Toster Lena – Krzesełka lorda Blotton 167/2023

  • Autor: Toster Lena
  • Tytuł: Krzesełka lorda Blotton
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: Różowa Okładka
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 100350
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Zabójcze ruchy na teatralnej szachownicy

Lena to Toster to pseudonim literacki Andrzeja Hausbrandta (1923-2004) – teatrologa, krytyka teatralnego, publicysty, prozaika i autora adaptacji scenicznych. I właśnie pod tym pseudonimem napisał swój jedyny kryminał, w którego fabule, oczywiście, główne miejsce zajmuje teatr i spektakl teatralny – „Operetka” autorstwa Witolda Gombrowicza (prapremiera miała miejsce we Włoszech w 1969 roku, a polska premiera w roku 1975 w Teatrze Nowym w Łodzi). „Krzesełka lorda Blotton” to tytuł piosenki z tejże sztuki.

Książka liczy 228 stron, a jej cena okładkowa to 30 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Warszawie i kilku innych miejscach na terenie kraju, a także za granicą – w jugosłowiańskim wówczas Dubrowniku, Amsterdamie, Wenecji, Ostendzie oraz Hadze, w roku 1975.

Kierownictwo gangu przemytników – używające jako element hasłowo-identyfikacyjny papierosów i zapalniczek marki „Marlboro” – postanowiło zorganizować przerzut „towaru” z Turcji do Zachodniej Europy poprzez Polskę. Aby „towar” był całkowicie bezpieczny polecili skonstruować „kontenery”: „Pojemniki mają być małe, dwieście pięćdziesiąt gramów w każdym, nieprzepuszczalne, bezwonne, lekkie, nieprzejrzyste, elastyczne, łatwe do przytwierdzania magnetycznego i przyklejania. Niewrażliwe na temperaturę, rentgena, psi węch … i to szczególnie ważne, aby po zamknięciu nie można było ich otworzyć bez zniszczenia. Poza tym, jak wszystkie kontenery, muszą pasować niczym klocki, aby można układać z nich większe całości” (produkcja jak na potrzeby wojska albo lotów kosmicznych).

Wśród członków gangu delegowanych do Polski był mężczyzna o wyglądzie gangstera – emerytowanego boksera, podobny do Lino Ventury – francuskiego aktora włoskiego pochodzenia (taki Kazimierz Kaczor „wymieszany” z Bronisławem Cieślakiem) oraz jego kompan – dla kontrastu – o twarzy pospolitej, nijakiej, a nawet i byle jakiej.

W warszawskim teatrze „Otwartym” zaczęło się dziać coś dziwnego. Jego dyrektor administracyjny, przy udziale pracowników technicznych teatru, budował w nim jachty, które później sprzedawał. Zatrudniona tam, jako kasjerka, wdowa po przedwojennym mecenasie – Aura Twardo-Krzyska, po długim czasie prowadzonej „obserwacji” dokonała niezwykłego odkrycia. Mianowicie, bilety na niektóre miejsca na widowni były zamawiane regularnie, i to przy użyciu pewnego klucza, który został odkryty – na podstawie prowadzonych przez nią zapisków – przez jej znajomego, rotmistrza Doliwę-Płońskiego (nie będę zdradzał, o co chodzi).

W tym samym czasie TIR-cysterna tureckiej firmy „INTURQTRANS” regularnie jeździł na trasie z Konstantynopola (dziwne, bo od roku 1930 miasto nazywa się Stambuł) do Świnoujścia, zawsze zatrzymując się po drodze w tym samym miejscu, przy usytuowanym w lesie poniemieckim bunkrze. Pan Zaręba z Warszawy również regularnie odbywał swoim „Porsche” podróże ze stolicy do Międzyzdrojów. Także regularnie, przez dwa dni w każdym miesiącu, kanadyjska firma „COSAG”, mająca swój warsztat na terenie „Auto-serwis Doliński”, wysyłała do swojego kraju polskie wózki golfowe o elektrycznym napędzie (prawdopodobnie były to produkowane od roku 1971 w WSK „PZL-Mielec” trójkołowe „Melexy”), po uprzednim sprawdzeniu w nich stanu naładowania akumulatorów. W teatrze zaś zatrudniła się córka Dolińskiego (tego od auto-serwisu) – Janka zwana Giną, która miała pracować w kasie, na zmianę z panią Aurą.

