Wydrzyński Andrzej – Podejrzenie – Trzecia seta 98

  • Autor: Wydrzyński Andrzej
  • Tytuł: Podejrzenie
  • Wydawnictwo: KiW
  • Rok wydania: 1953
  • Nakład: 10232
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki
  • Broń tej serii: Trzecia seta

DZIEWCZYNA O OCZACH JAK PODSTAWKI POD PIWO

Twórczość Andrzeja Wydrzyńskiego jest bardzo obfita i różnorodna. Pisał zarówno na tematy wojenne, jak i współczesne, parał się dramaturgią, ale nie zapominał o wprzęganiu się w nurty aktualnie popularne.

Tak więc nie zabrakło wsadu Wydrzyńskiego w powieść milicyjną i to wsadu wielorakiego. Pisał bowiem kryminały nie tylko pod własnym nazwiskiem – np. „Plama ciemności” – powieść z kilkoma zakończeniami, recenzowana z pasją przez Klubowicza Głogowskiego. Jeden z najgłośniejszych kryminałów – „Tylko umarły odpowie” opatrzył pseudonimem Artur Morena. Powstały na jego postawie film z mocną rolą Ryszarda Filipskiego jako porucznika Wójcika, cały czas dobrze się ogląda. Nie zapominajmy również o tym, że także na polu powieści pseudoanglosaskiej Wydrzyński ma znaczne osiągnięcia. W latach 50. wypuścił bowiem jako Mike W. Kerrigan kilka kryminałów, m.in. – „Pościg”, „Porwanie Bret Mycrof”. Pierwszą z nich recenzował Klubowicz Getner.
Pora byśmy zajrzeli do najwcześniejszego etapu twórczości Wydrzyńskiego. Oto w roku 1953 ukazuje się powieść pod znamiennym tytułem „Podejrzenie”, napisana w Stalinogrodzie. Na okładce przyciągający chropowatością rysunek Janusza Grabińskiego ukazuje kilku robotników przy urządzeniach w fabryce. W środku kilka rysunków o podobnej fakturze, m.in. robotnicy na zebraniu oraz robotnicy przy piwie. Tytuł w połączeniu z treścią okładki sugeruje, że w fabryce – jak raz budowa huty im. Bieruta w Częstochowie, będą jakieś problemy. I nie mylimy się. Z góry jednak zaznaczam, że „Podejrzenie” to klasyczny produkcyjniak i przebrnięcie przez 138 tekstu wymaga sporego samozaparcia, ale warto. Watek sensacyjny sugerowany w tytule pojawia się dopiero powyżej setnej strony, a do tego miejsca czytamy głównie o przekraczaniu norm i walce o jeszcze większe ich przekraczanie oraz o skomplikowanych kwestiach technologicznych, ale warto się przymusić, gdyż potem pojawi się i Urząd Bezpieczeństwa, i zostanie zdemaskowany tytułowy podejrzany, za sprawą którego w szczękach wsadzarki została skrytobójczo umieszczona bańka z benzyną. Miała ona eksplodować w piecu i sparaliżować pracę huty. Wątek sensacyjny jest tu oczywiście wyraźnie doklejony, by wzmóc dramaturgię, ale jest i pochylmy się nad nim: „- Czy był który z was na tym głośnym procesie czterech siatek szpiegowskich? W Stalinogrodzie, przed rokiem?” Z wypiekami możemy dowiedzieć się, że niejaki Hubert S. sympatyzujący z Niemcami uciekł z Polski w roku 1951, by rychło, po stosownym przeszkoleniu, wrócić i bruździć w naszej nowej, słonecznej rzeczywistości. On i jego siatka zdobywali dla wywiadu USA (tak jest!!!) próbki stali, węgla oraz gromadzili materiały wybuchowe, by wysadzać mosty i fabryki. Hubert S. założył siatkę szpiegowską i zwerbował do niej także Halinę G. – „dziewczynę spragnioną amerykańskiego stylu życia”, o której to