Kaczanowski Alojzy – Rozkoszne przedpołudnie 439/2023

  • Autor: Kaczanowski Alojzy
  • Tytuł: Rozkoszne przedpołudnie
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1961
  • Recenzent: Rafał Figiel

Jana Kamyczka z trupami zabawy.

W późnych latach osiemdziesiątych spędzałem wakacje na wsi u dziadków. Pewnie wynudziłbym się tam jak mops, gdyby nie sterta starych „Przekrojów”, zapewniających mi fascynującą lekturę na długie popołudnia. Jednym z ulubionych przeze mnie cyklów tego tygodnika, który pochłaniałem z wypiekami na twarzy, były „Zagadki kryminalne” z inspektorem Wernerem w roli głównej.

Nie wiedziałem wówczas (bo i skąd), że autorką tych detektywistycznych miniatur jest malarka, pisarka i dziennikarka Janina Ipohorska. Znacznie później dowiedziałem się, że jest ona także słynnym Janem Kamyczkiem, autorem najpoczytniejszego peerelowskiego savoir-vivre’u, oraz twórczynią scenariusza pierwszego polskiego serialu kryminalnego p.t. „Kapitan Sowa na tropie”. Nie każdy wie, że spod jej pióra wyszła również, napisana pod pseudonimem Alojzy Kaczanowski, powieść kryminalna p.t. „Rozkoszne przedpołudnie”. Powieść, która zapewniła mi rozkoszny wieczór, potwierdzając wybitny talent autorki. Zwykle w recenzjach pisanych przez siebie zdradzam elementy fabuły, nawet początek książki, tym razem nie mogę. Nie mogę, ponieważ nie chcę czytelnika pozbawiać przyjemności jakiej sam zaznałem już od pierwszych stron tej niewielkiej książeczki. W powieści kryminalnej najbardziej pożądanym przez czytelnika rekwizytem jest trup. Ten trup bywa podany przez autora różnie i różne perypetie zwłok już na kartach owej mrocznej gałęzi literatury widziałem, ale to co autorka wyprawia ze zwłokami w swoim dziełku, to po prostu danie kryminalne prima sort, że Agata Christie by uklękła. Co ja mówię uklękła – na kolanach odbyłaby pielgrzymkę do grobu Herkulesa Poirota. Nie mówię, że na trzeźwo. Pomroczność poprocentowa jest, nawiasem mówiąc, jedną z bardziej charakterystycznych cech głównego bohatera powieści, mecenasa Odoakra Rieffa. To co się dalej wyprawia, to po prostu koktajl Mołotowa na czytelniczą głowę, w efekcie czego śmiało można w panteonie polskich autorów kryminałów postawić Ipohorską obok takich sław jak Dominik Damian czy Joe Alex. Autorka nie daje czytelnikowi odetchnąć ani na minutę, mnoży rozwiązania, komplikuje wątki, trzyma w napięciu podrzucając fałszywe tropy i podsycając ciekawość. Jednocześnie ucząc pisania… powieści kryminalnej, bowiem odbiorca może przyjrzeć się np. procesowi tworzenia alibi dla zbrodniarza, oraz obalania tegoż przez literackiego detektywa. To wszystko w oparach absurdu, podlewane Calvadosem i wodą sodową. Czytajcie, czytajcie, czytajcie. Aha, byłbym zapomniał – gdybyście kiedykolwiek trafili na trupa, pamiętajcie żeby dokładnie przeszukać mu kieszenie. Czirio.