Sztaba Zygmunt – Zielona granica 466/2023

  • Autor: Sztaba Zygmunt
  • Tytuł: Zielona granica
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą (tom 90)
  • Rok wydania: 2016
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Klubowa Księgarnia

Braki na rynku słoniny i tłuszczów – a wszystko to przez głodnych Niemców

Zygmunt Sztaba nie wymaga przedstawiania, ale warto przypomnieć, że to on jest autorem pierwszej książki o tematyce kryminalno-sensacyjnej wydanej w powojennej Polsce, a mianowicie „Eryk Muller poszukuje siostry” z roku 1946.

„Zielona granica” wcześniej nie miała wydania książkowego, a drukowana była w „Kurierze Szczecińskim” w roku 1948. Powieść liczy 147 stron. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Niemczech (Altstadt, Augsburg i Berlin) oraz w Polsce (Szczecin i Katowice), gdzieś w przedziale lat: 1946-1948.

Porucznik 2 Korpusu Polskiego Tomasz Redlina [znany nam z późniejszych powieści: „Co czwartek ginie człowiek”, „Muszka w białe grochy” i „Puszka błękitnej emalii”] – po zakończeniu wojny prowadzący na terenie Niemiec, pod nazwiskiem Schenkel, działania wywiadowcze – przeniknął i rozpracował pohitlerowski Związek „Mścicieli”, którego komendantem była doktor Ewę Klausner, a jej zastępcą Erwin Schneider. W wyniku działań Redliny prawie wszyscy członkowie związku zostali przez policję zatrzymani i aresztowani, a likwidacji uległa ich fabryka broni znajdująca się na terenie Hiszpanii. Jedynym, który uciekł z policyjnej obławy był Schneider.

Porucznik wrócił do kraju w glorii bohatera. Zatrudnił się w szczecińskim BOP-ie, czyli Biurze Odbudowy Portów. Na spotkaniu towarzyskim poznał kapitana Molendę z Wojsk Ochrony Pogranicza. Od niego to dowiedział się o wzmożonym przemycie do Niemiec słoniny i tłuszczów, a stamtąd towarów – ogólnie nazwijmy to – technicznych. Sukcesy WOP w tej materii były połowiczne: zatrzymywani kurierzy milczeli, a jeśli przemawiali to tylko przy zatrzymaniu seriami z automatów, tym zaś z nich, którzy chcieliby sypać, na zawsze zamykano usta. Redlina poproszony o pomoc w rozpracowaniu przemytników, zgodził się na to bez wahania.

Szefem szajki ze strony niemieckiej był Schneider, natomiast z polskiej – mecenas Ludwik Biernacki i jego przyszły zięć Stefan Nabierski. Kierowanej przez siebie grupie nadali nazwę „Bractwo Zielonej Granicy”. Trzecim w hierarchii bractwa był niejaki Borowiak ps. Orkan. Kiedy do przemycanych do Polski towarów zaczęto dołączać ulotki Związku Niemieckich Patriotów o powrocie Pomorza do Niemiec, Orkan zbuntował się, gdyż – jak to sam określił – był przestępcą, ale nie zdrajcą. Telefonicznie umówił się na spotkanie z Redliną, jednak po drodze został zabity ciosem noża prosto w serce. Bractwo postanowiło też wyeliminować Redlinę. Do rozpracowania go skierowano piękną Lalę Biernacką – córkę mecenasa i narzeczoną Nabierskiego. Nie przewidziano jednak, że miłość weźmie górę nad wyrachowaniem.

Kiedy z „góry” przyszło polecenie: „Rozkaz przesłać wszystkim posterunkom MO, Urzędom Bezpieczeństwa, wojsku oraz komendom i strażnicom WOP!” zrobiło się w Szczecinie naprawdę gorąco. Molendę i Redlinę wsparł porucznik WOP – Szamotulski, a z drugiej strony granicy działania podjął radziecki major Komarow.

Książka ta jest prosta jak drut, jasna jak słońce, przaśna jak chleb, zgrzebna jak koszula chłopa i rumiana jak policzki jego żony. I to jest właśnie jej urok! Takie książki odeszły już na zawsze do lamusa. Trudno się temu dziwić, ale trudno też ten fakt w pełni zaakceptować. Każdy prawdziwy „MOrdowicz”, taki z krwi i kości, nie tyle sympatyk, co pasjonat „milicyjniaków”, będzie takich powieści regularnie potrzebować do czytania i stale szukać ich – nie tyle w starych gazetach, co w księgarni klubowej.

Ogromną zaletą tej powieści jest też duże nagromadzenie PRL-ogizmów: Szczecin – hotel „Monopol” (przy ul. Modrzejewskiej), Plac Sprzymierzonych (z cmentarzem czerwonoarmistów, nazwa ta obowiązywała w latach: 1945-1950 i … 1991-2009), Plac Żołnierza Polskiego, restauracje – „Telimena”, „Zagłoba”, „Albatros” i „Gospoda Portowa”, kina – „Apollo” (na Stołczynie), „Bałtyk” (na Pogodnie) i „Odra” (najstarsze nieprzerwanie działające, bo od 1909 roku, kino świata [!!!], wcześniej jako „Helios”, potem jako „Pionier”, usytuowane przy Wojska Polskiego 2), cmentarz przy ul. Ku Słońcu (Cmentarz Centralny – pod względem powierzchni największy w Polsce i trzeci w Europie), Katowice – restauracja w hotelu „Continental” i knajpa „Okrąglak”. Ponadto: gazety – „Przekrój” oraz „Kurier Szczeciński”, film „Maria Luiza” produkcji szwajcarskiej z roku 1944 (w Polsce pojawił się w kinach w roku 1947), papierosy „Hel”, radio „Blaupunkt”, żyletki „Tempo”, Komisja Specjalna (do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym z lat 1945-1954, zajmująca się ściganiem przestępczości gospodarczej) , samochody – wyścigowa Hispano-Siuza („kosmiczny” model H6B Dubonnet Xenia z roku 1938), Opel, „Kanadyjka” (ciężarówka marki „Chevrolet”, której produkcję rozpoczęto w Polsce tuż po wojnie), ośmiocylindrowy „Mercedes” (prawdopodobnie wersja Nurburg 460 z roku 1928), żaglowiec „Dar Pomorza”, pistolety – „Mauzer”, „Parabellum”, belgijska „siódemka” (FN 1910), a także pistolet maszynowy „Pepesza”.

Panie Komendancie, obywatelu majorze Grzegorzu D. (D jak Downar oczywiście), towarzyszu prezesie, melduję, że figurant Zygmunt Sz. został literacko już w pełni zrecenzowany. Z jego dorobku nie zostało nam już nic, chyba, że funkcjonariusze „gazetowcy” coś jeszcze na niego wynajdą …