Z Edigeyem na Pradze

Północ

Na Ząbkowskiej granitowa kostka wprawia samochód w nieznośne drżenie. Kierownica niemalże wyrywa się z rąk. Bar Ząbkowski na rogu skrzyżowania z Targową. Zasłonki dyskretnie przesłaniają okna. Nie można już podpatrywać bywalców, którzy przy wysokich stołach na stojąco posilają się pyzami czy ruskimi pierogami. Bazar Różyckiego spsiał, kupujących i handlarzy mniej. Tubylcy z Pelcowizny i Szmulek, nie zważają na pasy i światła.  Koło poczty czasem leży na jezdni but, stoi policja. Nie na darmo mówią, że śmierć wyciąga człowieka z butów. Do niedawna spieszyli  firmowego sklepu „Konesera”.
Z samochodu można bezpiecznie oglądać tę ludzką menażerię. Panie, z twarzami na których znać wszystkie noce i dni ich żywota, panów o wysuszonych winem ciałach i nalanych obliczach. Wyglądają jak ów lokal na Radzymińskiej, który codziennie mijam w drodze do pracy. „Image” – sklep czy pracownia? Pozostał szyld. W całkiem dobrym stanie. Białe litery na czarnym tle, ale okno wystawowe zasłonięte prostokątem blachy podtrzymywanym poprzeczną sztabą. Drzwi wejściowe zamknięte zieloną kratą. Pośrodku szyby zieje czarna wyszczerbiona dziura.


Kilka ulic dalej, na Księcia Ziemowita, tuż przy torach kolejowych szukam śladów „Smarówki”. „Taka niezbyt wielka fabryka. Przed wojną robili smary do wozów i do maszyn. Rozlewali w butelki i produkowali różne chemikalia.”
Wyruszyłam śladem porucznika Andrzeja Ciesielskiego, który badał sprawę zabójstwa inżyniera Zygmunta Stojanowskiego. W poszukiwaniu poszlak wysiadł na Radzymińskiej przy przejeździe kolejowym, pod wiaduktem przeszedł do ulicy Naczelnikowskiej. „Drogowskazem była mu widoczna z daleka wieżyczka niewielkiego kościoła, o którym wiedział, że znajduje się na ulicy Księcia Ziemowita”. Wydaje się, że musiał mieć sokoli wzrok, a może nawet peryskopowy, bo Ziemowita przecięta jest przez nasyp kolejowy skutecznie zasłaniający kościół (przypuśćmy, że nie było wówczas budynków Hydrobudowy, dziś maskujących kościół od strony Naczelnikowskiej). Wieża równa jest zaś kościołowi, jedyny jej górujący element – sygnaturka, od strony Pragi zasłonięta jest przez spiczasty hełm na dachu świątyni.
Ta świątynia, Kościół Zmartwychwstania Pańskiego, wzniesiona została tuż po I wojnie światowej na kolejarskim osiedlu z podkładów kolejowych. Projektował go Stefan Szyller; mam nadzieję że wprawne oko porucznika odnalazło w nim pewne elementy stylu zakopiańskiego. Ale już na pewno nie wiedział, bo skąd to mógł wiedzieć milicjant, ten fakt znać powinien funkcjonariusz IV Departamentu MSW, że parafię poświęcił ówczesny nuncjusz papieski w Polsce, Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI.
Śladów po „Pomocy Budowlanym” (to powojenna nazwa fabryczki) za białym parkanem na wąskim pasie gruntu od ulicy Ziemowita aż do torów kolejowych, nie znajduję. Po krótkim śledztwie przeprowadzonym w książkach telefonicznych z lat 70., wiem jedynie, że przy ulicy tej pod numerem 61 b znajdowało się Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia Budownictwa Warszawa, w skrócie PEZETBEWU. Jednak z opisu Edigeya wynika, że „Pomoc” była raczej po parzystej stronie ulicy.
Dzielny oficer wracał ścieżką wzdłuż torów do Kawęczyńskiej, by wsiąść w tramwaj 25 do Śródmieścia. Wzgardził autobusem 138, bo musiał by się przesiadać, a tak tramwajem dotarł na skrzyżowanie przy hotelu Polonia, by potem pomknąć Marszałkowską do Pałacu Mostowskich.
Wizyta w spółdzielni pracy „Pomoc Budowlanym” okazała się owocna – chwila olśnienia w odpowiednim momencie i okazuje się, że zabójstw (na jednym trupie się nie skończyło) dokonał magazynier Aleksander Wiśniewski, który pospołu z innym pracownikiem  „Pomocy” inżynierem Wacławem Pakoszem, kradli zeosil, płyn do smarowania form, w które wylewano beton na budowie Trasy Toruńskiej. Pewnie dlatego teraz rozbierane będą  jej  wiadukty po stronie praskiej.
Szatański miałam pomysł by zwiedzić te zakątki z  książką, na której okładce zardzewiały 2. kilogramowy odważnik spływa krwią na pogniecioną gazetę.  To „Sprawa dla jednego” Edigeya  w której szukam miasta – Pragi sprzed lat: Szmulki, Brzeska, Markowska (równoległa do Brzeskiej, ale bardziej oddalona od Targowej) Kijowska z mrówkowcem naprzeciwko Dworca Wschodniego.

