Sztaba Zygmunt – Na zachód od Lille 481/2023

  • Autor: Sztaba Zygmunt
  • Tytuł: Na zachód od Lille (w: Muszka w białe grochy)
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Rok wydania: 1957
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

„Proszę ja was”, choć bez „proszę ja ciebie”

Zygmunt Sztaba (1918-1984) to jeden z oryginalniejszych polskich autorów kryminałów. Z jego zbiorem opowiadań pt. „Muszka w białe grochy” wiąże się kilka ciekawostek. Otóż zawarte są w nim trzy opowiadania: tytułowe, „Na zachód od Lille” i „Zemsta Mariana Boruty”. „Muszka …” wydana była już wcześniej – w roku 1948, w „Co Tydzień Powieść”, ale pod tytułem „W ślepym zaułku”, „Na zachód …” wydane było później – w 1971 roku, w serii „Ewa wzywa 07 …”, ale pod tytułem „To nie było samobójstwo”, a „Zemsta Mariana Boruty” i wcześniej – w roku 1956 w „Panoramie”, i później – w roku 2016 w „Serii z Warszawą”, pod tym samym tytułem. W naszym Klubie zrecenzowane są tylko dwa z nich – „Muszka …” przez Klubowiczkę Dorotę Z., i „Zemsta …” przeze mnie, na podstawie wydania z „Wielkiego Snu”. Ktoś mógłby powiedzieć, że „Na zachód od Lille” też ma swoją recenzję, autorstwa Izy D. na podstawie wydania z serii „Ewa wzywa 07…”, ale …, no właśnie …

„To nie było samobójstwo” nie jest tożsame z „Na zachód od Lille”. Choć tej pierwszej pozycji nie czytałem, ale stwierdzam to, na podstawie informacji zawartych w recenzji tego opowiadania. Różnice występują przynajmniej w początkowych fragmentach, odnośnie pierwszych osób podejrzanych. Planuję w najbliższym czasie przeczytać tę „Ewę”, by wychwycić jak najwięcej różnic. Jeśli w tym przypadku zmiana tytułu przez autora wynikała ze zmian w treści, można domniemywać, że „W ślepym zaułku” też różni się od „Muszki …” To tyle ciekawostek. Przejdźmy do meritum.

Opowiadanie liczy 64 strony, narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Akcja toczy się w Polsce – na Górnym Śląsku oraz – w ramach retrospekcji – we Francji – w ówczesnej Flandrii, w tzw. Zagłębiu Północnym ze stolicą w Lille. Czas akcji: w Polsce – w roku 1955 (choć mamy dwie wykluczające się informację, że od 1934 roku minęło 20 lat, a więc rok 1954 oraz że od zakończenia wojny minęło 10 lat, czyli rok 1955, to jednak za rokiem 1955 przemawia fakt, że właśnie wtedy 11 czerwca – dzień śmierci Kocyby – wypadał w sobotę), a we Francji – głównie w roku 1934.

Pod wiaduktem, na torach kolejowych znaleziono ciało sztygara z miejscowej kopalni – Walentego Kocyby. Śledztwo w sprawie jego śmierci prowadził 36-letni porucznik Łukasz Kowalik z Powiatowej Komendy MO. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, poza tym, że miał zwyczaj częstego wtrącania do rozmowy zwrotu „Proszę ja was” (Boomerskim słowem roku 2023 zostało wyrażenie „Proszę ja ciebie”). W czynnościach pomagał mu sierżant Plich, a całość nadzorował kapitan Zdebel. Sprawą zainteresowany był cały „aktyw”, a więc sekretarz komitetu zakładowego kopalni, przewodniczący rady zakładowej, przewodniczący samorządu i przewodniczący ZMP. Wyglądało na to, że Kocyba – skacząc z wiaduktu – mógł popełnić samobójstwo, jednak nikt z jego znajomych, nie dawał temu wiary. Wreszcie w sprawie nastąpił przełom. Ustalono, że zabójstwa mogli dokonać dwaj młodzieńcy z DMG, chuligani i bumelanci, podwładni sztygara – Sosnowski i Mikulec, którzy po zdarzeniu nagle porzucili pracę i wyjechali w Polskę. Komendy Wojewódzkie MO w Rzeszowie i Poznaniu aresztowały podejrzanych. Zostali oni odkonwojowani na Śląsk.

„Porucznik Kowalik po raz pierwszy zastosował dziś nową metodę przesłuchiwania. Regułą jest wprawdzie badanie pojedynczo – zarówno podejrzanych, oskarżonych, czy świadków (…) nowa metoda dlatego więc była nową, że przy pierwszym przesłuchaniu porucznik wezwał ich razem. Przy założeniu, że obaj byli mordercami, można było łatwiej, mając obu przed sobą, zorientować się, u którego z nich mógł zrodzić się ten zbrodniczy zamysł i zarówno z tego, jak i ze skwapliwości z jaką wyręczaliby się w odpowiedzi na zadane pytania, wyciągnąć później odpowiednie wnioski.”

Na podstawie zebranych materiałów podejrzani mieli stanąć przed sądem pod zarzutem … usiłowania morderstwa. Dlaczego usiłowania, a nie dokonania? O tym przeczytajcie sami!

PRL-ogizmy: papierosy „Sport” i „Poznańskie”, samochód „Skoda”, włosy „w mandolinę” (uczesanie na gładko z przedziałkiem pośrodku, dłuższe „przylizane” włosy okalały twarz, dając kształt mandoliny).

Opowiadanie to nie należy do szczytowych osiągnięć Sztaby, ale jak najbardziej nadaje się do czytania. Powstało ono w czasach, kiedy w kryminałach autorzy jeszcze nie epatowali czytelnika wulgaryzmami, erotyką i scenami brutalnej przemocy, a do tego starali się unikać wątków pobocznych, koncentrując się na tym głównym – kryminalnym, okraszając go tym, co ja nazywam „peerelogizmami”.

Ciekaw jestem, jak wiele „milicyjniaków” – wydanych w PRL-u po raz kolejny, pod tym samym, czy pod innym tytułem – różni się tekstowo od pierwszych wydań – czy to gazetowych, czy książkowych. Sprawa na pewno warta jest zainteresowania i dogłębnego zbadania.