gdzie tworzeniem sztuki zajmowały się roboty. Miał on objąć tam stanowisko Głównego Technologa, a jego pies miał zostać obserwatorem zachowania robotów. Placówką zarządzał Naczelny Doradca Artystyczny, a zatrudnione w niej były: komputery – Supermózg, Poetron, Muzykon i Farber, roboty – NEMO (Nowoczesna Elektroniczna Maszyna Obliczeniowa), Analizator, Uniwers, Gony (czyli gońce), Wyglądacze (lornetkoocy), Spece i Iksy oraz Pelagia – Główna Sprzątaczka (prywatnie człowiek).
Dość szybko Lampyris odkrył, że w jednej z sal ośrodka leży ułożony koliście przewód, podłączony do sieci i wytwarzający pole elektromagnetyczne, w którym automaty mogły porozumiewać się telepatycznie, bez obawy, że usłyszy je człowiek. Kiedy roboty zorientowały się, że ich tajemnica została ujawniona, postanowiły zniszczyć cyber-psa.
W książce tej nie doszło jednak do żadnego przestępstwa czy nawet wykroczenia. Praca detektywistyczna Lampyrisa polegała na czymś innym. Otóż odkrył on coś takiego, z czym w literaturze i filmie nie miałem do czynienia. Do tej pory było tak, że szukano robotów, które przyjęły postać człowieka, tu zaś człowiek podszył się pod robota!
Kto był fałszywym automatem? W jakim celu dokonano tego kamuflażu? Jak się zakończył „bunt maszyn”?
Trzeba przyznać, że jak na lata 70. książka ta była dość nowoczesna i młody czytelnik (w wieku 8-10 lat) raczej się przy niej nie nudził. Jak by było teraz? Myślę, że części dzisiejszych dzieciaków też by się spodobała. Ale tylko dzieciakom.
Ciekawostka: w książce jest mowa o Domu Wypoczynkowym w Starej Wólce położonej ponad sto kilometrów od Miasta. Biorąc pod uwagę, że Miastem, w który mieszka minister, jest Warszawa to wypada na to, że Starą Wólką jest wieś położona koło Radzanowa w powiecie płockim.