Mąka Henryk – Kapitan schodzi ostatni 423/2023

  • Autor: Mąka Henryk
  • Tytuł: Kapitan schodzi ostatni
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: Zdarzenia Sensacje Zagadki
  • Rok wydania: 1979
  • Nakład: 60350
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Morska Temida ma głos, czyli Izba Morska wyrokuje

Henryk Mąka (1930-2016) był cenionym (odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski) i niezwykle płodnym literacko (ponad 60 książek i około 5 tysięcy publikacji prasowych) pisarzem, reportażystą i publicystą, specjalizującym się w tematyce morskiej. „Kapitan schodzi ostatni” jest reportażem dotyczącym katastrof morskich polskich statków. Książka ukończona została w czerwcu 1977 roku, liczy 244 strony (plus zdjęcia), a jej cena okładkowa to 35 zł. Wydana została w popularnej serii KAW-u – „Zdarzenia, sensacje, tajemnice”.

Opisanych jest w niej 11 zdarzeń, z udziałem peerelowskich statków, takich jak: zatonięcia, kolizje z innym statkiem, wejścia na mieliznę i wypadek na pokładzie, a także 1 dotyczące zatopienia polskiego okrętu w czasie II WŚ. Były to następujące jednostki: s/s „Wigry” (1942), m/t lugrotrawler „Czubatka” (1955), a także jego statek siostrzany – „Cyranka” (1956), m/s „Orla” (1961), kuter „Łeb 30” (1959), m/s „Nysa” (1965), m/t „Tarpon” (1965), m/s „San” (1968), m/s „Rejowiec” (1968), s/s „Wrocław” (1968), m/s „Wrocław II” (1973) i s/t „Brda” (1975) [s/s – parowiec, m/s – silnikowiec, m/t – turbinowiec, s/t – parowy trawler].

Dla mnie najbardziej intrygująca była historia nowiuteńkiego kutra „Łeb 30”, który zatonął tuż przy samym wejściu do portu w Ustce. Zwodowany w Szczecinie, skierował się do Świnoujścia, skąd w dniu 6 grudnia 1959 roku wypłynął do portu docelowego w Łebie. Na pokładzie było czterech rybaków i jeden pasażer. Z uwagi na silny sztorm (inna wersja mówiła, że załoga chciała odwiedzić znajomych w Ustce) kuter skierował się do wejścia do usteckiego portu. Tuż przy falochronie zaczął tonąć. Zdarzenie to dostrzegli: latarnik, bosman portowy i dyżurny obserwator WOP. Na pomoc skierowano jednostkę ratowniczą – kuter R-2, jednak szybko wrócił on do portu nikogo nie uratowawszy. Sztorm trwał dalej. Dopiero następnego dnia do kutra dotarli pontonem dwaj rybacy i odnaleźli zamarznięte ciało pasażera. Wrak wyciągnięto i przystąpiono do jego oględzin, w których brał też udział ekspert laboratorium kryminalistyki KW MO w Koszalinie. Na kutrze nie znaleziono tratwy ratunkowej. Podjęto więc działania poszukiwawcze. Pusta tratwa została odnaleziona dopiero po 10 dniach, w okolicach Bornholmu. Ciał czterech członków załogi nigdy nie odnaleziono.

Czynności, tak jak i w pozostałych opisanych w książce zdarzeniach, prowadziła Izba Morska (samodzielny i niezawisły organ quasi-sądowy działający na podstawie ustawy o izbach morskich) w Szczecinie [zasiadają w niej sędziowie sądów powszechnych oraz ławnicy, którzy posiadają niezbędną wiedzę i doświadczenie do prowadzenia spraw morskich, a postępowania prowadzone są na podstawie Kodeksu morskiego i prawa cywilnego]. Wśród nieprawidłowości stwierdzonych w ramach prowadzonego postępowania były: katastrofalne prowadzenie akcji ratowniczej – szybkie zarzucenie akcji i niewykorzystanie w niej samochodu ratowniczego „Lublin” wyposażonego w urządzenie „Shermuly” do wystrzeliwania rzutek ratowniczych na odległość 300 metrów, a także zastawienie sieciami rybackimi wejścia do portu (pojawiły się też podejrzenia wobec ratowników, że do połowy nocy balowali w knajpie i w czasie akcji byli pijani, a także to, że jednostka R-2 musiała szybko wrócić do portu, bo … nie była zatankowana).

