- Autor: Znamierowski Juliusz
- Tytuł: Trzynasty rejs
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1963
- Nakład: 20000
- Recenzent: Mariusz Młyński
Kontrwywiad odkrywa, że z zakładów elektronowych w Chwalibocicach wyciekły za granicę dwie przesyłki zawierające dane podzespołu CEKO 61 bez którego nie mogą działać urządzenia radiolokacyjne i nawigacyjne; podejrzewanie jednego z pracowników to prawdopodobnie fałszywy trop.
Jednym z podejrzanych staje się mecenas Sławomir Balicki, który koniecznie chce wyjechać do Paryża; kapitan Władysław Rudnicki przypuszcza, że plany mogą być przerzucane w nabojach do syfonów i dlatego wysyła do Francji porucznik Ludmiłę Merlin, by obserwowała mecenasa. Tymczasem podczas postoju w porcie w Antwerpii po trzynastym rejsie parowca „Huta Kazimierz” marynarz Stanisław Żytkiewicz prosi o azyl; kapitan Rudnicki wyjeżdża do Szczecina, by tam poprowadzić śledztwo w sprawie ucieczki ze statku.
To jest zaskakująco dobry kryminał, rzecz jasna, jak na „Labiryntowe” standardy – ciekawa, niegłupia i zawiła intryga, nieoczywiste dialogi, stosunkowo mało milicyjnej i partyjnej nowomowy, umiejętnie poprowadzone mylne tropy i zaskakujące zakończenie. Juliusz Znamierowski to pisarz specjalizujący się w literaturze marynistycznej, choć, jak wspomina jego przyjaciel Piotr Kuncewicz, karierę literacką zaczął dopiero po pięćdziesiątce i „Trzynasty rejs” jest jedną z jego pierwszych powieści; wcześniej zajmował się pracą w administracji, flocie i dziennikarstwie. Czyta się to dobrze, choć akcja wymaga pewnego skupienia, gdyż często przeskakuje z miejsca na miejsce; tempo książki jest dość zmienne – sceny dynamiczne w Antwerpii czy na statku są równoważone przez częste nasiadówki w centrali kontrwywiadu, które, czasami są drętwe ale w zdecydowanej większości wyglądają bardzo autentycznie. Jedyne co naprawdę razi to pojawiający się w rozmowach czarnych, niemieckich rzecz jasna, bohaterów sztywny i jakiś nienaturalny patos: pojawiają się marzenia o Czwartej Rzeczy albo tęsknota za rządami silnej ręki. Generalnie więc da się tę książkę przeczytać bez poczucia straconego czasu, ale dziś przez swoją tematykę zainteresować może chyba tylko autentycznych pasjonatów gatunku.