Kobiety w powieści milicyjnej

Referat Klubowiczki Anny Lewndowskiej podczas spotkania w Ursynotece

Zacznę od kobiet-detektywów, bo tych jest zdecydowanie najmniej, więc pójdzie najszybciej. Oficjalnych, czyli zawodowych jest zaledwie kilka. Bohaterką książki Jerzego Edigeya „Alfabetyczny morderca” jest porucznik Barbara Śliwińska, u Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego w książce „Pasta do zębów” jest porucznik Anka, w „Błękitnych szynszylach” Barbary Gordon jest prokurator Anna Świgoń, a w „Kim jesteś Czarny” Stanisława Mierzańskiego, czyli Anny Kłodzińskiej, jest porucznik Ewa. I to by było na tyle. Autorzy zdecydowanie woleli na bohaterów swoich książek obierać mężczyzn.


Możliwe, że było tak dlatego, iż sami widzieli się w rolach dzielnych milicjantów, „rycerzy w błękitnych mundurach”, którzy, nie bacząc na nic, walczą o prawo i porządek. Ale czy tylko dlatego?
Wydaje mi się, że pisać o mężczyznach-milicjantach było po prostu łatwiej. Nie zapominajmy, że powieść milicyjna charakteryzowała się pewną typowością. Główny bohater, czyli dzielny milicjant tropiący przestępców, powinien bez reszty poświęcać się pracy, kosztem życia prywatnego. Zaniedbując rodzinę, obowiązki towarzyskie i swoją osobę, wszystkie siły intelektualne i fizyczne powinien poświęcać pracy, spędzając całe dnie w komendzie lub uganiając się za przestępcami po różnych zakątkach kraju.
Taki bohater prześpi się byle gdzie – choćby na służbowym biurku, ogoli lub nie, założy mundur i już jest gotowy do pracy. Często ma jeszcze podkochującą się w nim sekretarkę, która poda szefowi kawę i kanapki, chociaż nie ma szans na zacieśnienie więzi, bo przecież szef nie ma czasu na romanse, tak jest zapracowany. Powieść to nie film, a jakiś tam książkowy milicjant to nie porucznik Borewicz, który w ciągu półtorej godziny i przestępcę zdążył złapać, i uwieść kilka co atrakcyjniejszych aktorek.
Z kobietą to by nie przeszło. Mam na myśli oczywiście taki ascetyczny tryb życia. Przede wszystkim kobieta nigdy by nie zaniedbała rodziny. A gdyby któryś z autorów coś takiego zasugerował – na pewno nie puściłaby tego cenzura. Kobieta zawsze musiała też znaleźć czas na fryzjera, kosmetyczkę czy krawcową (w owych czasach rzadko można było kupić coś gotowego, co by się nadawało do noszenia). Poza tym kobiety mają całą masę innych potrzeb, które im uniemożliwiają całkowite poświęcenie się pracy zawodowej.
Łatwiej więc było pisać o mężczyznach, a jeżeli już autor zdecydował się na dopuszczenie do śledztwa kobiety, to najpierw przedstawiał niechętne nastawienie do niej całego (głównie męskiego) otoczenia, a dopiero potem jej walory umysłowe, stawiające ją w jednym szeregu, albo prawie w jednym, z milicjantami w spodniach. Tak właśnie było w „Alfabetycznym mordercy” Edigeya – najpierw major Zajączkowski złościł się i krzyczał: „Ja potrzebuję ludzi do roboty, a nie takich, co cały dzień patrzą w lusterko i albo malują usta, albo pudrują nos”, i dopiero kiedy porucznik Barbara naprowadziła śledztwo na właściwe tory, niechętnie zmienił o niej zdanie. A swoją drogą zabawne jest, że wpadła na ślad przestępcy całkiem przypadkowo, oddając buty do szewca.

