Spotkanie klubowe – 28 kwietnia 2005

Ponieważ należę do tej części klubowiczów, którą można określić jako mało praktykującą (zjawiającą się rzadko, a jeżeli w ogóle, to zazwyczaj w późniejszych porach) moja relacja będzie miała charakter nieco wyrywkowy.
Zjawiłam się więc, po dłuższym okresie niebytności, w najczęstszym miejscu spotkań — centrali prezesa. (Grzegorz tym razem usunął nieco książkowego dywanu, co znacznie ułatwiało zmęczonemu klubowiczowi legnięcie na prawdziwie drewnianej klepce — sprawa rzadka i oznaczająca wyjątkowość sytuacji). Spotkanie rzeczywiscie miało odswiętny charakter, a to dzięki odwiedzinom dziennikarzy z „Życia Warszawy” zaciekawionych działalnością klubową.


Początek spotkania odbył się bez mojego udziału, a więc zainteresowanych wcześniejszymi wydarzeniami mogę jedynie odesłać do relacji bezpośrednich świadkow zdarzenia: gospodarza Grzegorza Cieleckiego., komisarza Kociołka (zaczynam od tych, ktrórych znam z początków klubowej aktywności, kiedy stanowiłam grono klubowiczow praktykujących), Oli Fedyny, Bartka Brzóski (o których wcześniej słyszałam, lecz miałam okazję poznać dopiero teraz) oraz tajemniczego klubowicza widzianego przeze mnie ostatnio na śledzikowym spotkaniu w „Lotosie”.
Kiedy zawitałam, grono gości znajdowało się w ferworze dyskusji, udzielało bowiem ostatnich informacji o klubowych perypetiach i swoim z nimi związku, oraz pozowało do zdjęc. Na stole stały trunki bardziej i mniej „szlachetne”, oprożnione również mniej lub bardziej. Miałam rownież okazję przyjrzeć się nowym nabytkom prezesa – dwóm pomarańczowym krzesłom, ktore powiększyły meblowy inwentarz, i które, jak mniemam, będą również wykorzystywane na ważne potrzeby klubowe.
Jak dalej potoczył się wieczór? Mnie poczęstowano smakowitym czerwonym winem, co miało swoje dobre i złe strony. Dobre, bo jak sięgnę pamiecią, spotkanie przebiegało w miłej atmosferze. Złe, ponieważ moja pamieć zawodzi, gdy pragnę zrelacjonowac szczegóły. Pamiętam jedynie, że kolejne zostało wyznaczone na 9 maja. Pamietam, ponieważ widzę jak przez mgłę scenę zbiorowego kartkowania kalendarzy. Do domu wróciłam grubo po godzinie drugiej i tak sobie myslę… że to był całkiem pożytecznie spędzony wieczór. Produktywnie, jak by powiedział prezes.
Relacjonowała Klubowiczka Rutkowska Amudena