Melcer Wanda – Ameryka szuka piechura 276/2023

  • Autor: Melcer Wanda
  • Tytuł: Ameryka szuka piechura
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Biblioteka Expressu Wieczornego
  • Rok wydania: 1952
  • Nakład: 50000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

USA potrzebuje armatniego mięsa, ale Korpus Milicji ma swój honor

Do tej pory jedyną książką Wandy Melcer (1896-1972), jaką czytałem (i zrecenzowałem) była powieść produkcyjna z wątkiem kryminalnym pt. „Powrót kapitana Czapli”. „Ameryka szuka piechura” jest zaś kryminałem z wątkami produkcyjnymi. Liczy 197 stron, a cena okładkowa to 2 zł i 40 gr. Najważniejszym rokiem dla tej powieści był 1952, kiedy to ukazały się oba jej wydania książkowe oraz wydanie gazetowe w „Głosie Koszalińskim”.

Akcja toczy się w Warszawie i w kilku fikcyjnych miejscowościach, kilka lat po wojnie, ale nie później niż w roku 1949 (warszawski Most średnicowy jest jeszcze w budowie).

45-letni Rafał Sekulski, przedwojenny posesjonat, którego majątek został przejęty i rozparcelowany, hitlerowski agent (aż do roku 1947), polityk głoszący w czasie wojny koncepcję „Wielkich Niemiec”, a po wojnie – „Międzymorza”, będący aktualnie amerykańskim agentem M-61, wracał do Warszawy z Londynu, po czterech latach nieobecności w kraju, jako Rafał Ilżycki. Przysłano go tu, by rozsiewał plotki, dezorganizował przemysł, paraliżował to, co najważniejsze, czyli … współzawodnictwo pracy. Miał dla siebie wielkie uznanie: „Widział się już bogatym i sławnym, widział się jakimś polskim Petainem, kroczył w pierwszym szeregu owego wielkiego kompleksu kapitalistycznych narodów, które kiedyś ochrzczono mianem Międzymorza. Przyjeżdżał na międzynarodowe konferencje i to nie jako gość, nie jako jeden z kilkunastu, czy bodaj kilku. Był tam pierwszy, dyktował prawa. Hitler był histerykiem, Mussolini – podłym kabotynem, ci ludzie musieli się załamać. Żaden z nich nie miał jego szerokich koncepcji politycznych, jego głębokich i oryginalnych pomysłów, które prawdziwie wywodziły się z ducha rasy”.

Wracając zastał już w Polsce inną rzeczywistość: „u nas pociągi nigdy się nie spóźniają”, „na skrzyżowaniu nauka chodzenia” [raczej przechodzenia], „dom był nowoczesny, szeroka klatka schodowa i niskie podesty”. „Czy pan widzi [słowa skierowane przez niego do konsula amerykańskiego] co się w tym kraju dzieje? Przecież oni się po prostu w oczach bogacą, podnoszą i racjonalizują przemysł, zastępują stare maszyny nowymi albo doprowadzają stare do granic wytrzymałości (…) Jeżeli oni teraz potrafią przerobić własnego chłopa i robotnika z ciemnego, źle pracującego stada w świadomych, doskonale pracujących obywateli, to wygrali”.

Jeszcze w czasie jazdy pociągiem do stolicy, zobaczył ogromny pożar – ważnego dla obronności kraju – zakładu w Jarocińcach. Pociąg został zatrzymany. Wprowadzono do niego kobietę z tego pożaru, poparzoną, z całkowicie obandażowaną głową, która była bliska porodu i z tego powodu należało ją zawieźć do Warszawy. Towarzyszył jej mąż, który miał ze sobą blaszankę po nafcie, a w niej wodę dla żony. Okazało się jednak, że zamiast wody jest tam nafta. Obecny przy poszkodowanej sanitariusz szybko skojarzył fakty. Kobieta dotarła do szpitala, a mężczyzna do aresztu.

