- Autor: Biliński Wacław
- Tytuł: Bój
- Wydawnictwo: MON
- Rok wydania: 1973 (wyd. III)
- Nakład: 20336
- Recenzent: Robert Żebrowski
„Szarotka” wzywa pomocy
Wacław Biliński (1921-1999) jest autorem kilkunastu książek, na podstawie których powstało kilka filmów m.in. „Nagrody i odznaczenia”, „Pobojowisko” i „Raj na ziemi”.
„Bój” napisany został w roku 1952, a po raz pierwszy wydano go w roku 1954. Egzemplarz, którym dysponuję liczy 187 stron, a jego cena okładkowa to 12 zł.
A oto, co na wstępie o swojej powieści napisał autor: „W mojej książce nie ma żadnych autentycznych nazwisk, nie wszystkie epizody są prawdziwe, a przecież historia nie jest zmyślona …”
Akcja toczy się w Bieszczadach, pod koniec lat 40., w przeciągu 24 godzin.
Porucznik Zylla, po powrocie z rekonwalescencji, przybył do strażnicy WOP usytuowanej na Przełęczy Wolna, gdzie od chorążego Michcika przejął dowództwo nad nią.
Tak się złożyło, że tego samego dnia leutnant Wehrmachtu – Johann Schmidt zwany „Jednorękim” („Odnorukij”) właśnie przez „Wolną” postanowił, wraz z dwiema podległymi mu sotniami banderowców, przebić się do Czech, by stamtąd dostać się do Austrii, a konkretnie do Wiednia, skąd otrzymywał rozkazy. Uciekał, gdyż zaplanowano obławę na jego oddział, w której miały wziąć udział: wojsko, KBW i ORMO. Do Johanna przyłączył się też kilkunastoosobowy polski oddział „leśnych” pod dowództwem Wiktora.
Dwie sotnie to było co najmniej 200 żołnierzy. A jaką załogę miała strażnica WOP? Policzmy: wspomniani Zylla i Michcik, sierżant Błażejuk, plutonowi – Cybiński, Niewidziajło i Grochowiak, starszy strzelec Kizior, strzelcy – Oleniczak, Kobryś, Kalina, Chajecki i Kania, a także kucharz Rosolak i sanitariuszka Anna. Tak się złożyło, że placówkę odwiedził tego dnia lejtnant radzieckiej Służby Pogranicza – Sawczenko i jego jefrejtr, czyli starszy szeregowy. W sumie było to tylko 16 osób. Na szczęście strażnica otoczona była okopem, przed którym położone były zasieki, a na wyposażeniu wopiści mieli: cekaem „Maxim”, erkaemy (pewnie „Diegtariewy”), pistolety maszynowe („Pepesze”) i „kabeki”, do tego pełen zapas amunicji i granaty. Druga strona zaś dysponowała moździerzami.
Banderowcy przecięli kabel telefoniczny, przerywając w ten sposób jakąkolwiek łączność strażnicy z dowództwem w mieście, gdyż placówka była wyposażona we wszystko, tylko nie w nowe baterie do radiostacji. Niezwłocznie też przystąpili do szturmu. Rozgorzał bój, zrobiło się bardzo gorąco, a trup słał się z obu stron. Kiedy „zagrały” moździerze, sytuacja wopistów stała się dramatyczna …
Książka, w odróżnieniu od wielu innych dotyczących walk z UPA, jest lekka w odbiorze i bardzo szybko się ją czyta. Akcja jest wartka, a treść pozbawiona wątków propagandowych. Jej fabuła nasuwa na myśl skojarzenia z filmem „Siedmiu wspaniałych”. W mojej ocenie „Bój” był (i jest) gotowym scenariuszem na całkiem niezły film. Należy też podkreślić „wielokulturowość” powieści: poza językiem polskim padają w niej też zdania po rosyjsku, ukraińsku i niemiecku, a mundury banderowców składają się z elementów radzieckich, niemieckich, polskich i amerykańskich. Książkę tę jak najbardziej polecam!
Ciekawostka: wśród książek wopistów była m.in. „Szosa Wołokamska” (z roku 1948).