Lepiej wiodło się kobietom w książkach pisanych przez kobiety, chociaż tu, jeżeli wpadły na trop przestępstwa, to działały na własną rękę, współpracując niekiedy z milicją, ale częściej jej przeszkadzając. Swoim wścibstwem, oczywiście.
Typowym przykładem może być bohaterka książek Joanny Chmielewskiej – Joanna Chmielewska, alter ego autorki. Albo przypadkiem, albo wiedziona ciekawością trafiała na jakąś kryminalną sprawę i już nie popuściła – musiała się dowiedzieć, kto i dlaczego.
Zaczęła już w pierwszej powieści „Klin”. Bohaterka, wskutek pomyłki telefonicznej, poznaje dziwnego i tajemniczego mężczyznę. Postanawia odkryć kim jest i co przed nią ukrywa. Oczywiście nie przebiera w środkach, wpadając na coraz bardziej zwariowane pomysły. Bo o bohaterkach książek Joanny Chmielewskiej trudno powiedzieć, żeby były specjalnie zrównoważone. Najpierw działanie, a potem analizowanie skutków, tak można by to ująć w dużym skrócie. Może dlatego te książki są tak zabawne? Bo w końcu fajnie jest widzieć kogoś w sytuacjach, w jakie same za nic w świecie byśmy się nie wplątały.
Kolejne książki są jeszcze zabawniejsze – w „Całym zdaniu nieboszczyka” przepływa małym jachtem ocean, uciekając przed przestępcami, a kiedy ją złapali i osadzili w lochach jednego z zamków nad Loarą, wydłubuje się z tegoż lochu za pomocą szydełka do robótek. W „Romansie wszech czasów” z kolei wciela się w rolę innej kobiety i ma ją grać zarówno przed otoczeniem, jak i przed mężem owej kobiety. W rezultacie okazuje się, że mąż też był podstawiony, a rzekomo skłócone małżeństwo to działająca w największej zgodzie para przestępcza.
W powieści „Krokodyl z Kraju Karoliny” prowadzi śledztwo w sprawie zamordowania swojej przyjaciółki, Alicji. Oczywiście prowadzi je po cichu, ukrywając wszystkie zdobyte informacje przed milicją i prokuratorem, z którym prywatnie jest związana i mieszka pod jednym dachem. Śledztwo prowadzone przez nią oczywiście dało pozytywne rezultaty, choć niekoniecznie takie, jakich oczekiwała.
Podobnie było w „Upiornym legacie” – przypadkiem trafiła na trop afery, ponieważ przestępcy obrali sobie jej samochód za skrzynkę kontaktową. Nie dość tego – obcy nieboszczyk, w ostatnich chwilach życia, zadzwonił do niej z informacją, że właśnie grozi mu niebezpieczeństwo. Zaintrygowana tymi dziwnymi zdarzeniami zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę.
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych Joanna Chmielewska zarzuca sieci na nieco młodszego czytelnika – powstaje kilka książek, których bohaterkami są dwie wścibskie nastoletnie przyjaciółki, Tereska i Okrętka, a następnie kilka, w których występują Janeczka i Pawełek – rodzeństwo z piekła rodem. Prym wiedzie tu Janeczka, którą, mimo że ma dopiero 12 lat, z pewnością możemy uznać za kobietę, albo przynajmniej za kandydatkę na nią. Jest o wiele bystrzejsza od brata i to głównie ona zajmuje się pracą myślową. Te książki są równie zabawne jak twórczość Joanny Chmielewskiej dla dorosłych czytelników, być może dlatego, że nastoletni bohaterowie mają jeszcze mniejsze opory przed wprowadzaniem w życie nawet najbardziej zwariowanych pomysłów.
Żeby podsumować rozdział kobieta-detektyw wspomnę jeszcze krótko o innych autorach, którzy śledztwo przekazywali w ręce kobiet. W książce Leny Toster (ciekawe, kto się kryje pod tym pseudonimem, jeszcze tego nie odkryliśmy) „Krzesełka lorda Blottom”, na trop przestępstwa wpada nieco zaawansowana wiekiem bileterka teatralna, a w powieści „Polujący z brzytwą” Anatola Ulmana kobieta-detektyw amator to starsza pani zajmująca się repasacją pończoch. W ogóle Ulman lubił pisać o kobietach-detektywach – bohaterką jego dwóch mini-powieści „Mord w expressie Gryf” i „Doktor inżynier zbrodni” jest prywatny detektyw Elenka, nieco otyła panna, którą nazywa wprost „grubą detektywicą”. Ale książki Ulmana to parodie kryminałów, a w dodatku powstały u schyłku epoki milicyjnej, więc nie wiem, czy w ogóle powinnam o nich wspominać. No i na zakończenie jeszcze Zofia Jabłkowska, która w swoich powieściach „Zjawiał się zawsze wieczorem” i „Zwłoki mają doskonały apetyt” pokazała grupę pań w różnym, ale niezbyt młodym wieku, które wspólnie tropią przestępców, doskonale się przy tym bawiąc i pojadając różne smaczne domowe wypieki.