kobiecie wspomina się, że „nie certoliła się w innych sprawach”. Tak, obdarzała swoimi wdziękami – po linii służbowej – kogo trzeba. Trzeba zresztą przyznać, że wszyscy szpiedzy ulegli „gangsterskim ideom”: „ekstrawagancko skrojony garnitur, łeb zarośnięty po szyję, krzykliwy krawat, w kieszeni spluwa i harmonia forsy, przy lada okazji wóda, a w domu adapter z kompletem kakofonicznych melodii jazzowych – i wymalowana, wstrząsająco głupia i bezduszna kretynka, dla której zdegenerowani fasoniarze stanowią ideał mężczyzny”. Jak można było ulec takiemu modelowi życia? Adapter, jazz, kobieta, wóda? Tfu, na psa urok. Co się tyczy jazzu, to w tym okresie był programowo odrzucany. Bliżej tę kwestię poruszył Feliks Falk w filmie „Był jazz”. Co do wódy zaś, to robotnicy z ”Podejrzenia” dziwnie od niej stronią, preferują piwo, wódę zostawiając szpiegom i dywersantom. Charakterystyczny wydaje się ustęp na str. 42: „- Co tak patrzysz, żachnął się Józek. – Myślisz, ze się rozpiłem? To jest moja sobotnia ćwiartuchna. Z Lidką się dogadałem, że raz w sobotę mam prawo”. Ćwiartkę we dwóch? Rzeczywiście podejrzane. Duża forsa także była podejrzana, z jednym wszakże wyjątkiem:”- Siedemset procent normy, bracie! (…) Forsy miałem jak lodu. Przenicowałem się, kupiłem garnitur z setki, sprawiłem sobie jesionkę, mówię ci hrabiowską. I na radio odłożyłem. Wtedy poznałem Lidkę. Garnitur z miejsca chwycił, także jesionka”. Czyżby był to ten sam ideał, któremu hołdują szpiedzy? Dziwnie bowiem podobne są cele szpiegów i robotników w „Podejrzeniu”, z tym, że pierwsi do jego osiągnięcia robią wrażenie roboty, a drudzy normy siedmiokrotnie przekraczają.
Uważam, że Wydrzyński plącze się tutaj po to, by ubarwić nieco swe dzieło, którego drętwotę czuje. Ile bowiem można czytać o suwnicach, piecach, fundamentach, przekraczaniu norm i współzawodnictwie? Nawet jeden z bohaterów „Podejrzenia” nie wszystko jest w stanie przebrnąć, gdy oddaje się lekturze: „Nawet, kiedy czytam reportaże, opuszczam wymiary śrub” (str. 4). Jeżeli natomiast chcielibyśmy przyjrzeć się bliżej robociarskiemu życiu, to stwierdzimy, że autor pogłębia jedynie wątki słuszne, a niesłuszne zbywa półgębkiem, np. „Zaklęliśmy, każdy na swój sposób”. Zapewne Czytelnik chciałby się dowiedzieć jak klęli robotnicy budujący hutę im. Bieruta w roku 1952. Czy było to bardziej w stylu „cholera” czy bardziej w stylu „kurwa”. Autor jednak pozbawił nas tej wiedzy z jakże ważnej dziedziny życia, jaka jest język.
Zwróćmy również uwagę, że jedna z podstawowych cech ideologicznych wczesnych milicyjniaków, a szczególnie produkcyjnych-milicyjniaków jest czujność i brak czujności, czujność nie tylko na odcinku służbowym, ale nie mniej ważna czujność na odcinku prywatnym. Bowiem nawet najczulsza żona czy kochanka może okazać się szpiegiem.
Polecam w szczególności pasjonatom gatunku albo osobom, które nie czytały nigdy produkcyjniaka o lekkim zabarwieniu sensacyjnym. Na plus zaliczę werwę stylistyczną autora. Pisze w gorącym rytmie spustu surówki. Nawet przy wątkach lirycznych nie zwalnia z tonu: „I w sercu zapiekło, jakby cyną do lutowania kapnął”. Któż dziś umie tak porównywać.