Południe

Na sąsiednie Pradze, a konkretnie na Grochowie umieścił Edigey pewne epizody w powieści „Najgorszy jest poniedziałek”. Do Grochowa mam stosunek sentymentalny. Spędziłam tam studenckich kilka lat, no i grochowski adres miała moja druga połowa (zmieniło się tylko miejsce zamieszkania, brzydsza połowa naszego stadła od lat ta sama).
Wracam jednak do praskich tropów w „Najgorszym poniedziałku”. Mieszkającej w okolicach ulicy Omulewskiej rodzinie zaginęło dziecko. Omulewska – to ulica bliżej mi nie znana, ale okolice za Uniwersamem na Wiatracznej odwiedzałam czasami. Te ulice są do siebie podobne. Bloki i wysokościowce – kamienice PRL-u – przemieszane z jakimiś zapuszczonymi warsztatami. Okolica zupełnie nie warta była by uwagi, gdyby nie Bitwa pod Olszynką Grochowską w lutym 1831 r. Pod wsiami Grochów Duży i Mały miały swe pozycje polska kawaleria i piechota.
Kidnaping na Pradze trwał tylko jeden dzień, ale utwierdził mecenasa Ruszyńskiego, tym razem konkurującego o palmę pierwszeństwa w dochodzeniu  prawdy z majorem Kaczanowskim, o słuszności swego rozumowania. Przedmiotem rywalizacji było odnalezienie porwanego kilka miesięcy wcześniej synka pięknej rozwódki i „wdowy”  noszącej antyczne imię i prozaiczne nazwisko: Heleny Kowalskiej.
Jej historia była cokolwiek zagmatwana, z podtekstem obyczajowym. Teściowa nie tolerująca synowej z ludu, rozwód, dziecko (w takiej właśnie kolejności),  alimenty, „śmierć” tatusia. I pewnego razu mały brzdąc znika sprzed sklepu na Solcu. Współzawodnictwo mecenasa i majora, koneserów  rudowłosych dam i panienek, przyniosło oczekiwany rezultat. Zaginione dziecię wróciło do mamy i pewnie zyskało ojca (a może nawet dwóch).
A pomyśleć, że wszystko zaczęło się również na Grochowie. Piękna Helena zamieszkała ze swym małżonkiem, niestety nie razem, ale blisko siebie: „przy ulicy Kickiego, na Grochowie, w domach akademickich. On w bloku męskim, ona naprzeciwko przez ulicę.” W czasach, gdy ja zapoznawałam się z akademickim życiem i praskim folklorem, nie było już podziału na akademiki męskie i żeńskie. Ale w akademiku po parzystej stronie ulicy funkcjonował klub Ubab – nazwa z pozoru niezrozumiała, ale gdy zrobimy spację po „u” wszystko stanie się jasne. Adres: Kickiego 9 i 12.

Ewa Gryguc

Edigey Jerzy Sprawa dla jednego. Warszawa: KAW, 1978. Wyd. 1.
Edigey Jerzy Najgorszy jest poniedziałek. Warszawa: Iskry, 1975.  Klub Srebrnego Klucza. Wyd. 1, nakł 100 000 + 275 eg.