Nikołaj Toman – Wybuch nastąpi dzisiaj 459/2023

  • Autor: Nikołaj Toman
  • Tytuł: Wybuch nastąpi dzisiaj (Po swietłomu sledu)
  • Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  • Seria: Biblioteka „Płomyka”
  • Rok wydania: 1955 (wyd. II)
  • Nakład: 90485
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Sprawa numer 00113: prawdziwie radzieccy ludzie kontra amerykańskie mszyce „GD”

Mikołaja Tomana znamy jako autora kilku pozycji z serii „Biblioteczka Przygód Żołnierskich”, a mianowicie będących „białymi krukami”: „Trudne zadanie” (1951), „Przymusowe lądowanie” (1952), „Na przyfrontowej stacji” (1953), „Tajemnica zagubionego meldunku” (1954) i „Sprawa nr 00113” (1954).

Recenzowana przeze mnie książka swoje pierwsze polskie wydanie miała w roku 1954 (okładka z prawej), a ja dysponuję drugim, z roku 1955 (okładka z lewej). Jest ona zbiorem czterech opowiadań (w których wszystkie rozdziały też mają swoje tytuły): 1. „W głębokiej ciszy” (czyżby zmieniony tytuł „Trudnego zadania”?), 2. „Wybuch nastąpi dzisiaj” („Tajemnica zagubionego meldunku”?), 3. „Jasnym śladem” i 4. „Gdy burza ucichła” (bez wątpienia: „Sprawa nr 00113”!). Wydana została w „Bibliotece Płomyka”, gdzie ukazywały się pozycje m.in. Verne’a, Broniewskiej, Niziurskiego, Ożogowskiej, Rudnickiej, Gajdara, czy Bunscha. Książka liczy 263 strony, a jej cena okładkowa to 2,40 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Opowiadania nr 1 i 2 dzieją się w czasie II WŚ. W pierwszym z nich radziecki generał dał podwładnym niełatwe zadanie bojowe odnalezienia w swoich szeregach niemieckiego szpiega przekazującego hitlerowcom informacje dotyczące planowanych operacji wojskowych. Drugie dotyczyło poszukiwań bomby zegarowej, pozostawionej w mieście, a konkretnie w krasnorudzkich zakładach, przez wycofujących się faszystów, o czym informacja była zawarta w pewnym zaginionym meldunku.

Akcja opowiadań nr 3 i 4 dzieje się już po zakończeniu wojny, a dotyczy tematów szpiegostwa i dywersji.

Historia opisana w „Jasnym śladzie” toczy się na terenie Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Ludzie radzieccy zbudowali tam stację doświadczalną nazywaną słonecznym gospodarstwem. Zamontowali na niej obrotowy paraboloid skupiający wiązki promieni słonecznych, a następnie przekazujący energię cieplną do heliokotła, działającego na zasadzie ciała doskonale czarnego. „Zmagazynowana” energia służyła im do różnych celów. Najważniejszymi osobami byli tam: kierownik Anton Kiryłłowicz Saryczew, starszy asystent Jewgienij „Żenia” Nikołajewicz Kurganow, a także młody inżynier Dmitrij „Mitia” Iwanowicz Astrow. Niedaleko tej stacji znajdował się kołchoz „Pierwszy Maja”, gdzie dokonywano doświadczeń z nowymi odmianami bawełny. Któregoś dnia nad tym rejonem przeszła porządna burza piaskowa. Kiedy już minęła, okazało się, że Astrow zniknął. Saryczew podejrzewał, że zrejterował do sąsiedniego Iranu, gdyż Irańczycy – pracujący nad własnymi maszynami słonecznymi – bardzo interesowali się azerską stacją. Kurganow zaś uważał, że to niemożliwe, aby taki człowiek jak Mitia, mógł zdradzić. O zaginięciu powiadomiono szefa rejonowego Urzędu Bezpieczeństwa – kapitana Kierimowa, który niezwłocznie podjął dochodzenie. Kurganow zaś postanowił wyjaśnić sprawę swoimi siłami. Co się stało z Astrowem? Uciekł, zginął, czy został odnaleziony? Kto pierwszy dojdzie prawdy – Kurganow czy Kierimow?

