Helena Sekuła – 11 lipca 2005

Parnas i zielone kopytka

Tę wycieczkę planowaliśmy już od dawna. Nasza Honorowa Klubowiczka, Helena Sekuła, jeszcze zimą zaprosiła reprezentację Klubu MOrd (czyli Prezesa Grzegorza C. i skromną Klubowiczkę Annę L.) na obiad do Domu Pracy Twórczej Literatów w Oborach koło Konstancina. Ciągle jednak coś stawało nam na przeszkodzie i jakoś nie mogliśmy się zsynchronizować. Ale dzisiaj wreszcie pojechaliśmy – najpierw autobusem podmiejskim, potem odwaliliśmy około trzykilometrowy spacerek (z górki, więc nie był specjalnie męczący). Pogodę mieliśmy jak zamówioną – słońce, cieplutko i leciutki wietrzyk.

Przy bramie powitał nas napis: „Obcym wstęp wzbroniony. Obiekt nie jest udostępniony zwiedzającym”. Nie przejęliśmy się tym specjalnie, bo przecież nie byliśmy zwykłymi zwiedzającymi, a zaproszonymi gośćmi, na których czekano z obiadem (dosłownie, bo spóźniliśmy się solidnie).
Pałac w Oborach interesował mnie od dawna, ale nie miałam specjalnej nadziei na obejrzenie go z bliska. Cierpiałam okrutnie z tego powodu, bo przecież miejsce to zostało uświęcone pobytem takich tuzów polskiej literatury, jak: Jerzy Andrzejewski, Adam Bahdaj, Kazimierz i Marian Brandysowie, Władysław Broniewski, Maria Dąbrowska, Antoni Marianowicz, Krystyna Nepomucka, Jan Parandowski, Julian Przyboś, Magdalena Samozwaniec, Antoni Słonimski, Stefan Wiechecki i wielu, wielu innych. Właściwie niewielu było polskich literatów, którzy choćby od czasu do czasu tu nie zajrzeli. Helena Sekuła przyjeżdżała tu nawet dość często – w uroczym pałacyku była atmosfera sprzyjająca pracy twórczej, ale również umożliwiająca literatom godziwą (a często i niegodziwą) rozrywkę.
Oborski pałac należał do rodziny Potulickich. Został zbudowany w XVII wieku w stylu barokowym, ma charakterystyczny łamany dach kryty czerwoną dachówką, okazały tympanon i przylegającą do prawego narożnika kaplicę pałacową. Wnętrza są piękne, choć dość mroczne mimo ogromnych okien, doskonale utrzymane, meble stare albo stylizowane na stare. Część z nich to depozyt Muzeum Narodowego w Warszawie – zamiast próchnieć w magazynach, znalazły się w najodpowiedniejszym dla siebie miejscu. Na ścianach wiszą obrazy – niektóre nawet niezłe. Jedną z sal ozdabiają „portrety przodków”, które zostały namalowane przez jakiegoś, za przeproszeniem, pacykarza jako elementy scenografii do serialu „Panny i wdowy” i po odegraniu swojej roli w filmie trafiły na ściany oborskiego pałacyku jako wątpliwa ozdoba. Chociaż, po dokładniejszym ich obejrzeniu, Helena Sekuła stwierdziła, że właściwie tak bardzo nie rażą, jak to się wydawało w pierwszej chwili. Poza tym wisi tam sporo innych, zupełnie niezłych obrazów.

Nasza Przewodniczka okazała się osobą niezmordowaną: przegoniła nas po pałacu i pałacowym parku, zawlokła do oficyny, w której znajdują się pokoje dla pisarzy (Prezes zrobił nawet zdjęcie okna ulubionego pokoiku Heleny Sekuły, w którym najczęściej pomieszkiwała). Barwnie opowiadała o historii pałacyku i rodzinie Potulickich – widać było, że jest do tego miejsca bardzo przywiązana. Anegdotami z życia bywających tu ludzi sypała jak z rękawa – nie będę ich przytaczać, bo nie wszystkie są cenzuralne. W każdym razie wrażeń mieliśmy moc, padaliśmy z nóg, a po naszej Przewodniczce nie widać było zmęczenia.

Całe szczęście, że pobyt w Oborach zaczęliśmy od obiadu, po pewnie nie mielibyśmy siły obejść tego wszystkiego. A obiad był naprawdę pyszny: zupa grzybowa, czerwone wino, smaczne mięsko z mnóstwem warzyw i z… zielonymi kopytkami. Prezes, który nie zwykł analizować tego, co ma na talerzu, zainteresował się „od czego one takie zielone”. No cóż, w miejscu, gdzie jadało obiady tylu niezwykłych ludzi, nawet kopytka mają prawo mieć niezwykły kolor.
Późnym popołudniem wróciliśmy do Warszawy zmęczeni, ale szczęśliwi. To była naprawdę bardzo udana wycieczka!
Anna Lewandowska