Ginę poderwał niejaki Roberto (o pochodzeniu polsko-amerykańsko-włoskim). Miłość pomiędzy młodymi kwitła z dnia na dzień. Przyszły teść stwierdził: „Chłop dbał o nią – nie można słowa powiedzieć! Właściwie był jak mąż, a może lepiej niż mąż, choć na „kocią łapę”. Przyszły zięć miał o swojej sympatii też nienajgorsze zdanie: „Ta dziewczyna miała w sobie olbrzymi ładunek kobiecej intuicji. Była głupia, niewykształcona i naiwna …” Czasami jednak się na nią irytował: „Wtedy Roberto nie wytrzymał i szybkim, mocnym ciosem uderzył ją w twarz. Raz i drugi”. To, co było dla niego najważniejsze, Gina wykonywała bezproblemowo: zawsze załatwiała znajomym Roberta wszystkie żądane przez nich miejsca na widowni.

Interes gangsterski szedł dobrze i rokował duże zyski, chociaż szefowie dostrzegali problemy: „Polacy są ogromnie gadatliwi, niełatwo dochowują sekretu, lubią się chwalić. I mają nieprzekupną policję, co jest chyba największym złem w naszej sytuacji”. Wszystko zaczęło się psuć, gdy w teatrze rozpoczęto próby do sztuki „Operetka”. Reżyser wprowadził dużo zamieszania, bo przed każdą próbą kazał zdejmować część krzeseł na widowni, by ćwiczyć planowany w spektaklu happening. Po próbie krzesła wracały na widownię, choć niekoniecznie na swoje miejsca. Gang zaczął tracić „towar”. Szefowie podejrzewali, że w teatrze zadomowił się „szczur”. Coraz to mieli nowe podejrzenia, a jedynym wyjściem dla nich była eliminacja podejrzanych. I tu dopiero zaczęła się właściwa akcja.

W walkę z gangsterami najbardziej zaangażował się znajomy pani Aury – prokurator Zborowski. Działania milicyjne nadzorowali: pułkownik z KG MO i kapitan (obaj bezimienni). Niewiele jednak by im wyszło, gdyby nie informacje od pani Aury oraz pomoc pracowników z PGR Walęcin …

Książkę tę można podzielić na dwie części. Pierwsza to ta, w której trwają działania przemytnicze i „rozgryzany” jest system zakupu biletów (miałem tu luźne skojarzenie z pewną książką Jacka Roya). Wszystko to idzie wolno i niemal teatralnie. Druga to rozgrywka, w której pojawiają się ofiary, a zakończona jest w iście hollywoodzkim stylu. Akcja w niej jest szybka i filmowa. Nie będę oczywiście zdradzał, które osoby zostały zabite i jaka jest finałowa akcja. Jednak, gdyby ją nagrać, mogłaby przejść do historii polskiej kinematografii. To, co w powieści zwróciło moją uwagę, to bestialska przemoc stosowana wobec płci żeńskiej, a także – na siłę – kilkukrotne wyprowadzanie akcji poza Polskę, i to w liczne miejsca w Europie. Czy przez to powieść miała być bardziej kosmopolityczna?

PRL-ogizmy – piwo „Perliste” oraz „Iskra”, koniak „Napoleon”, knajpy: „Adria”, „Oaza”, „Simon i Stecki” (Krakowskie Przedmieście 38), „Lij” (Krakowskie Przedmieście 8), wilanowska „Kuźnia Królewska” (w menu: bliny polane śmietaną, z astrachańskim kawiorem), „Trojka” w Pałacu Kultury i Nauki, restauracja w hotelu „Forum” oraz jakiś „obskurny mały bar na Bródnie” z „zalanym piwem stolikiem”, kino „Bajka”, Zakłady im. Róży Luksemburg.