Skwarczyński Henryk – Zabiłem Piotra Jaroszewicza 122/2022

  • Autor: Skwarczyński Henryk
  • Tytuł: Zabiłem Piotra Jaroszewicza
  • Wydawnictwo: Zysk i S-ka
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 2011
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Rozmowy Polaków przy whisky i piwie

„Klub srebrnego klucza” to jedna z najpopularniejszych i najpłodniejszych polskich serii powieści kryminalnych. Wydawana była przez wydawnictwo „Iskry” w latach: 1956-2000. W roku 2008 wydawnictwo „Zysk i S-ka” reaktywowało tę serię i do tej pory w jej ramach wydało 31 powieści.

Recenzowana przeze mnie książka nie jest powieścią milicyjną. Dlaczego więc postanowiłem sporządzić jej recenzję? Po pierwsze – bo należy do serii, która powstała w czasach PRL-u. Po drugie – bo wspominany jest w niej PRL. Po trzecie – bo dotyczy zabójstwa jednej z ważniejszych osób funkcjonujących w tamtym okresie.

Autorem „Zabiłem Piotra Jaroszewicza” jest Henryk Skwarczyński (ps. Henryk Skwar) – pisarz, podróżnik i wykładowca. W 1980 roku stał się uchodźcą politycznym. Przebywał krótko we Francji, a następnie udał się do USA, gdzie w 1986 roku uzyskał obywatelstwo tego kraju. Był współpracownikiem „Radia Wolna Europa” i „Głosu Ameryki”. Książka liczy 230 stron, a jej cena okładkowa to 24,90 zł.
W 2005 roku Skwarczyński udał się do miasteczka Flagstaff w górach Arizony. Miał tam się spotkać z n/n mężczyzną, do czego zachęcali go jego znajomi, mówiąc, że na pewno się nie rozczaruje. Pierwsze zdania, które usłyszał od tego faceta brzmiały: „ Pamięta pan Jaroszewicza? Należy pan do pokolenia, które musi go pamiętać. No, więc ja pozbawiłem go życia. Jego i tę jego Alicję. O tym chcę opowiedzieć”.
Przypomnijmy: Piotr Jaroszewicz (generał dywizji WP, minister, prezes Rady Ministrów) został zamordowany – wraz ze swoją żoną – w nocy z dnia 31 sierpnia na 1 września 1992 roku, w swoim domu w Aninie przy ul. Zorzy. Sprawców zbrodni ani jej motywu nie ustalono, a proces domniemanych zabójców zakończył się ich uniewinnieniem. Część materiału dowodowego, w tym ślady kryminalistyczne, została wykradziona z akt policyjnych, co stwierdzono w roku 2005. Rozpatrywano różne motywy zbrodni: odzyskanie hitlerowskiego archiwum zarekwirowanego przez Jaroszewicza w 1945 roku, z którego dokumenty mogłyby skompromitować wielu polityków z różnych krajów; pozbycie się osoby, która wiedziała, że Wojciech Jaruzelski mógł być „matrioszką”; niedopuszczenie do wydania przez Jaroszewicza uzupełnienia do jego książki „Przerywam milczenie”; wreszcie – napad rabunkowy. Dużo może tu powiedzieć data śmierci premiera tj. 1 września. Data ta w sposób oczywisty kojarzy się z wybuchem II WŚ. Esbecy mordując ludzi, często robili to w takie dni, by data niosła pewne przesłanie dla innych. Czyżby więc chodziło o będące w posiadaniu Jaroszewicza niemieckie archiwum? W 2017 roku śledztwo wznowiono, a w 2019 roku skierowano akt oskarżenia p-ko członkom tzw. gangu karateków.

Książka ta to w zdecydowanej większości zapis dialogu pisarza z domniemanym zabójcą – agentem SB. Jest też w niej relacja autora z wykonanych przez niego czynności po przeprowadzeniu rozmowy, a także wywiady z nim. Jednak materiał dotyczący relacji z samego zabójstwa Jaroszewiczów to może 10% tekstu i to mnie najbardziej rozczarowało. Większą część zajmuje relacja dotycząca powojennych losów ojca domniemanego mordercy, a największą dialog dotyczący transformacji ustrojowej w Polsce.
Kim jest agent SB przyznający się do morderstw i dlaczego chce o tym mówić? Kto mu pomagał? Kto je zlecił i dlaczego? Czy Wojciech Jaruzelski maczał w tym palce? Kim są „matrioszki”?
Wg mnie książka, a konkretnie sam „wywiad” z „zabójcą”, jest za mało wnikliwy w kwestii samych okoliczności tych dwóch morderstw, ich przygotowań, realizacji, „zdobyczy” z mieszkania, a także zacierania śladów. Oczywiście, to, co zostało powiedziane przez esbeka, to było to tylko, co sam chciał powiedzieć, ale przy alkoholu, który był pity podczas rozmowy, można było próbować ciągnąć go za język. Odnośnie tej tematyki bardziej podobała mi się książka pt. „Testament Jaroszewicza”, w której też były brane pod uwagę różne motywy, w tym dodatkowo taki, że Jaroszewicza – przed zgładzeniem – usiłowano zmusić do podpisania spreparowanego testamentu. Mimo wszystko „Zabiłem …” też warto przeczytać.