- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Spacer po suficie
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1957
- Nakład: 20250
- Recenzent: Marzena Pustułka
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
I znowu doktor Gordon kontra złoczyńcy
Spacer po suficie to jedna z pierwszych książek ZZZ, zdaje się że trzecia w kolejności wydania. Należy do serii kryminałów pseudoanglosaskich ( czyżby w powojennej Polsce nie było o czym pisać?).
Akcja rozgrywa się głównie w małym, prowincjonalnym miasteczku Farrow, ale także częściowo w Londynie. Do Farrow, właściwie nie wiadomo po co, przyjeżdża młody człowiek, niejaki Antoni Walton, młody, obiecujący pisarz. Tak jakoś mu to wyszło, że wysiadł z pociągu właśnie na tej stacji. Jest czarna noc, ulewa, wichura i w ogóle paskudnie. Żeby cokolwiek z sobą począć Antoni puka do małego domku sfrustrowanego nauczyciela matematyki, mieszkającego wspólnie z piękną, młodą córką. Romans wisi w powietrzu. Na razie jednak Antoni zostaje poczęstowany kolacją i gorącą herbatą i skierowany do gospody Darlena , gdzie może przenocować. Gospoda jednak cieszy się bardzo zła sławą ( Antoni jest jedynym gościem ) , gdyż podobno w niej straszy. Jakieś tajemnicze ślady stóp na suficie, jakiś tajemnicza szara limuzyna, która jeździ bez kierowcy, w ogóle różne cuda. Aha, jeszcze ostatni goście, mieszkający w gospodzie stracili życie w dziwnych okolicznościach. Antoni jednak nie obawia się niczego — wręcz przeciwnie — postanawia zbadać tajemnicze historie i nawet je wyjaśnić. Pragnie je wykorzystać jako temat do nowej książki. Może by mu się to nawet udało, ale niespodziewanie zostaje……aresztowany, pod zarzutem zamordowania w Londynie niejakiego Roberta Bissingera, który cudownym zbiegiem okoliczności tez był kiedyś mieszkańcem tajemniczej gospody, a jego zwłoki znajduje w Londynie…No zgadnijcie kto? Oczywiście całkowicie przypadkiem zwłoki znajduje nikt inny tylko nasz przyjaciel doktor Gordon! Usilnie namawiany przez inspektora Scotland Yardu doktor postanawia pomóc w rozwiązaniu zagadki (najpierw trzeba zbadać, czy to w ogóle było morderstwo i w jaki sposób je popełniono ), choć właściwie do końca nie wiadomo w jakim charakterze. Śledztwo jest prowadzone szybko , czyta się nawet dość znośnie ( w każdym razie lepiej niż Sukces doktora Gordona ), cudowne zbiegi okoliczności i przysłowiowy łut szczęścia nie opuszczają doktora, dzielnie sekunduje mu Antoni, i tak wspólnie wszyscy do kupy wyłapują w końcu całą szajkę złoczyńców, bo to dobrze zorganizowana banda była, która niejeden grzech miała na sumieniu.
Takie sobie czytadło, nic wielkiego, ale z kronikarskiego obowiązku należałoby przeczytać.
No i all right, good bye sir.