Nemo Juliusz – Śmierć „Ognia” 288/2023

  • Autor: Nemo Juliusz
  • Tytuł: Śmierć „Ognia”
  • Wydawnictwo: CDN
  • Rok wydania: 1984
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Ogień zimny jak lód

Pod pseudonimem Juliusz [Verne – kapitan] Nemo kryje się Anna Bojarska (1946-2019). „Śmierć „Ognia”” jest esejem wydanym w drugim obiegu – jako publikacja bezdebitowa – w „CDN”. Te podziemne wydawnictwo funkcjonowało w latach: 1982-1990. Wyszło z niego około 120 książek i broszur oraz około 30 nagrań na kasetach magnetofonowych. Recenzowana pozycja liczy 36 stron, a jej cena okładkowa to 90 zł.

Akcja toczy się na Podhalu – rozpoczyna się w październiku 1946 roku, a kończy w lutym 1947. Wspomnienia zaś dotyczącą okresu od roku 1939.

Głównym bohaterem jest Józef Kuraś urodzony w roku 1915 na Podhalu, w Waksmundzie, w patriotycznej góralskiej rodzinie. Zapis w książce – nie licząc retrospekcji – dotyczy tylko czterech ostatnich miesięcy jego życia, jednak warto w skrócie przedstawić jego CV. Przed wojną pełnił służbę wojskową w Korpusie Ochrony Pogranicza. W kampanii wrześniowej walczył jako strzelec podhalański, dwa miesiące później stał się żołnierzem Służby Zwycięstwu Polsce, a od roku 1941 – członkiem Konfederacji Tatrzańskiej. W 1943 roku przyłączył się do Armii Krajowej, w 1944 roku posądzony o zdradę zbiegł do Batalionów Chłopskich, gdzie do roku 1945 współpracował m.in. z Armią Ludową oraz radzieckimi partyzantami i czerwonoarmistami. W lutym 1945 roku przystąpił do organizacji nowotarskiej Milicji, a miesiąc później został szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Targu. Choć ukrywał swoją akowską ”przygodę”, na podstawie doniesień wydano decyzję o aresztowaniu go do dyspozycji WUBP w Krakowie. Jednak Kuraś zorientował się w tych planach i zbiegł „do lasu”. Tam stanął na czele zgrupowania „Błyskawica” i podjął oficjalną walkę z aparatem komunistycznym.

Pseudonim „Ogień” przyjął po tym jak w czerwcu 1943 roku Gestapo zamordowało jego ojca, żonę i małego synka – zostali oni spaleni żywcem w swoim własnym domu. „Józef Kuraś był tylko buntem. Tygrys tylko gniewem. Ogień stanie się furią”. W „Błyskawicy” utworzył „Komisją Szybko Wykonawczą”, czyli pluton śmierci. Był bezwzględny, nieznający litości i przebaczenia. Odnośnie „identyfikacji” wrogów ufał swojej intuicji i przenikliwości, miał też doskonałą pamięć nawet do dawno i krótko widzianych twarzy przeciwników. Wyciągał pistolet i strzelał: do uzbrojonych wrogów, do cywili, którzy im pomagali i do własnych ludzi, gdy nie wypełnili rozkazu. ”Zawsze karał śmiercią. Za prawie wszystko – śmiercią. Swoich za kradzież, za gwałt, za picie, za naruszenie dyscypliny, za cień wahania w wykonaniu rozkazu (…) Ktoś z oddziału położył się spać, kładąc obok nie zabezpieczony pistolet. Pik – i powiększył grono aniołów”. Czy był okrutny? Tak, był bardzo okrutny i nieludzki, choć nie torturował. On „tylko” zabijał – bez sadyzmu, bez emocji, bez uciechy. Nie bił drutem kolczastym, nie łamał żeber, nie wbijał szpilek, nie zrywał paznokci, nie wyciągał szczypcami języków, by przypalać je zapalniczką.

Żył w ciągłym poczuciu zagrożenia zdradą ze strony kogoś z jego zaufanych ludzi. Na początku 1947 roku doszło do tego jeszcze rozgoryczenie. „Trzecia wojna światowa nie wybucha, armia Andersa nie wkracza do Polski, instrukcje z góry są zmienne i mętne, referendum sfałszowano, wyborów nie będzie nadzorować komisja międzynarodowa”. Jego życie stało się monotonne. „Namiot. Szałas. Ziemianka. Deszcz. Śnieg. Wódka. Wyrok. Gazety. Akcja”. A z tą wódką to też nie tak zawsze. O monopolówkę było trudno, bimber był drogi – wódka zawsze była tylko dla gości z WIN-u.

Czy zasadzka, w którą wpadł „Ogień” była zaplanowana, czy improwizowana? Ktoś go zdradził, rozpracował, czy zadziałał ślepy traf? Jak zginął? Został zastrzelony, zmarł z ran, czy popełnił samobójstwo? Na strychu jednej z chałup, po pojmaniu w czasie konwoju, w nowotarskim szpitalu, czy budynku UB?

Książka ta – mimo niewielkiej objętości – jest publikacją ważną i poważną. „Śmierć Ognia” – jak na esej przystało – jest popisem kunsztu literackiego autora. J.N. trafnie dobierał, a także regularnie i umiejętnie stosował całą paletę środków stylistycznych. Ich bogactwo jest prawdziwą ucztą dla czytelnika. Z jednej strony dodaje to dramatyzmu, a z drugiej – koncentrując uwagę na sobie – daje chwile wytchnienia od powagi tematu. Odnośnie głównego bohatera autorka ani go nie mitologizuje, ani nie odbrązawia. Nie pochwala, ani nie potępia. Wygląda to tak jakby przedstawiała suche zasłyszane fakty o nim, z niewielkimi komentarzami od osób, które fakty te jej przekazały. Mimo tego odnosi się wrażenie, że okrucieństwo żadnej ze stron nie jest przez pisarkę akceptowane. Z kart jej książki wyłania się obraz człowieka, który pod wpływem osobistej tragedii, przestał być tylko człowiekiem, a stał się hybrydą z nieokiełznanym żywiołem, istotą płonącą ogniem, ale zimną jak lód, władcą gór i panem ludzkich istnień, żyjącym po to tylko, by się mścić i zabijać. Przynajmniej tak to wygląda. Czy jest to obraz wierny – tego nie wiem. Pozycję tę jak najbardziej polecam z uwagi na tematykę, styl pisarski i zawsze aktualny problem moralności, zasadności i celowości działań „żołnierzy wyklętych”.

PRL-ogizmy – papierosy: „Bałtyk”, „Triumf” i „Wolność”, pasta do zębów „Floridont” (z krakowskich zakładów Florina), mydło z wieżą (z warszawskich zakładów Adamczewski i Spółka mających swą siedzibę na ul. Grodzieńskiej na Pradze).