- Autor: Lach Ewa
- Tytuł: Kryptonim Czarna Morwa
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Rok wydania: 1968
- Nakład: 30280
- Recenzent: Robert Żebrowski
Bochaterzy, Białasy i Bochenkarze, czyli na tropie afery wełnianej i kurnikowej
Żadnej książki Ewy Lach (ur. 1945) wcześniej nie czytałem. Z Wikipedii dowiedziałem się, że – co ważne – uczęszczała ona do liceum ogólnokształcącego w Bielsku-Białej. „Kryptonim …” jest jej czwartą książką, liczy 371 stron, a cena okładkowa to 20 zł.
Akcja powieści toczy się właśnie w Bielsku-Białej oraz przez krótki czas w Czechowicach, w roku 1967, jednak opisany jest w niej finisz kolarskiego „Wyścigu Pokoju” na stadionie miejscowego klubu „Stal”, który wygrał radziecki zawodnik Giennadij Lebiediew wyprzedzając Polaka – Stanisława Gazdę, a to działo się w roku … 1965 (konkretnie 19 maja). No, cóż …
W mieście działały dwie konkurencyjne „bandy” – „Bochaterzy” (koniecznie przez „ch”, mieszkający na ul. Bohaterów Warszawy”) i „Białasy” (z „białej” części miasta). Pierwszą dowodził Szef vel Szeryf alias Ataman aka Kapitan, czyli Tadek Botnicki lat 15, a należały do niej 13-14-latki: Edyta Eda Pchełka Borak, Jacek Koniewicz, Leszek Wojaczek, Andrzej Rózga, Zbyszek Opałek, a ponadto pies „Remis” – kundel wyzwolony przez nich z rąk małoletnich oprawców, którzy chcieli go utopić. „Bochaterzy” marzyli, by zostać bohaterami (bez „ch”, ale za to raczej przez duże „B”) biorąc udział w wykryciu jakiejś grubszej afery, najlepiej dywersyjno-szpiegowskiej. „Białasami”, którzy byli starsi, zarządzał Staszek Modrzycki, a wśród nich byli m.in.: Kazik Rózga (brat Andrzeja) i Mietek Dąbrówka. Oni nie byli już tacy grzeczni i brali udział w jakichś szemranych sprawach.
„Bochaterzy” – z uwagi na chwilowy brak afer dywersyjno-szpiegowskich – zajęli się sprawą mniejszego kalibru, tj. aferą wełnianą. Otóż w miejscowej fabryce, ojciec Leszka – pracujący na portierni – złapał, wychodzących po pierwszej zmianie, dwóch pracowników, jak się okazało – złodziei wełny. Wynosili oni szpule ukryte w wydrążonych bochenkach chleba. „Bochenkarzy” wyrzucono z pracy, a milicja wzięła ich pod obserwację. Niedługo potem dokonano rewizji u … ojca Leszka, w jego mieszkaniu, ale nic nie znaleziono. Kolejne przeszukanie miało miejsce u ojca Andrzeja i Kazika, ale też zakończyło się wynikiem negatywnym. Młodzi detektywi nadali sprawie kryptonim „Czarna Morwa”. Tadek został agentem nr A, Jacek – B, Eda – C, Leszek – D, a Zbyszek – E. Swoich podejrzanych zaś ponumerowali: pani Sweterkowej – robiącej wełniane sweterki przyznano nr 1, Krzywoniowej – jej znajomej – 2, Wronie – portierowi z MDK – 3, Rózdze, u którego była rewizja – 4, a Rafalskiemu – pracownikowi wyrzuconemu z fabryki – 5.
W międzyczasie „Białasy” ukradły Leszkowi z warsztatu zrobiony przez niego na konkurs model samolotu nazwany LW Bielsko 65. Kiedy zrobiło się „gorąco” model mu zwrócono. W mieście grasowały też kurokrady, ale nikt nie znał ich tożsamości. „Bochaterom” zrzedły trochę miny, gdy się zorientowali, że najgłówniejszymi, całkiem nowymi podejrzanymi są … rodzice, niektórych z nich. Mimo tego, postanowili zdemaskować wełnianą szajkę i odzyskać skradzione państwowe mienie. Swoją akcję nazwali „Operacja Zero”. Tymczasem na trop … „Bochaterów” – dzięki pewnemu „życzliwemu” wpadła milicja dowodzona przez starszego sierżanta Wisienkę. Co z tego wynikło, przekonajcie się sami.
PRL-ogizmy: z Bielska-Białej – Miejski Dom Kultury, Dom Muzyki, Liceum Ogólnokształcące im. Kopernika (w którym uczyła się autorka), Klub Sportowy „Start”, Bialski Klub Sportowy „Stal”, nieczynne kino „Wanda” (rozebrane w roku 1969), kino „Apollo” (zakończyło żywot w roku 2002), sklep „Gallux”, a ponadto samochody – „Warszawa” „Syrena” i „Żuk” , gazety – „Kobieta i Życie” oraz „Film”, papierosy „Giewont”, lody „Pingwin” i „Bambino” oraz karciana gra w „Piotrusia”.
Ciekawe cytaty:
– „Jacek przeobraził Remisa w psa policyjnego” (dlaczego nie milicyjnego?!).
– „Zagwizdaj „Kwaja”” (czyli motyw z filmu „Most na rzece Kwai” z roku 1957).
– „Chwała Bogu” (milicjant Wisienka – odważnie, bo w Komisariacie (!) – po narodzinach córki).
Jak dla mnie, a tym bardziej dla młodego czytelnika, książka jest stanowczo zbyt długa (371 stron), a przy tym często nudnawa. Wątek kryminalny jest wyraźny i wiodący, ale poza tym za dużo tu pobocznych wątków obyczajowych. Zdecydowanie więcej się po tej książce spodziewałem, pewnie dlatego, że byłem zaintrygowany jej tytułem i … ceną na allegro. Wydaje mi się, że obecnie zainteresować ona może tylko bielszczan.