Teraz przejdźmy do kobiet-przestępców. Największy ich wybór mamy chyba w książkach Heleny Sekuły, chociaż przyznać muszę, że nie wszystkie je uważam za godne potępienia. Są to przeważnie dziewczyny, które z jakichś przyczyn, często niezależnych od nich, znalazły się na życiowym wirażu (sama autorka nazywa je „wirażkami”) i podążyły drogą, z której nie zawsze można zawrócić. Jedną z takich dziewczyn jest Regina, bohaterka „Pierścienia z krwawnikiem”. Niewłaściwie ulokowane uczucie sprowadziło ją z drogi cnoty wprost do jaskini hazardu. Przyjęła pseudonim Wadera (samica wilka) i została krupierką w nielegalnym kasynie (legalnych wtedy nie było), za niezbyt oszałamiające pieniądze wysługując się bandzie przestępców. Podobnie było z Kuną – wychowanka domu dziecka, została przygarnięta przez złodziei i przeszkolona do włamań. Stąd właśnie jej pseudonim – kuna to narybek złodziejski, chucherko, które można przez jakąś szparę czy niewielkie okienko wepchnąć do upatrzonego domu, aby mogło od środka otworzyć drzwi Sezamu.
Złodziejką też jest Barakuda – pochodzi ze złodziejskiej rodziny z tradycjami, od kilku pokoleń niczym innym się tam nie zajmowano. Ona też kradnie, ale robi to na większą skalę, można powiedzieć – międzynarodową. Ma duże zdolności językowe i aktorskie oraz talent do przebierania się i charakteryzowania, buszuje więc z dwoma kumplami po Europie, polując na frajerów, którym można podebrać trochę gotówki.
Specjalistką od podbierania frajerom gotówki jest Pstrąg – bohaterka książki „Figurka z drzewa tekowego”. Na drogę przestępstwa zepchnęła ją matka – ciężko doświadczona przez życie kobieta, która swojej córce chciała zapewnić lżejszy los. Wpadła na dość ryzykowny pomysł zarobkowania – ponieważ przyjmowała od ludzi bieliznę do prania, to uprane już rzeczy kazała odnosić córce, zwłaszcza starszym panom. Taki starszy pan zaczynał się ślinić na widok młodej, ślicznej dziewczyny, proponował wspólne spędzenie czasu, a wtedy wpadała rozsierdzona matka z awanturą, że uwodzi nieletnią. Wystraszony kandydat na amanta wyciągał portfel i biletami NBP łagodził gniew rodzicielki.
W „Figurce z drzewa tekowego” mamy jeszcze jedną przestępczynię, która – niestety – nie budzi sympatii. Wyciągnięta przez męża ze środowiska mętów społecznych Czerniakowa, poczuła się panią. Kiedy mąż, po dokonaniu napadu na furgonetkę z pieniędzmi, trafił do więzienia, nie wystąpiła o rozwód – postanowiła czekać na jego powrót. Nie z miłości, ale z wyrachowania – mąż nie zdradził kolegów ani miejsca ukrycia pieniędzy, więc istniała szansa, że gdy odsiedzi swoje, to odbierze przechowywaną dla niego fortunę i ona nareszcie, jako prawowita żona, będzie się mogła dorwać do upragnionej kasy. Prowadziła więc nobliwy żywot, tylko jego syna z pierwszego małżeństwa nie chciała wychowywać – krnąbrny chłopak działał jej na nerwy. A kiedy wreszcie wytęskniony małżonek opuścił więzienne mury i zamiast sypnąć groszem, zaczął od pretensji o porzucenie syna, który – wbrew oczekiwaniom – wyrósł na porządnego człowieka – postanowiła zostać wdową i odziedziczyć majątek. Udało jej się tylko częściowo – rzeczywiście, wysłała męża na tamten świat w sposób podstępny i przebiegły, ale nie na tyle, by nasza dzielna milicja nie mogła tego odkryć.
Ciekawą postacią jest też bohaterka książki „Królewna” Andrzeja Piwowarczyka – subtelna, piękna dziewczyna dowodząca grupą złodziei napadających na fabryki tekstylne. Wysyłana była na wabia – wieczorem, gdy w fabryce urzędował już tylko portier, pukała do drzwi dyżurki prosząc o szklankę wody. Kiedy zaniepokojony stróż państwowego mienia wpuszczał ją do środka, wraz z nią wpadali kolesie, ogłuszali go i rabowali całe bele co cenniejszych materiałów, ładując je na ciężarówkę.

