- Autor: Gordon Barbara
- Tytuł: Klika
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
- Rok wydania: 1964
- Nakład: 20180
- Recenzent: Jacek Getner
- Broń tej serii: Trzecia seta
LINK Recenzja Izy Desperak
RUDY DON KICHOT
Barbarę Gordon znamy przede wszystkim jako autorkę bardzo dobrych kryminałów (pod względem intrygi chyba najlepszych w całym PRL-u).
Tu jednak odchodzi nieco od swego podstawowego gatunku – na rzecz czegoś w rodzaju socrealistycznego produkcyjniaka. W tle wprawdzie majaczy sprawa zabójstwa/zniknięcia nauczyciela, ale jest ona zdecydowanie drugorzędna. Na pierwszy plan wysuwa się historia socjalistycznego don Kichota, który postanowił walczyć z kliką, niszczącą zdrową tkankę społeczeństwa miasta Grylicz.
Od początku wiemy, że jest to walka skazana na niepowodzenie, gdyż sama książka zaczyna się już po jego klęsce. Historia głównego bohatera pokazywana jest przez opowieści kilku osób oraz jego samego (za pośrednictwem pisanego przez niego pamiętnika). Poznajemy problemy polskiej prowincji przełomu gomułkowskiego. Głównym ośrodkiem zgnilizny jest naturalnie tutejszy badylarz, ale, co ciekawe i rzadkie, kryją go (spokrewnieni z nim) milicjanci. Natomiast nieskalani pozostają dobrzy towarzysze partyjni (oczywiście walczący przed wojną w Hiszpanii), którzy do kliki należą jedynie mimochodem, przez własny brak inicjatywy, tudzież delegowani przez partie na niewłaściwy odcinek (przeniesieni gdzie indziej, znów są kryształowi).
Jóżef Skwara, miejscowy nauczyciel i aktywiasta społeczny, oprócz nieustannej walki o lepsze jutro, zajmuje się również wyjaśnianiem kwestii zniknięcia swego poprzednika/kolegi, który miał nieszczęście zadurzyć się (z wzajemnością) w córce miejscowego czarnego charakteru. Nie chcę uwierzyć w jego ucieczkę, powodowaną strachem (kolega miał nieszczęście „wpaść” ze swą miłością). W swym szlachetnym zapale zdaje się nie zauważać, że wokół niego również zaciska się pętla i zostaje „wrobiony” w próbę gwałtu. Musi opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania, które chciał wyrwać z małomiasteczkowego marazmu.
Wszystkie te relacje zbiera dociekliwy dziennikarz. Przybywa on do Grylicza kilka lat po przymusowej emigracji Józefa Skwary. Potrzebuje dobrego bohatera reportażu i dlatego powoli podąża śladami miejscowego don Kichota. Jego przewodnikiem jest grylicki artysta malarz i nieudacznik w jednej osobie, Maksymilian Graboń. On pozwala mu przeniknąć przez mur milczenia. Powoli dowiadujemy się coraz więcej szczegółów oraz tego, że choć Skwara musiał uciekać z pola walki przegrywając bitwę, to wygrał wojnę. Grylicz bowiem zmienił się nie do poznania, ludzie są już pełni zapału do budowy lepszego jutra, odnaleziono w końcu ciało zaginionego nauczyciela, ukarano morderców. Tylko nikt nie chce przyznać, że to zasługa rudego młodzieńca, Józefa Skwary, który ruszył z posad miejscową klikę.
Książka posiada swój typowo socjalistyczny happy end. Poznajemy w końcu obecnego jedynie w opowieściach bohatera, przerzuconego obecnie na inny odcinek, ale wciąż pełnego zapału (jedynie nieco ostrożniejszego w realizacji pomysłów). I gdy dochodzimy powoli do końca i wydaje nam się, że już wszystko wiemy, Gordon pokazuje pazur autorki kryminałów, zaskakując nas w ostatnich akapitach. To zresztą zdecydowanie podnosi moją ocenę książki.
Od strony czysto technicznej swoistą ciekawostką jest fakt, że spora część książki została napisana w czasie teraźniejszym. Od strony literackiej zaś widać bardzo wyraźnie, że choć ograniczona cenzuralnym sztafażem, autorka jest naprawdę wnikliwą znawczynią ludzkich charakterów.