- Autor: Ostaszewski Tadeusz
- Tytuł: Mgła
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Olsztyńskie „Pojezierze”
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 90350
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Marzeny Pustułki
Choć nie trująca i nie ta cholerna, ale na pewno bardzo gęsta mgła
Tadeusz Ostaszewski (1929-2017) jest autorem 9 kryminałów, z których 8 wydanych zostało przez „Pojezierze”, a w 7 z nich głównym bohaterem jest porucznik / kapitan Rajski. Wszystkie powieści tego autora są zrecenzowane w naszym Klubie.
Po książkę sięgnąłem zachęcony recenzją Klubowiczki Marzeny P., sprzed 13 lat. „Mgła” została ukończona przez pisarza w kwietniu 1975 roku. Liczy 192 strony, a jej cena okładkowa to 36 zł.
Akcja toczy się nie-wiadomo-gdzie (miejscowości fikcyjne) i nie-wiadomo-kiedy (być może w roku 1971, bo wtedy dzień 7 października wypadał w czwartek).
Właśnie 7 października [dzień święta MO i SB – chyba nie przypadek?] pracownicy słynnego szpitala w Jordanowie, kierowanego przez Henryka Bunię: doktor Marek Kobus (kardiochirurg), jego kolega – lekarz Piotr Symonowicz, pielęgniarka – Justyna Kostrzewska (nie konkubina, nie „przyjaciółka”, nie partnerka życiowa, ale kochanka Kobusa) i kierowniczka apteki – Barbara Górska udali się samochodem do Ośrodka Wypoczynkowego „Czapla” położonego nad Jeziorem Milutkim, leżącego po drodze do Borowa. Tego dnia była tak gęsta mgła, że średnia prędkość, z jaką przebyli trasę 7 km wyniosła … 3,5 km/h. Jednak do samej „Czapli” nie dojechali, bo z uwagi na remont ośrodka, na drodze dojazdowej stał szlaban z napisem „Stop”. Postanowili więc, zabierając ze sobą dwa koniaki z napisem VSOP, udać się na tam na piechotę, licząc, że stróż – Stefan Rybka, mieszkający tam ze swoją żoną Rozalią, wpuści ich. Z uwagi na prawie zerową widoczność postanowili iść „gęsiego”. Po jakimś czasie Marek zniknął, w niedługo potem przestała się odzywać Justyna, a po jakimś czasie nie było też Piotra. Barbara została sama.
Tymczasem państwo Rybkowie siedzieli przed telewizorem oglądając od godz. 20.30 do 21.50 czwartkowe widowisko sensacyjne. „Trzy zagadkowe morderstwa, wartka akcja, płynne dialogi, doskonałe zdjęcia (…) Widowisko było długie, dłuższe niż zazwyczaj (…) Miało się ku końcowi – osaczony morderca wyrzucał z okna dzwonnicy kościelnej grubą linę, po której zamierzał zejść na dach” [ciekawe, czy to faktyczny opis jednej z „Kóbr”, a jeśli tak, to jakiej?]. Wtedy to pan Rybka zobaczył „przyklejoną” do okna na 2-3 sekundy głowę, jakiegoś mężczyzny. W międzyczasie Justyna, szukając po omacku Marka, usłyszała jego rozmowę z jakąś osobą, a w niedługo potem rozdzierający jęk śmiertelnie ranionego człowieka. Po chwili ktoś obok niej przebiegł, więc rzuciła się za nim w pogoń i to z zamkniętymi oczami. Osoby nie dogoniła, usłyszała jedynie warkot silnika. Po jakimś czasie natrafiła na Barbarę. Długo razem błądziły, aż natrafiły na trzymających pochodnie – Piotra oraz Rybków. Obok nich leżały zwłoki Marka z rozpłatanym brzuchem. Piotr zaś był cały ubabrany krwią.
O zdarzeniu powiadomiono milicję z Jordanowa. Na miejsce przybyli: porucznik Wiktor Czarnecki i sierż. Adam Mazgołko. Współtowarzysze denata zostali zatrzymani. Dowodzenie nad sprawą przejął komendant komisariatu – major Jan Tubacz. Do współpracy namówił przebywającego na urlopie oficera Komendy Głównej – kapitana Tomasza Rajskiego. Do działań włączył też plutonowego Jarząbka. Nad śledztwem czuwał prokurator Ignaś. Warto dodać, że milicjanci na stanie mieli ”Wołgę” pieszczotliwie zwaną „Baśką”.
Kiedy mgła opadła dokonano penetracji terenu. Znaleziono zadrukowany pasek z napisem „Made in Sweden”, natomiast na butelki z koniakiem nie natrafiono. Ujawniono też ślady kół motocykla. Osoby zatrzymane, po przesłuchaniach, zwolniono. Zatrzymano natomiast Wiktoryna Kostrzewskiego – wciąż legalnego, choć porzuconego – męża Justyny. Jego to rozpoznał Rybka, jako tego, którego głowę feralnego dnia widział za szybą, u niego też znaleziono obie butelki koniaku. Przyznał się do obecności pod „Czaplą” tłumacząc to śledzeniem swojej małżonki, lecz oświadczył, że z zabójstwem doktora nie miał nic wspólnego. Nie przyznał się też do zabójstwa … swojej żony, której rozpłatane zwłoki znaleziono w jej mieszkaniu, jeszcze przed zatrzymaniem męża. Prowadzący sprawę oficerowie również stwierdzili, że sprawcą morderstw musi być ktoś inny …
Książka jest dość ciekawa, szczególnie jeśli chodzi o ukazanie współpracy funkcjonariuszy. Jeszcze raz potwierdziło się, że najważniejsze czynności wykrywcze to: oględziny, przeszukanie i przesłuchanie świadków. W powieści nie ma wulgaryzmów, erotyzmów i nadmiernej przemocy. Szkoda tylko, że już w jej połowie można zorientować się, kto jest sprawcą …
Ciekawy cytat (przesłuchanie Kostrzewskiego): „- Stan cywilny? – Ni pies, ni wydra … – To znaczy? – To znaczy, że żonaty, ale nie żyjemy ze sobą od kilku lat”