Drugi klubbing żoliborski, czyli Albert Wojt i nie tylko

Klubowe sprawy wydawnicze zamierzano omówić w dawnej kawiarni „Hawana” w Domu Handlowym „Merkury”. Lokal obecnie zwie się „Coyote Club”. O godzinie 13tej klub był jeszcze nieczynny, zawitaliśmy więc do sympatycznej, chorwackiej winiarni „Guccio Domagoj” przy ulicy Suzina. Z winiarni ruszyliśmy na żoliborski spacer. Zaczęliśmy od poszukiwań pewnego śmietnika na ulicy Tucholskiej. „…Dzisiaj, kilka minut po siódmej, ktoś znalazł trupa kobiety w śmietniku…” (Albert Wojt „Dzwonek z Napoleonem”).

Następnie przycupnęliśmy na skwerze za kinem „Wisła”, które „wystąpiło” w powieści Anny Kłodzińskiej „Królowa nocy”. Nie opuszczając Dziennikarskiego Żoliborza, skierowaliśmy się ku ulicy Dygasińskiego. Skręcili w Dziennikarską i po chwili dotarli do Dygasińskiego. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i znaleźli się przed willą Płateckiej.”, „…Stanęła w progu i nagle poczuła, że robi jej się słabo. Pośrodku pokoju, na wzorzystym, chińskim dywanie, leżała stara kobieta.” (Albert Wojt „Szafirowe koniczynki”). Przyszedł czas, by pożegnać urokliwy Dziennikarski Żoliborz i skierować się ku ulicy Gdańskiej. Pokryta ciemnoszarym tynkiem kamienica sprawiała dość ponure wrażenie.” (Albert Wojt „Przystanek przy Gwiaździstej”). Z ulicy Gdańskiej już tylko kilka kroków dzieliło nas od parku „Kaskada”, od XIX wieku popularnego miejsca wypoczynku. „…Chłopak wpadł do parku „Kaskada” i sadząc wielkimi susami pobiegł na przełaj przez zieleńce.” (Albert Wojt „Przystanek przy Gwiaździstej”). Z „Kaskady” wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli do „Hawany” przy Słowackiego (pardon, do „Coyote Clubu). Małe „co nieco”, piwko i przyszło zakończyć to nadzwyczaj udane spotkanie.

Ufam, że „następną razą” dotrzemy aż do przystanku przy Gwiaździstej.

Joanna Małecka