- Autor: Mikulska-Bernaś Julitta
- Tytuł: Pierwszy transport
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1973
- Nakład: 90336
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Nu, dawajtie trofiejny końjak
Julitta Mikulska-Bernaś (1928-1988) pisała przede wszystkim o historii XX wieku, w tym relacjach polsko-niemieckich i II WŚ. Część z nich napisała wspólnie ze swoim mężem – Franciszkiem Bernasiem. W naszym Klubie zrecenzowane są dwie jej książki: „Klamka z mosiądzu” z serii „Ewa wzywa 07” oraz „Piąta bomba” z serii „Labirynt”. W „Labiryncie” ukazały się jeszcze dwie inne: „Szykujcie wieńce” i „Pierwszy transport”.
Recenzowana książka to 5135 publikacja Wydawnictwa MON (ciekawe, która była pierwsza – może „Szosa Wołokołamska” Aleksandra Beka, z serii „Biblioteka Żołnierza”?). Liczy ona 275 stron, jej cena okładkowa to 13 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja rozpoczyna się w sierpniu 1945, gdzieś między Klauen a Burgiem, w radzieckiej strefie okupacyjnej Niemiec i przenosi do amerykańskiej strefy.
Podwładny pułkownika Adriana Morgunowa – major Mieczysław Strzała (chłop z pochodzenia, zatrudniony przed wojną w gminie jako pomocnik pisarza) został wyznaczony dowódcą pięcioosobowej grupy w ramach Polskiej Misji Repatriacyjnej, mającej działać w miejscowości Weidenberg (Bawaria, około 70 km od Norymbergi) w amerykańskiej strefie okupacyjnej obejmującej południowo-zachodni rejon Niemiec. W strefie tej przebywało około 500 000 Polaków (więźniów obozów koncentracyjnych, jeńców oflagów i stalagów, wywiezionych na przymusowe roboty i innych, których zagnały tu losy wojny), a także podających się za Polaków: Ukraińców, Białorusinów i Litwinów współpracujących z Niemcami w czasie wojny. Zastępcą dowódcy był major Marian Pożarski, a do grupy należeli jeszcze: oficer łącznikowy porucznik Henryk Tutej, tłumaczka Wanda Izdebska oraz kierowca Antoni Kowalik. Dołączył do nich, nielegalnie przekraczając „granicę” radziecko-amerykańską, znajomy Strzały, więzień kacetu – Władysław Borewicz.
Sąsiadami PMR była PMW, czyli Polska Misja Wojskowa z Londynu, której szefem był pułkownik hrabia Doliwa-Szczebrzycki, a w jej skład wchodzili m.in.: oficer łącznikowy – rotmistrz Kalicki, porucznik Poraj, ordynans Wilk i kierowca sierżant Stachurski .
Przebywającym w tej strefie okupacyjnej obywatelom Polski pomagała organizacja UNRRA, czyli Urząd Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Rozwoju krajów i grup społecznych zniszczonych przez wojnę, w którym wśród tzw. pracowników II kategorii było sporo Polaków, z których znaczna część miała powiazania z odwołanym już rządem londyńskim, 2 Korpusem Polskich Sił Zbrojnych generała Andersa lub Brygadą Świętokrzyską NSZ („oficjalnie” rozwiązaną w sierpniu 1945r.). UNRRA popierała oficjalną politykę USA, a nad jej działaniem czuwała G-2, czyli komórka w sztabie armii amerykańskiej zajmująca się wywiadem, kontrwywiadem i kontaktami zagranicznymi.
Pomiędzy PMR a PMW rozpoczęła się walka o „dusze”. Peemerowcy podjęli nierówny pojedynek z „londyńczykami”. Ich „cel był dwojaki, należało bowiem nie tylko umożliwić setkom tysięcy Polaków powrót do ojczystego kraju i oczekujących rodzin, lecz również uchronić ich przed przygotowywanym przez [zachodnie] ośrodki polityczne losem. Losem tym miała być masowa wysyłka na plantacje Kenii, do afrykańskich kopalń rudy uranu w Kongo, kopalń rudy miedzi w Afryce Południowej lub też kopalń węgla w Belgii i Francji, nie mówiąc już o kopalniach Brazylii i innych krajów Ameryki Łacińskiej, w charakterze niezwykle taniej, a jednocześnie wydajnej siły roboczej”.
Do pracy w PMR dołączyła Niemka – Gerda Frohling (jako pomoc domowa) oraz Polka – Teresa Yesman vel Jeśman (jako druga tłumaczka). Gerda często rozmawiała z Władkiem. Odsunęła się zaś od niego Teresa, którą adorować począł Kalicki. Jednocześnie pracowników zaczęły spotykać groźne zdarzenia: ich samochód został ostrzelany, na pracowników został przeprowadzony zamach przy użyciu środków wybuchowych, jednego z nich próbowano przejechać samochodem, a gdy się to nie udało – został pchnięty nożem.
Z uwagi na te zdarzenia pojawiła się umundurowana Military Police i cywilna Kriminalpolizei. Najskuteczniejszymi jednak detektywami okazali się nasi chłopcy z obu misji. Tropy prowadziły do ludzi spod znaku „Jaszczurki” (w książce zwanej „Salamandrą”, choć salamandra to nie jest jaszczurka), bawarskiej gospody „Pod Pięknym Wieńcem” i organizacji „Szarej Ręki” na czele której stał generał Reinhard Gehlen zwany „Doktorem” [organizacja ta miała zbudować na nowo lub odbudować siatkę szpiegowsko-dywersyjną, obejmującą swym działaniem obszary Związku Radzieckiego, Polski i Czechosłowacji].
Wady powieści: Fabuła jest zbyt rozwlekła, wielokrotnie pojawiają się w niej angielskie zwroty, które – choć u dołu tłumaczone – to jednak zbyt często używane mogą zmęczyć czytelnika (często używane są też wyrażenia rosyjskie, rzadziej – niemieckie), a do tego pojawiają się w nich błędy ortograficzne.
Zalety: Najważniejszą jest tematyka tła historycznego. Wydarzenia II WŚ od Westerplatte do Berlina rozpracowane są w polskiej literaturze wszerz i wzdłuż. Nieźle też – choć nie wszystkie (aneksja Kłajpedy, zajęcie Czechosłowacji) – przedstawione są zdarzenia do niej prowadzące. Proporcjonalnie niewiele pisze się o działaniach militarnych w Azji, kończących całą wojnę. Największa dysproporcja występuje w tematyce tuż powojennej. Jest mnóstwo książek o „żołnierzach wyklętych”, sporo o „Wehrwolfie” i „UPA”, niemało o procesie norymberskim, niewiele jednak o tym, co działo się na terenie stref okupacyjnych Niemiec. I ta książka – mimo jej upolitycznienia – jakieś informacje o tym przekazuje. Drugą zaletą jest wątek kryminalny – dość dobrze prowadzony, intrygujący i w takiej oprawie niespotykany.
W sumie nie żałuję, że po tę książkę sięgnąłem.
Na koniec PRL-ogizmy (choć wówczas jeszcze PRL-u nie było): papierosy „Bałtyk” i „Wolność”, jednak najczęściej palono amerykańskie (choć pierwotnie produkcja należała do koncernu japońskiego) papierosy marki „Camel”.