Ostatnie opowiadanie – „Gdy burza ucichła” – rozgrywa się na granicy nadkaspijskich półpustyń i środkowo-azjatyckich pustyń, w rejonie astrachańskim, gdzie powstała baza doświadczalna zwana pustynnym gospodarstwem. Jej dyrektorem był Michaił Aleksandrowicz Pticyn, a pracowali tam: entomolog, agronom, agrobiolog, geobotanik, gleboznawca, meteorolog, radiotelegrafista, a także kilku brygadzistów i wielu robotników. Niedaleko od bazy znajdował się kołchoz „Zwycięstwo”. To dzięki niemu tamtejsza półpustynia zamieniła się w step – najpierw zasiano trawy, a w ciągu kilku lat pojawiły się sady owocowe, pola uprawne, drzewa, winnice, plantacje melonów i arbuzów.

Któregoś dnia, w tej okolicy, pojawił się na Wołdze nikomu nieznany rybak, którego wygląd i zachowanie wzbudziły powszechne podejrzenia. Nosił on na sobie nowe ubranie, palił drogie papierosy, sprzęt wędkarski miał nowiutki, jakby wprost ze sklepu, a wśród niego były całkowicie nieużyteczne „krążki” (przeznaczone do połowu na wodach stojących, a nie na rzece). Od pracowników miejscowej flotylli rybackiej kupił tzw. żywca, ale przy okazji wnikliwie rozpytał ich o … wiatr w najbliższych dniach – jak silny będzie, z którego kierunku nadejdzie i jak długo będzie wiać.

W niedługo potem, koło szlaku kolejowego, dróżnik znalazł rozbite próbówki, a wokół nich zniszczoną trawę. Poinformował o tym major Iwana Ilicza Dubrawina, który wspólnie z porucznikiem Glebowem niezwłocznie podjął czynności wyjaśniające. Ustalono, że tym, co znajdowało się w próbówkach były Aphidodea, czyli mszyce. Zaszło uzasadnione podejrzenie zaistnienia dywersji biologicznej. Sprawie tej nadano numer 00113.

Tymczasem do pustynnego gospodarstwa zmierzał nowy meteorolog – Wasilij Iwanowicz Kryłow, którego do pracy tam namówiła tamtejsza pracownica – Galina Siergiejewna Sugrobowa. Jadąc z nią do bazy samochodem spotkali żołnierza – sierżanta Iwana Aloszina udającego się do pracującego w kołchozie wujka. Aloszin idąc wzdłuż torów ujawnił zniszczone źdźbła traw, a na nich bezbarwne owady, i chciał powiadomić o tym miejscową Radę Narodową. Kryłow z Sugrobową z miejsca zainteresowali się sprawą. Pobrali próbki i dali je do badań. Dopiero później zidentyfikowano owady. Były to amerykańskie mszyce „GD” („Green Death”), czyli „Zielona Śmierć”. Zaraza zaczęła się błyskawicznie rozprzestrzeniać, zmieniając step w pustynię i obierając zgodny z wiatrem kierunek na kołchoz.

Naukowcy zajęli się przeciwdziałaniem inwazji mszyc, a służba bezpieczeństwa wykryciem sprawców zdarzenia …

Z opowiadania możemy dowiedzieć się o szkodnikach upraw takich jak: gąsienice omacnicy byliczanki, pluskwiaki-żółwinki (nie pomogła zwalczyć ich benzyna, chlor, nikotyno-siarczan, karbol, a jedynie inny owad – telenomus), miodówki (zjadane przez chrząszcza boża krówka, czyli … biedronkę), kryptolemusy czerwca (zżerane przez specjalnie wyhodowanego pseudo-kokusa) oraz komary malaryczne (ich larwy zjadały małe, żyworodne rybki – gambuzii). Mamy też powtórkę z geografii odnośnie azjatyckich pustyń: Gobi, Takła-makan, Kara-kum, Kizył-kum, Ała-szań i Ordos.

Oczywiście dwa ostatnie opowiadania mają charakter wybitnie produkcyjny. Gloryfikują komunizm i zespołową pracę, a negują państwa zachodnie, głównie Stany Zjednoczone. Mnie jednak ta książka się spodobała. Wątki kryminalno-sensacyjne są nienajgorsze, a jeśli do komunistycznych komunałów podejdzie się z uśmiechem, to spokojnie można ją przeczytać.