Rafał zaś przybył do hotelu Bristol, gdzie miał go oczekiwać łącznik. Tymczasem spotkał tam swojego dawnego kolegę – Zygmunta Serednickiego, którego po raz ostatni widział w roku 1939. Zygmunt zaproponował mu nocleg w swoim pokoju, na co ten przystał. Przeglądając gazetę znalazł zdjęcie swojej znajomej Haliny Paszkowskiej – dawnej panny baronówny Łabędzkiej, dziedziczki na stuwłókowym majątku, niedostępnej drobnemu szlachetce, jakim był wówczas Rafał. Zadzwonił on do redakcji „Świata”, by pomogli mu ją odnaleźć i w ten sposób trafił na kolejnego znajomego sprzed lat – Kazia Sądeckiego, który chciał go zaprosić do Gospody Ludowej na ul. Nowy Świat. Z uwagi na nieobecność łącznika, Ilżycki udał się z hotelu pod adres zapasowy i tam ustalił, że zgłosi się do niego agentka W-12. Pojechał też na Żoliborz, by odwiedzić zamieszkującą tam Paszkowską. Kiedy się spotkali, długo ze sobą rozmawiali, i to na trudne tematy. „Czyż nie śledziłam pana „zawrotnej kariery” od organizowania żydowskich pogromów do pałkarskich i żyletkarskich band na politechnice, od niesławnej ucieczki spod Kutna [1939] do zdrady, tak, zdrady w szeregach Sikorskiego, którego pan tak wytrwale osaczał. I teraz ta czelność, żeby wrócić, żeby kontynuować swoją krecią robotę …” Mimo tych „wyrzutów” rozstali się w zgodzie, bo to właśnie Paszkowska była agentem W-12 (W jak werbunek).

Sekulski zaczął poznawać swoje kontakty: „wyklętego” o ps. Szary, Amerykanina Jonesa Jasona – zamieszkałego w nadmorskiej miejscowości Zdańsk oraz przybyłych tam agentów: Grzegorza I-36 (I jak informacja) i Ilzę D-18 (D jak dywersja).Udał się też do konsulatu amerykańskiego w Byrdowie, by tam spotkać się z K-1 (K jak Konsul). W konsulacie został przenumerowany na P-4 (P jak Persona?), czyli asa wywiadu. Tymczasem Serednicki – siedząc tak sobie w „Bristolu” – zaczął wiązać swoje spostrzeżenia dotyczące Rafała. Wątpliwościami podzielił się z kolegą – porucznikiem Grykiem z Brygady Śledczej Wojewódzkiej Komendy Milicji. Właśnie ten milicjant, wraz majorem Mandym z Urzędu Bezpieczeństwa, zajmował się sprawą pożaru w Jarocińcach. Porucznik twierdził, że sprawcą jest mąż poparzonej ciężarnej, a major twierdził, że nie. Obaj zajęli się też poszukiwaniem Sekulskiego.

W książce będzie się jeszcze trochę działo: będą trupy, będzie porwanie, a do działań MO i UB włączy się też WOP – przede wszystkim … sprzątaczka z ich placówki – stara Aurela, która kiedyś uważała się za zero, a po marksistowskich wykładach stwierdziła, że jest Kimś („Była przecież samą masą, samą esencją ludu, który ją wydał. Była ludem.”). Ustalone zostanie też, kto stał za podpaleniem zakładów.

Powieść jest tak skonstruowana, że pochwały wobec socjalistycznej Polski i ZSRR, a krytyka USA, płyną nawet z ust głównego wroga socjalizmu – Sekulskiego, który do konsula powiedział m.in.: „Tymczasem Związek Radziecki rozbił wam idyllę. Związek Radziecki także ma bombę atomową i potrafi to samo, co wy. Śmierć zajrzała Amerykaninowi w oczy. Amerykanin nie pójdzie na wojnę, ale kto będzie za niego walczył? Nie wygra się wojny wynalazkami, wojnę wygrywa piechur. I Ameryka szuka piechura, który będzie za nią krwawił”. A oto jak myślał o ukochanej ojczyźnie milicjant Gryk: „Przed zamkniętymi oczami widział bezmierne pola, po których szły równym rzędem traktory, widział dymiące kominy fabryk, widział dumne, nowe miasta, widział nowych ludzi, których tak kochał i z których miłości czerpał siłę. Widział bratni związek wolnych narodów, który wciąż dąży wzwyż”.

No i co? Zmęczyliście się już tą recenzją? Pocieszcie się, że ma ona tylko dwie strony. Ja czytając książkę musiałem przebrnąć przez prawie dwieście. Ale czego nie robi się dla dobra naszego Klubu …