- Autor: Wołowski Jacek
- Tytuł: Rekin w sieci
- Seria: Seria z Warszawą (84)
- Wydawnictwo: Wielki Sen
- Rok wydania: 2016
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Robert Żebrowski
W służbie Państwu, Partii i Władzy Ludowej
Oj, gdyby nie wydawnictwa: „Wielki Sen”, a także CM i LTW, ciężko by się żyło i nie tak intensywnie, choć pewnie więcej człowiek mógłby zaoszczędzić pieniędzy. „Seria z Warszawą” metodycznie przypomina nam peerelowskie kryminały, w tym tzw. gazetowce, tak licznie wydawane w różnych dziennikach, a które nie miały do tej pory wydania książkowego.
Tak też jest z opowiadaniem autorstwa Jacka Wołowskiego, czyli Stanisława Sachnowskiego (1905-1978) pt. „Rekin w sieci” (wydanym wspólnie ze „Srebrnym ołówkiem”), które pochodzi z roku 1956, a ukazało się w „Życiu Warszawy” i „Życiu Radomskim”. Jego autora bardzo lubię i kilka recenzji jego pozycji mam na swoim sumieniu. Razem z naszym Prezesem zrecenzowaliśmy już osiem jego książek, ale do kompletu brakuje jeszcze czterech recenzji. Tę pożałowania godną sytuację postaram się zmienić.
Akcja toczy się w Warszawie, Wrocławiu i Zakopanem nie później niż w roku 1954 (istnieje jeszcze UB).
W stolicy „odpowiedzialny pracownik naszego kontrwywiadu” w stopniu pułkownika zlecił swoim podwładnym: majorowi Robaczkowi, majorowi Rumianowi i kapitanowi Grochowi zatrzymanie działającego na terenie Polski szpiega angielskiej IS – niejakiego Omorowskiego, przedstawiającego się jako Bogdan Kowalski. W namierzanie go zaangażowane były placówki UB z całej Polski: w Krakowie, Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu oraz Nowym Targu, a także WOP i MO. Szpieg był bardzo czujny, wręcz elektryczny i urywał się śledzącym go w terenie funkcjonariuszom, niezauważenie uciekł im oknem z przedziału pociągu, a wreszcie wykiwał ich i zabrał zawartość z obstawionej przez nich skrzynki kontaktowej, zabijając podczas ucieczki jednego z nich.
Szeroko zakrojone działania operacyjne wreszcie przyniosły skutek. Zatrzymano kolegę i wspólnika Omorowskiego – Andrzeja Dębnickiego. Przy pakowaniu go do samochodu, wyrzucił on na chodnik kompromitujący go list, czego mało przewidujący kontrwywiadowcy nie zauważyli. List ten został na szczęście odnaleziony. Zatrzymany wyjaśnił, że zna miejsce pobytu swojego kolegi i w trakcie penetracji terenu wskazał na obrzeżach Wrocławia willę, w której tamten mieszkał. Dom stanowił własność adwokata Gołąba. Ażeby się tam dostać i zatrzymać szpiega bez rozlewu krwi, opracowano bardzo szczegółowy plan …
„Rekin w sieci” to prosty, siermiężny, reporterski zapis, nie unikający – co jest znakiem rozpoznawczym autora – ukazywania błędów popełnianych przez służbę bezpieczeństwa, także tych z najtragiczniejszymi konsekwencjami. Opowiadanie czyta się świetnie, gdyż nie ma w nim, odwracających uwagę od tematu, żonglerek słownych autora, a także jakichkolwiek wątków pobocznych. Wołowski nie „upiększał” go wulgaryzmami, erotyzmami, czy nadmiernym ukazywaniem przemocy. Skoncentrował się tylko na akcji, na zadaniu, jakie otrzymali funkcjonariusze i na jego realizacji. Stąd tylko 47 stron objętości, które jednak całkowicie wystarczają czytelnikowi takiemu jak ja.
To czego mi zabrakło, to jedynie PRL-ogizmy, dzięki którym można by bardziej przybliżyć czas rozgrywania się akcji. Zaciekawiło mnie natomiast, że autor użył sformułowania: „w trzeci dzień świąt” w odniesieniu do świąt obchodzonych w grudniu (czyli Bożego Narodzenia). Obecnie są to dwa dni, a poprzedzający je dzień wigilijny nie jest traktowany jako dzień świąteczny w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czyżby w latach 50. było inaczej? Na pewno nie!