- Autor: Roy Jacek
- Tytuł: Fałszerz w złotych ramach
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: Zdarzenia, sensacje, zagadki
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 100260
- Recenzent: Robert Żebrowski
Koło fortuny
Seria „Zdarzenia, sensacje, zagadki” wydawana była przez Krajową Agencję Wydawniczą w latach 1975-1989. W sumie ukazało się 36 pozycji, wszystkie były autorstwa pisarzy rodzimych. Tytuł serii jasno wyjaśnia jej tematykę. Zdarzenia – począwszy od II WŚ – w zdecydowanej większości dotyczą świata, a nie Polski. Wśród książek były też reportaże kryminalne.
„Fałszerz w złotych ramach” ukazał w roku 1976 jako piąty w serii. Liczy 164 strony. Cena okładkowa to 20 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. W książce jest kilka czarno-białych fotografii.
Jacek Roy to prawdopodobnie pseudonim literacki (ale czyj!?). Napisał cztery książki: „Fałszerz w złotych ramach” – reportaż kryminalny, „Czarny koń zabija nocą”, „Savitri czyli dobry duch” i „Romans ze śmiercią” – powieści z detektywem Arystotelesem Baxem. W Klubie MO-rd zrecenzowano tylko „Czarnego konia …” (aż czterokrotnie) i „Romans” (raz).
„Fałszerz w złotych ramach” to opowieść o największym fałszerzu w historii światowego malarstwa. Opowieść ta poprzedzona jest wstępem. „Fałszować dzieła malarskie nie jest łatwo, to oczywiste, ale jeszcze trudniej jest odróżnić falsyfikaty od autentyków”. „Pokus dla fałszerzy jest wiele, głównie natury materialnej; prace niektórych artystów osiągają bowiem ceny zawrotne. W roku 1970 na przykład za obraz „Portret Juana de Poreya” siedemnastowiecznego mistrza hiszpańskiego Velazqueza zapłacono w Londynie – nabywcą był Alec Wildstein, syn najbogatszego handlarza obrazów na świecie – dwa miliony trzysta tysięcy funtów szterlingów. Prasa angielska z rozgoryczeniem pisała, że za „ów kawałek płótna pokryty farbami” można było zbudować siedem tysięcy domów dla mieszkańców slumsów lub wyżywić przez rok prawie dwieście tysięcy głodujących ludzi. A przeciętny Anglik musiałby na sumę sprzedaży obrazu pracować aż … tysiąc osiemset lat!”. „W roku 1972 pewien kolekcjoner francuski nabył w Madrycie nieznane dzieło El Greca. Ponieważ obraz podlegał ustawie o ochronie dzieł sztuki, przebiegły Francuz zastosował chwyt szczególny: na El Grecu kazał wymalować portret hiszpańskiego następcy tronu Carlosa i w ten sposób płótno przeszło gładko kontrolę graniczną. Kiedy w Paryżu dumny właściciel El Greca polecił konserwatorowi zmyć z oryginału maskujący go portret i ten to uczynił – pojawiło się na płótnie oblicze … generała Franco”. Prawda, że ciekawe? A taki ciekawostek jest we wstępie sporo.
Główny bohater – Elmyr de Hory przyszedł na świat w roku 1906 nad węgierskim Balatonem. W wieku 16 lat rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Budapeszcie, naukę kontynuował w Monachium, by wreszcie trafić do Paryża, gdzie podjął pracę u jednego z najsławniejszych malarzy francuskich – Fernanda Legera. Na Montparnassie poznał Vlamincka, Deraine’a, Matisse’a i Picassa. „Malował dużo, ale jeszcze więcej studiował, chodził na wszystkie ważniejsze wystawy. (…) Zachłysnął się w owym czasie dwiema sprawami: impresjonizmem i Modiglianim (1887-1920)”. W roku 1938 powrócił na Węgry, a po zakończeniu II WŚ pojechał do Paryża. Żył tam na skraju ubóstwa. Kiedyś wstąpił do jednej z knajpek nad Sekwaną, gdzie barmanka – jakaś dobra kobieta – widząc jego nędzę ugościła go za darmo. Elmyr zauważył u niej obraz Modiglianiego – był to portret barmanki, namalowany za kilka butelek wina. Nie zdawała ona sobie sprawy z wartości obrazu i widząc, że się spodobał, podarowała go Węgrowi w zamian za namalowanie – z fotografii – portretu jej zmarłego męża. Elmyr portret wykonał, a za sprzedaż obrazu uzyskał 100 tysięcy franków. Niestety, z miłosierną wdową się tymi pieniędzmi nie podzielił. Kiedy indziej odwiedziła go w jego mieszkaniu angielska lady Malcolm Campbell. Widząc na ścianie rysunki (sporządzone przez Węgra) stwierdziła, że jeden z nich to na pewno Picasso. Artysta nie zaprzeczył. Lady chciała go nabyć. Elmyr oczekiwał, że dostanie za niego od dwóch do pięciu funtów, tymczasem dostał … czterdzieści ! Ta zaś sprzedała go za … sto pięćdziesiąt funtów. Jako zadośćuczynienie zaprosiła go do Ritza na obiad. Od tej pory de Hory postanowił zajmować się fałszerstwem. Zaczął oczywiście od rysunków Picassa. Kiedy zarobił już grubą forsę wyjechał do Rio de Janeiro, a stamtąd poleciał do Stanów Zjednoczonych. Kiedy wystawił na wernisażu swoje oryginalne obrazy, nie cieszyły się one żadnym powodzeniem. Słabą pociechą dla Węgra było to, że także wystawiający z nim obrazy Salvadore Dali nic nie sprzedał. Postanowił więc dalej produkować „picassy”. I znów zaczęło się mu powodzić. W 1948 roku osiadł w Los Angeles. Tu przerzucił się na „renoiry” i „matissy”. Po wpadce wrócił do Nowego Jorku i zabrał się za „modiglianich”. Wkrótce stał się bardzo bogatym człowiekiem. Do spółki z nim weszli jego znajomi: Fernand Legros i Real Lessard. De Hory malował, a oni sprzedawali falsyfikaty. Największy przekręt spółka ta zrobiła wobec zamieszkałego w Dallas multimilionera naftowego – Algura Hurtle’a Meadows’a. W ciągu dwóch i pół lat sprzedali mu „obrazy” Dufy’ego, Modiglianiego, Vlamincka, Deraine’a, Matisse’a, Bonnarda, Chagalla, Degasa, Gauguina i Picassa. W ten sposób Meadows stał się właścicielem największej na świecie prywatnej kolekcji … fałszywych obrazów. Za „obrazy” zapłacił szajce fałszerzy prawie pięć milionów dolarów, a w sumie – w latach 1961-1967 – na wszystkich transakcjach zarobili oni prawie sześćdziesiąt milionów dolarów.
Jak wpadli? Czy ponieśli karę? Jaki był ich dalszy los? Przeczytajcie książkę, a dowiecie się. A naprawdę warto ją przeczytać, chociażby po to, by poznać techniki fałszerskie i historię fałszerstw, sylwetki podrabianych malarzy oraz rynki zbytu. Dla znawców malarstwa będzie to prawdziwa uczta.
Uważam, że Jacek Roy bardzo dobrze wywiązał się ze swojego zadania. Książkę o dość trudnej tematyce napisał w przystępny sposób. Widać, że bardzo starał się, by umiejętnie połączyć wątek malarski i obyczajowy z kryminalnym. W mojej ocenie udało mu się to rewelacyjnie.