- Autor: Literski Stanisław
- Tytuł: Kto strzelił?
- Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
- Seria: Biblioteczka Ziem Zachodnich
- Rok wydania: 1968
- Nakład: 15850
- Recenzent: Robert Żebrowski
„Oj – strzelaj, prędzej, strzela – jeeeest”
Odnośnie Stanisława Literskiego udało mi się znaleźć w internecie, że urodził się w roku 1935 i tylko tyle. W BZZ wydał dwie pozycje: „Kto strzelił?” (w roku 1962, ja dysponuję wydaniem II – z ładniejszą okładką – z roku 1968) oraz „Komu opłaca się zbrodnia?” (w roku 1964, jest już jej recenzja w Klubie). Książka liczy 126 stron, a jej cena okładkowa nie zmieniła się przez sześć lat i wynosi 5 zł (w ogóle seria BZZ to książki za „piątaka”). Tytuł jest dwuznaczny, narracja zaś prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.
Akcja toczy się w roku 1962 w NRF i w Polsce (w Warszawie, Zakopanem i gdzieś na Śląsku), a NRD-owski Lipsk jest jedynie wspominany.
Głównym bohaterem jest redaktor Lekszycki – „Leksik” (ur.01.01.1900 – prawda, że ładnie?) z „Expressu Wieczornego”. Oglądanie meczów piłkarskich było mu tak potrzebne do życia jak innym papierosy, kawa, czy wódka. On to – wraz z zespołem piłkarskim „Silesia” – udał się do NRF do miasta Auerbachstein na towarzyski mecz z „Victorią 33”. Spotkanie rozegrane 29 lipca 1962 roku zakończyło się wynikiem 3:3.
Dokładnie 35 lat wcześniej, 27-letni wówczas piłkarz, Lekszycki występujący na boisku jako kapitan „Naprzodu”, z rzutu wolnego „kropnął” na bramkę przeciwnika. Stojący w murze 17-letni Rosłoń zablokował piłkę głową. Doszło do tragedii – chłopak doznał wstrząsu mózgu, co sprawiło, że zidiociał, a niefortunny strzelec od razu zakończył karierę i … zabrał chłopaka do siebie do domu. Nie założył własnej rodziny, ale poświęcił się opiece nad poszkodowanym. W niedługo potem został dziennikarzem sportowym, z czasem bardzo cenionym.
Wracając do spotkania w Auerbachstein, pikanterii całej sprawie dodał fakt, że trenerem klubu z Polski był Ślązak – Horst Bochenek, natomiast zespołu z Niemiec – jego szwagier, również Ślązak, Rudolf Rein, który w roku 1938 typowany był do piłkarskiej reprezentacji Polski, a dwa lata później grał już dla III Rzeszy. Szwagrowie nie lubili się, ale łączyła ich nie tylko Helweg vel Jadwiga (jednego żona, a drugiego siostra), ale też mroczne zdarzenie z roku 1942, gdy Rein był feldfeblem Wehrmachtu. Uciekając się do szantażu związanego z tamtą sprawą sprzed dwudziestu lat, Niemiec chciał pozyskać Bochenka do siatki szpiegowskiej Gehlena, by ten zbierał ważne informacje ze śląskich zakładów, w których pracowali trenowani przez niego piłkarze …
Jeżeli chodzi o „mundurowych” w książce, to: o milicji wspomina się w związku z pewnym wypadkiem, WOP reprezentuje jakiś porucznik podczas kontroli w pociągu przy przekraczaniu granicy, a MSW i UB wspomniane są po razie. Jest jednak za to … komisarz Bark szukający sprawcy mordów, który swoim ofiarom wkładał w dłonie blaszane numerki z szatni z kolejnymi liczbami.
Ciekawy cytat (o kibicach sportowych): „Dlaczego ich tak pochłania sport? Czym jest dla nich? Ucieczką? Przygodą? Surogatem? Ale co ma im w nich zastępować? Co zastępuje? Leniwą tęsknotę za ideałem sprawności? Głód walki, ale walki już obłaskawionej? Potrzebę uczestnictwa w starciu gorszego z lepszym? Nie wiadomo. Ciągle nie wiadomo. Miliony żyją sportem. Setki piszą o sporcie. Ale nikt nie wie, jaka siła nawiązuje między tymi milionami i setkami nić kontaktu …”
PRL-ogizmy: gazety – „Sport”, „Przegląd Sportowy”, „Sportowiec”, „Echo Krakowa”, „Głos Robotniczy”, warszawskie knajpy: „U Dziennikarzy” na Foksal i SPATiF oraz kluby studenckie „Stodoła” i „Hybrydy”, a także stołeczny hotel „Polonia” i zakopiańska kawiarnia „Orbisu”.
Wyjaśnienie tytułu recenzji: wypowiedź Tadeusza Pyszkowskiego – „Oj, strzelaj, prędzej, strzela… jest!” pochodzi z relacji z meczu pucharowego między Legią Warszawa a Slovanem Bratysława, rozgrywanego 19 września 1956 r., z opisem sytuacji z 63 minuty, w której drugiego gola dla Legii Warszawa zdobył Lucjan Brychczy, i od zamierzchłych czasów stanowi czołówkę sygnału „Kroniki sportowej” Programu I Polskiego Radia.
A sama książka? Raczej nudnawa. Autor wymienił w niej z nazwiska kilkudziesięciu najbardziej znanych piłkarzy z Polski i zagranicy z okresu od lat 30. do 60. Zabrakło natomiast – choćby jednego – wymienionego z nazwiska funkcjonariusza jakiejkolwiek peerelowskiej służby mundurowej. I choć wątki kryminalne zostały jasno wyłuszczone i trochę kartek w książce zajmują, to jednak uważam, że są tylko tłem dla wątków obyczajowych. Tak więc palący problem: przeczytać, czy nie przeczytać, muszą rozwiązać sami zainteresowani.