Sierecki Sławomir – Milcząca oaza 413/2023

  • Autor: Sierecki Sławomir
  • Tytuł: Milcząca oaza
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
  • Seria: Konik Morski
  • Rok wydania: 1973
  • Nakład: 40250
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Awantury arabskie

Jak widać na serio pociągnąłem serią po serii kryminałów Sławomira Siereckiego. „Milcząca oaza” liczy 145 stron, a cena okładkowa to 15 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Egipcie, Czadzie i jakimś nieodległym od nich państwie niewymienionym z nazwy, skonfliktowanym z krajem faraonów, tolerującym przebywanie na swoim terenie przestępców na skalę światową – jak nic jest to Libia z okresu „wczesny al-Kaddafi”, a więc z początku lat 70.

Polski dziennikarz – Marek Wolski (przez Afrykańczyków nazywany i pisany też: Mark Volsky, Marco Volicky i Marck Wolssky), fascynat kultury koptyjskiej, przyjechał do Egiptu na zwiedzanie. Na sam koniec przybył do Kairu. Chciał stamtąd udać się do tajemniczego monastyru-pustelni Abu Ismail, leżącego na pustyni, by zrobić o tym miejscu reportaż. Jego planami zainteresował się oficer egipskiego kontrwywiadu – kapitan Ibrahim, być może dlatego, że w czasie wojny mieli tam swoją siedzibę wywiadowcy Państw Osi. Czekając na oficjalną zgodę na wyjazd do pustelni, Wolski wybrał się do nocnego klubu, gdzie poznał pewną Francuzkę – Annę Frontenac, sekretarkę niemieckiego profesora Hugona Schmidta, a także Amerykanina Johna Smitha. Pod klubem czekał na niego Mahmud Argaz – Berber, którego poznał w Afryce dawno temu, ale którego nie spodziewał się tu spotkać. Wraz z nim był – znany mu – kapitan Ibrahim. W trakcie rozmowy z nimi, dowiedział się, że poznani przez niego „Szmitowie”, a także nieustalony jeszcze osobnik, również pragną dotrzeć do Abu Ismail, gdzie w czasie wojny ulokowana była tajna niemiecka radiostacja obsługiwana przez trzyosobową załogę, która wycofując się ukryła kasę szpiegowską. Mahmud poprosił Marka, by ten – w wolnej chwili – pojechał też do opanowanego przez „białych” hotelu „Africa” (w Libii), by tam dociec, kim naprawdę jest jeden z jego mieszkańców – Horacy Brown, i czym się tak naprawdę zajmuje (sam tego nie mógł zrobić z uwagi na kolor skóry). Polak nie zgodził się, argumentując to tym, że nie jest ani Jamesem Bondem (ulubiony motyw Siereckiego, kilkukrotnie wykorzystany w tej powieści), ani Sherlockiem Holmesem (postać ta oraz jej twórca to kolejne „koniki” autora). Zgodził się jednak na wspólne działania odnośnie pustelni.

Podczas obserwacji okolic ruin monastyru, obaj na własne oczy widzieli, jak jakiś niewidoczny strzelec wyborowy położył trupem Schmidta i towarzyszącego mu Araba. W niedługo potem Polak z Berberem zwiedzili w końcu Abu Ismail, ale na nic ciekawego nie natrafili i wrócili do Kairu. Wkrótce po tym kapitan Ibrahim poinformował Wolskiego, że Mahmud został zastrzelony w swoim pokoju hotelowym, w czasie gdy stał przy oknie. Kaliber broni był taki sam, jak przy zabójstwie Schmidta i jego towarzysza. Marek momentalnie podjął decyzję, że jednak pojedzie do hotelu „Africa”.

Po przybyciu na miejsce dziennikarz zapoznał się ze stałymi gośćmi hotelowymi. Byli wśród nich: Samuel Potter oraz profesor Albert Danning z sekretarką – Lucy Moore i asystentem – Victorem Miles’em. Spotkał tam też … Annę Frontenac, która już w Egipcie bardzo mu się spodobała. Wreszcie poznał także Horacego Browna. Od tej pory atmosfera stała się nieprzyjemna i bardzo zabójcza, a akcja na parę dni przeniosła się do Czadu, gdzie już od kilku lat działał FROLINAT, czyli partyzanckie siły narodowo-wyzwoleńcze tego kraju.

Kto jeszcze zginął? Kto zabił Schmidta, Argaza i …? Kim był Horacy, a kim Anna? Co się wydarzyło w Czadzie? Tego oczywiście nie zdradzę.

To jedna ze słabszych książek Siereckiego, bo bardzo mało logiczna. Do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego „figuranta” nie zabito od razu, ale by to uczynić zorganizowano kosztowną i skomplikowaną operację zbrojną. Powieść tę powinni przeczytać jedynie fani jej autora albo kolekcjonerzy serii „Konik Morski”, pozostali mogą to zrobić jedynie na swoją odpowiedzialność lub na własne ryzyko.

A na mnie czeka już kolejna pozycja pana Sławomira – „Blues dla prezydenta”.