- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Spacer po suficie
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1957
- Nakład: 20250
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Marzeny Pustułki
Chodzić po suficie każdy może – tylko po co?
Książka „Spacer po suficie” po raz pierwszy wydana została w roku 1957 w „Kluczyku”.
Potem wydawana była jeszcze dwukrotnie – ponownie w „Iskrach”, choć nie w „Kluczyku”, w roku 1959 oraz w LTW – seria „Kryminał” – w roku 2013. Na tylnej okładce tego ostatniego wydania znajduje się ciekawy tekst, którego autorem jest żona pisarza – Bimali Horska-Zborowska: „Korzystając z obecnego wydania pragnę poinformować, że „Spacer po suficie” przerobiony na sztukę teatralną był pierwszym przedstawieniem słynnego w PRL-u Teatru Telewizji KOBRA, którego założycielami byli reż. Józef Słotwiński oraz autor kryminałów Zygmunt Zeydler-Zborowski. Kobra w okularach rozwijająca swoje sploty przed telewidzami w każdy czwartek była karykaturą mojego męża”.
Pierwsza uwaga: skoro książka „Spacer po suficie” była przerobiona na spektakl, to raczej nie mógł on jej „wyprzedzić” i być wyemitowany wcześniej niż w roku 1957. A przecież powszechnie wiadomo, że w roku 1956 wystawiono w „Kobrze” dwa spektakle na podstawie Agathy Christie: „Zatrute litery” (6 lutego) i „Było dziesięciu Murzynków” (27 września – 25 października). Tak więc „Spacer …” nie był pierwszą „Kobrą”. Druga uwaga (choć nie związana z tą książką, ale z cytatem): Józef Słotwiński (1908-2005) faktycznie nazywał się Józef Maria Antoni de Leliwa-Słotwiński – czyżby to on był autorem kryminału z roku 1984 pt. „Leniwa zemsta”, ukrywającym się pod pseudonimem Norman Leliwa?
Akcja toczy się w Anglii – w Farrow i Londynie, ale zupełnie nie potrafię powiedzieć w jakim czasie.
Bez żadnego powodu, wiedziony jedynie intuicją, młody pisarz – Antoni Walton przybył do zapadłej dziury nazywającej się Farrow, czyli … Pomiot. Zatrzymał się na nocleg w gospodzie Darlena (Kochanie), w której już od dawna nikt nie nocował z powodu pojawiających się, co jakiś czas, śladów stóp na … suficie restauracji. Restauracja została zamknięta, a poza Darlenem w budynku mieszkała jeszcze jego żona oraz dorosłe dzieci – Patrick i Klara. Od jakiegoś czasu pod ich domem regularnie zatrzymywała się luksusowa limuzyna, która w oknach miała zaciągnięte ciemne firanki. Z samochodu tego nigdy nikt nie wysiadał. Gość – zaintrygowany tymi zdarzeniami – postanowił na dłużej zatrzymać się w hoteliku i rozwikłać zagadki.
Następnego dnia u oberżysty pojawił się inspektor Hawkins ze Scotland Yardu, który zabrał Waltona ze sobą do Londyn jako podejrzanego o zamordowanie tam niejakiego Roberta Bissingera, który kiedyś gościł u Darlena, a który był asem brytyjskiego wywiadu, choć podejrzewanym o rolę podwójnego agenta (Bissinger można przetłumaczyć jako Podwójny Śpiewak). Młodzieniec o mało co nie trafił za kratki, gdyż w mieszkaniu denata znaleziono stary portfel Waltona z adresowanym do niego listem. Zgon Bissingera ujawniła jego służąca – Katarzyna Heller (Diabeł Wcielony) [od razu miałem skojarzenie z tym, że w jednej ze swoich powieści ZZZ posłużył się pseudonimem T. Helner]. Podejrzenie, że mogło to być morderstwo wysnuł doktor Gordon – lekarz oraz detektyw-amator [kolejne skojarzenie – tym razem z doktorem Kostrzewą z powieści Kosteckiego], u którego zmarły był raz na wizycie. On też – po rozmowie z Waltonem – zasugerował Hawkinsowi, by ten zwolnił zatrzymanego, ale miał go pod obserwacją.
W niedługo potem Gordona zaczepił jakiś mężczyzna, który zasugerował mu, by przestał zajmować się sprawą Bissingera. Doktor śledząc go trafił do sklepu futrzarskiego, gdzie przypadkowo znalazł karteczkę z napisem „Farrow – 127”. Będąc zaś w szpitalu, w którym pracował, stwierdził, że niedawno trafiła do niego kobieta o imieniu Klementyna, która powtarzała, że nie chce zabić Roberta Bissingera. Takich ciekawy zbiegów okoliczności było więcej, a osobami zamieszanymi w całą sprawę była prawie połowa z tych występujących w książce. Gordon, Walton i Hawkins wraz ze swoimi podwładnymi – Gerssonem, Rincem i Pristem, stopniowo zaczęli rozpracowywać siatkę przestępczą.
Kto i po co „chodził” po suficie? Kto jeździł limuzyną-widmo? Kto i dlaczego zabił Bissingera? Czym się zajmowała szajka i kto do niej należał?
Powieść tę czyta się szybko, lekko i przyjemnie, może dlatego, że nie ma w niej jeszcze tego relatywizmu moralnego, który autor regularnie forsował w swoich „milicyjniakach”, a co mnie akurat nie pasuje. Fabuła jest mocno zakręcona i aż roi się w niej od zbiegów okoliczności. Niestety nie wszystko w książce jest wyjaśnione (np. sprawa śmierci Herringtona i Torsona) lub logicznie uzasadnione. Minusem jest też brak – poza samochodem marki Chrysler – jakichkolwiek nazw własnych przedmiotów lub odniesień do wydarzeń, które mogłyby pozwolić ustalić czas akcji. Podsumowując: można przeczytać, ale nie koniecznie.