- Autor: Hadżi-Murat Mugujew
- Tytuł: Pan ze Stambułu
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1969
- Nakład: 20257
- Recenzent: Robert Żebrowski
Trzask-prask i z konnogwardyjskim zapałem stajesz się bolszewikiem
O autorze książki próżno w internecie szukać jakichkolwiek informacji. Sądząc po jego imionach, musiał być Awarem (Awarczykiem), czyli członkiem ludu kaukaskiego zamieszkującego rosyjski Dagestan oraz Azerbejdżan.
Powieść liczy 189 stron, a jej cena okładkowa to 12 zł. Tytuł i obrazek na okładce idealnie pasują do fabuły. Pozycja ta zaliczana jest do serii Klub Srebrnego Klucza. Jeśli chodzi o format i oprawę graficzną – mimo braku logo serii – to tak powinno być. Natomiast jeśli chodzi o tematykę, to raczej nie. I w tym miejscu pojawia się pytanie: czy brak logo to przeoczenie, czy z uwagi na fabułę książki świadomy zabieg? Na podstawie katalogu „Serią po kryminałach” ustaliłem, że dwie inne książki figurujące w tej serii, również nie miały na okładce kluczyka, a były to bez wątpienia kryminały. A skoro „Pan ze Stambułu” również figuruje w tym katalogu, to moje rozważania należy zakończyć łacińską sentencją: „Roma locuta, causa finita”.
Akcja toczy się w Sewastopolu w roku 1920 oraz w Stambule w roku 1965.
Rosyjski inżynier Jewgienij Aleksandrowicz Bazylewski od 45 lat mieszkał w Stambule. Któregoś dnia w tamtejszym porcie spotkał swoich rodaków: Sawina – pisarza, Konowa – lekarza i Masłowa – inżyniera, którzy przypłynęli do Stambułu na pokładzie motorowego statku „Adżaria” odbywającego rejs dookoła Europy na trasie: Odessa – Leningrad. Bazylewski ugościł ich w restauracji ze staroturecką kuchnią i opowiedział im historię swojego życia.
W 1911 roku ukończył on petersburski Instytut Politechniczny. Jednak nie zajął się robieniem kariery naukowej, ale stał się specjalistą od … rozpruwania kas pancernych i skarbców oraz „obierania” z pieniędzy niefortunnych graczy w karty. Działał na terenie całej Europy i przez policje całej Europy był ścigany. Przebywając w Rumunii przyjął tożsamość barona Dumitrescu i jako taki w roku 1918 przybył na Krym. Zanim stał się baronem był Grekiem Michalidisem, Rumunem Fatulescu, Turkiem Nagi-Ogły, odeskim kupcem Rosensonem i Azerem Poliakowem.
W roku 1920, kiedy to Półwysep Krymski okupowany był przez armię „Białych” pod dowództwem „czarnego barona” – generała Piotra Wrangla, Bazylewski zakochał się, i to od pierwszego wejrzenia, w przybyłej do Sewastopolu Annie Aleksandrownie Kantemir (nazwisko zdradza pochodzenie tatarskie). Postanowił bliżej poznać tę kobietę. Trzeba jednak było z czegoś żyć, a najprostsze zyski gwarantowała szulerka. W karcianym banku pojawiały się różne pieniądze: dienikinowskie „dzwoneczki”, amerykańskie dolary i złote „orzełki”, funty, franki, liry (tureckie i włoskie), pesety, ruble, ale też obligacje różnych krajów, asygnaty, srebro i złoto, jedynie przy „Stole Ententy” operowano tylko walutami zwycięskich krajów i nie dopuszczano austriackich koron oraz banknotów niemieckich.
Podczas jednej ze „zwycięskich” gier, Bazylewskiego w akcji obserwował tajniak Litowcew. I choć nie mógł karciarzowi nic zarzucić, zatrzymał go i dowiózł do oddziału śledczego, gdzie wspólnie z kapitanem Gołoskuchinem i rotmistrzem Tokarskim spreparowali dowody winy „barona Dumitrescu” i przejęli całą jego wygraną. W czasie, kiedy zatrzymany prowadzony był do aresztu, zainteresował się nim pułkownik gwardii Tatiszczew z oddziału kontrwywiadu drugiego zarządu sztabu krymskiej armii ochotniczej i przejął go pod swoją opiekę. Przejął też to, co zagrabiono Bazylewskiemu, a zwrócił mu tylko małą część pieniędzy. Tatiszczew postanowił zatrudnić go do działań wywiadowczych w odniesieniu do zagranicznej delegacji przybyłej na Krym. Nad przebiegiem całej operacji czuwał generał Szatiłow. Po wykonaniu zdania, postanowiono „barona” zlikwidować, ale z pomocą przyszła mu Anna Kantemir. W zamian prosiła go o wykonanie dwóch „przysług”, a w zanadrzu miała dla niego pewną niespodziankę …
W książce tej mamy klika wątków: kryminalne (rozpruwanie szaf, karciane szulerstwa i przywłaszczanie mienia przez funkcjonariuszy państwowych, a także usiłowanie zabójstwa), sensacyjne (szpiegostwo), wojenne i romantyczne, dlatego też trudno tę książkę jednoznacznie zakwalifikować do jakiegoś gatunku. Autor zastosował stary chwyt i by opisać akcję z przeszłości, zrobił to na zasadzie teraźniejszych wspomnień głównego bohatera. Nie wykluczam, że komuś ta książka może spodobać, ale mnie jej tematyka nie przypadła do gustu. No, ale plus taki, że recenzję kolejnego „Kluczyka” mamy odhaczoną.