Janis Fryderyka – Człowiek z cienia 449/2023

  • Autor: Janis Fryderyka
  • Tytuł: Człowiek z cienia
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07 … (nr 81)
  • Rok wydania: 1975
  • Nakład: 100275
  • Recenzent: Robert Żebrowski

W orbicie zainteresowań siatki generała Gehlena

Fryderyka Janis jest osobą głęboko zakonspirowaną literacko i nic na jej temat nie udało ni się ustalić. „Człowiek z cienia” liczy 40 stron, a cena okładkowa to 6 zł. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w jakimś mieście wojewódzkim (być może Skierniewicach) oraz w nieodległych: Grodzisku (jedyne miasto o tej nazwie leży w województwie mazowieckim) i Bolesławcu (takie miasto jest w województwie dolnośląskim, ale w mazowieckim jest wieś Bolesławiec Leśny) pod koniec lat 60. lub na początku 70.

Główną bohaterką jest pewna dziennikarka, właścicielka: M-2, psa wabiącego się „Figa” oraz kandydata na męża – planującego wkrótce dać na zapowiedzi. Zapowiedzi, które ogłasza się w kościele należącym do parafii, w której się zamieszkuje (stanowią jeden z elementów tzw. dochodzenia przedślubnego, a jednym z ich celów jest sprawdzenie, czy między nupturientami nie zachodzą przeszkody do zawarcia małżeństwa; „ktokolwiek wiedziałby o przeszkodach zachodzących między narzeczonymi zobowiązany jest poinformować o tym Kancelarię Parafialną”) w tym przypadku są o tyle zastanawiające, że dotyczą kapitana Milicji Obywatelskiej w czynnej służbie bezpieczeństwa i porządku, i to nie z pcimskiego posterunku, ale z Komendy Wojewódzkiej, a na dodatek z wydziału śledczego!!! I choć imię i nazwisko dziennikarki do końca opowiadania nie zostało ujawnione, to przynajmniej można było dowiedzieć się – choć na raty – jak nazywał się jej narzeczony. Otóż był to Włodek Dąbek.

Któregoś dnia panna dziennikarka siedziała w godzinach wieczornych w swoim pokoju w redakcji gazety. Odwiedził ją – również pracujący po godzinach – fotoreporter Marian Tyszko (rocznik 1915). Zaprosił się do niej na kawę, jednocześnie informując ją, że ma jej do powiedzenia coś niezwykle ciekawego. Wychodząc po kawę rzucił jej krótkie pytanie: „Czy widziała kiedyś ducha?”. Kiedy Marian długo nie wracał, postanowiła zajrzeć do użytkowanej przez niego ciemni. Zastała tam kolegę leżącego na podłodze, ze sprężynowcem wbitym w serce. Zanim wyzionął ducha, zdążyła usłyszeć jak wypowiada sylabę „Mu…” (a może „Mó …”?) .

Dziewczyna stała się pierwszą podejrzaną i zatrzymaną w tej sprawie, a szef wydziału śledczego – major Żytkiewicz zabronił swojemu podwładnemu – Dąbkowi, widywania się i kontaktowania z narzeczoną. W śledztwo zaangażowanych było kilku milicjantów: kapitan Zbigniew Chudecki, porucznik Jerzy Wolski, porucznik Dariusz Pietrzak, starszy sierżant Adam Kawęcki, sierżant Biegaczek, a śladowo także kapitan Aleksander Bartczak. Nad wszystkim zaś czuwał prokurator Kozłowski.

Jak nietrudno się domyśleć dziennikarkę zwolniono do domu, a klucza do odnalezienia zabójcy fotoreportera postanowiono szukać przede wszystkim w fotografiach przez niego wykonanych. A było tego sporo, bo swoją karierę zaczął on już w czasie II WŚ, gdy z wojskiem polskim wyruszał z ZSRR, by dotrzeć do samego Berlina. Kilka dni po jego śmierci miała się odbyć – zaplanowana sporo wcześniej – wystawa jego najciekawszych prac. Przyjęto kilka wersji śledczych, a wśród nich m.in. takie: zabójstwo miało związek z niedawną wizytą dziennikarki i fotoreportera w fabryce kabli, morderstwa dokonał jakiś znajomy towarzysz broni, sprawcą śmierci był ktoś z hoteliku „Marina” w Hamburgu, w którym Tyszko pojawił się jakiś czas temu podczas rejsu wycieczkowego i wywołał tam awanturę.

Śledztwo przyspieszyło, kiedy sprężynowcem dokonano kolejnego zabójstwa w budynku redakcji, a w niedługo potem usiłowano zastrzelić dziennikarkę.

Opowiadanie chyba niczym nie wyróżnia się spośród innych „milicyjniaków”, co jednak nie przeszkadza, by czytając je mógł sobie człowiek przez tę godzinkę trochę odprężyć się. Nie ma w nim epatowania przemocą, wulgaryzmów czy erotyzmów, tak więc można spokojnie skoncentrować się na szukaniu odpowiedzi na kapitalne, a nawet palące w tej sprawie pytania: kto zabijał i dlaczego?

PRL-ogizmy: klub „Kazamaty” (w piwnicy budynku redakcji), ser „Liliput”, papierosy „Giewonty”, pasta do podłóg „Linol”, „Rocznik Statystyczny 1967”, samochód „Syrena”, statek m/s „Piast” (drobnicowiec PLO przekazany w roku 1963 PŻM).