Jak wygląda wyrokowanie Izby Morskiej najlepiej prezentuje przykład z innej sprawy, w której „wyrok” brzmiał: „ … zawinili: a) PŻM w 40 proc., b) kapitan i oficerowie pokładowi m/s „Orla” w 30 proc., c) cukrownia w Chełmży – producent suchego lodu w 20 proc., spedytor C. Hartwig i Morska Agencja w Gdańsku – łącznie w 10 proc.” Ktoś zapyta: a co wspólnego z przestępstwami mają te orzeczenia? Otóż, kiedy IM stwierdzi, że doszło do zaistnienia czynu przestępnego, to przekazuje sprawę do Prokuratury, a ta prowadzi ją jak normalną sprawę kryminalną i kieruje ją do sądu karnego. Oto przykład wyroku w sprawie przekazanej z IM: „Uznając obu oskarżonych winnymi, sąd na mocy paragrafu drugiego artykułu 136 Kodeksu Karnego skazał pierwszego z nich na trzy lata pozbawienia wolności oraz 15 000 złotych grzywny, drugiego zaś na mocy paragrafu pierwszego artykułu 164 KK na dwa lata pozbawienia wolności oraz grzywnę w wysokości 15 000 zł. W obu wypadkach wykonanie kary zawieszono warunkowo na okres trzech lat”.

To tyle, jeśli chodzi o fabułę kryminalną. Ale każdy człowiek spragniony wiedzy, doceni również to, co autor przekazał nam w sferze marynistyczno-obyczajowej. I tak, w książce tej mamy całą paradę różnorodnych statków, wśród których są: trawlery, lugrotrawlery, supertrawlery, trawler-zamrażalnia, trawler-przetwórnia, statki-bazy, drobnicowce, kutry, jednostki ratownicze, holowniki, dźwigi pływające, barki, motorówki-piloci, okręty patrolowe służby granicznej. Mamy też galerię stanowisk: kapitan, I oficer (chief), II oficer, III oficer, asystent pokładowy, bosman, starszy marynarz, marynarz, młodszy marynarz, sternik, pilot trasowy, motorzysta, I mechanik, II mechanik, III mechanik, starszy rybak, młodszy rybak, kucharz, pomocnik kucharza, praktykant pokładowy, palacz, steward, pomocnik stewarda. Z kulinariów podane jest „menu” łowisk na szelfie mauretańsko-senegalskim: dorada, pagrus, morszczuk, pałasz, ostrobok, colias, parma i piotrosz (ta ostatnia była wówczas bardzo droga i bardzo smaczna).

W reportażach nie zabrakło PRL-ogizmów: gazety – „Głos Szczeciński”, „Głos Marynarza i Rybaka” i „Głos Wybrzeża”, polska agencja prasowa „Interpress” (działająca w latach 1967-1991), szczecińskie obiekty – restauracja „Bajka” (przy Al. Niepodległości 30, z podświetlanym parkietem, barkiem – bocianim gniazdem i wspaniałą dziczyzną), Klub Marynistów (koło Bramy Królewskiej) oraz hotel „Dom Marynarza” (wówczas Al. Wojska Polskiego 107), zakłady połowów „Dalmor” i „Odra”, Centrala Handlu Zagranicznego „Animex” (najstarsza jej marka to „Krakus”), Spółdzielnia Rybołówstwa Morskiego im. X-lecia PRL w Łebie (później znana jako „Rybmor”), Spółdzielnia Usług Portowych „Shipservice” w Szczecinie, teleturniej „Bitwa Morska”.

Mamy też akcent polityczny: „Sędzia [Izby Morskiej] wiedział już, podobnie jak inni członkowie kompletu sędziowskiego, o oburzających artykułach w wydawanej przez koncern prasowy Springera gazecie „Hamburger Abendblatt”. Artykuły na temat kolizji [statku polskiego z niemieckim, z winy tego drugiego], sporządzone według zasad goebbelsowskiej propagandy i aktualnych recept rewizjonistycznych ziomkostw, pełne były kłamstw i perfidii (…) Nie tylko zmieniono na niej [tj. mapie] prawidłową i obowiązującą od wielu lat nazwę Szczecin na „Stettin”, ale terytorium NRD nazwano „Mitteldeustchland” (Niemcy Środkowe), zaś uwidocznione na niej województwo szczecińskie określono jako terytorium „Unter polnischen Verwaltung” („pod polskim zarządem”)”.

Podsumowując – książka jest niezła z uwagi na wielostronną tematykę: marynistyczną, historyczną, katastroficzną, kryminalną i obyczajową. Polecam szczególnie tym, którzy z tematyką morską niewiele mieli wspólnego.