Przestępczyń w spódnicach w literaturze kryminalnej ubiegłej epoki jest oczywiście znacznie więcej, ale z braku czasu nie da się ich wszystkich omówić. A poza tym właściwie nie ma takiej potrzeby, bo wystarczy poczytać sobie książki Heleny Sekuły. To kopalnia typów kobiecych – wszystkie one są skomplikowane, każda ma jakiś nadbagaż doświadczeń. Opisane są z dużym znawstwem, bo któż lepiej może znać kobiety, niż inna kobieta.

Przejdźmy więc do kobiet-ofiar – tych jest w powieści milicyjnej najwięcej. Są ofiary zbiorowe – na przykład w książce „Kryptonim Anna” – mamy ofiary zwyrodniałego seryjnego mordercy Marchwickiego, grasującego na Śląsku. W oparciu o tę historię Barbara Gordon napisała powieść „Nieuchwytny”, również o seryjnym mordercy. W tej powieści, oprócz kobiet-ofiar mamy dodatkowo kobietę-detektywa – pielęgniarkę, którą z początku podejrzewano o tę morderczą działalność i która w odruchu samoobrony zaczyna poszukiwać mordercy.
Sprawę ofiar seryjnego mordercy, grasującego po podmiejskim osiedlu, opisuje również Anna Kłodzińska w książce „Nie bój się nocy”, która została sfilmowana jako jeden z odcinków serialu „07 zgłoś się”.
W tej samej serii została także sfilmowana książka „Ścigany przez samego siebie” Ewy Ostrowskiej, którą podpisała pseudonimem Brunon Zbyszewski. Główny bohater popełnia tu podwójne morderstwo. Człowiek ten ukrywał się przez lata udając inwalidę, bo ciążyła na nim okupacyjna przeszłość. W obawie przed zdemaskowaniem zabił najpierw swoją żonę, a następnie jej siostrę.
Znacznie więcej jest oczywiście ofiar pojedynczych, mordowanych z różnych powodów. W książce Krzysztofa Kąkolewskiego „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” mamy dziewczynę z półświatka, którą przestępca wypchnął przez okno, bo obawiał się, że może go rozpoznać. Natomiast w powieści „Neseser Marii Visconti” Tadeusza Lembowicza, czyli Wiesława Rogowskiego, mamy ofiarę bezdennej głupoty i pazerności – elegancka cudzoziemka została zamordowana przez prymitywną dziewczynę, która zapragnęła noszonych przez nią wytwornych fatałaszków.
Ofiarą, chociaż nie w sensie fizycznym, a raczej psychicznym, jest też bohaterka powieści „Zbrodniarz i panna” Macieja Słomczyńskiego, który ukrył się pod pseudonimem Kazimierz Kwaśniewski. Otóż Maria Makowska jako jedyna ocalała z napadu na samochód przewożący pieniądze i okazało się, że jest w stanie rozpoznać mordercę. Poproszono ją o pomoc – została ucharakteryzowana na elegancką kobietę i wraz z młodym, przystojnym kapitanem wysłana do znanego kurortu, gdyż tam pokazały się banknoty ze skradzionych serii. Prosta dziewczyna, urzędniczka z prowincjonalnego Kamocka, miała przez kilka tygodni pławić się w luksusie, po czym wrócić do swej szarej, nudnej egzystencji. Mając taką perspektywę, a w dodatku nie wiedząc, jak długo potrwają poszukiwania bandyty i czy na pewno uda się jej go rozpoznać, nie była w stanie się odprężyć i przyjemnie spędzać czasu w niedostępnych dla niej dotąd warunkach.
Ciekawy motyw zbrodni mamy w powieści Adama Hauerta „Dlaczego pan zabił moją mamę”, która również posłużyła za kanwę jednego z odcinków „07 zgłoś się”. Elegancki Włoch przybywa wraz z żoną do Polski, pozbywa się jej w mało wyrafinowany sposób, po czym chce wrócić do swojej ojczyzny wraz z kochanką, ucharakteryzowaną na jego żonę.

Tak więc zarówno powodów, jak i sposobów na usuwanie z tego padołu niewygodnych kobiet opisano w powieściach milicyjnych całkiem sporo. I chociaż autorzy zdecydowanie woleli opisywać afery szpiegowskie czy sabotaż, bo to było zgodne z polityką programową partii, to jednak niektórzy pokusili się o pisanie o wielkich uczuciach – miłości, zazdrości, nienawiści, które najczęściej motywują kobiety to działania – zarówno na niwie przestępczej, jak i wprost przeciwnie.