Piecuch Henryk – Desperat 263/2022

  • Autor: Piecuch Henryk
  • Tytuł: Desperat
  • Wydawnictwo: Alma-Press
  • Seria: Wywiad, kontrwywiad
  • Rok wydania: 1987
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Cichy front

„Desperat” to trzecia recenzowana przeze mnie książka Henryka Piecucha. Liczy 358 stron, cena okładkowa to 440 zł (w tym 15 zł na VII Festiwal Kultury Studentów PRL). Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego. Tytuł powieści to jednocześnie ksywka głównego bohatera.

Akcja rozpoczyna się na terenie III Rzeszy, wiosną 1945 roku, kiedy to 19-letni żołnierz LWP – Zenon Góral (narrator w powieści) trafił do kompanii karnej. Po zakończeniu wojny, razem ze swym przyjacielem z tejże kompanii – Zdzisławem Szamkowskim ps. Szamek, poprosił o skierowanie w Bieszczady, by tam walczyć z nacjonalistami ukraińskimi. Kiedy trafili do jednostki wyznaczono im kuratora politycznego. Dzięki niemu zrozumieli swoje błędy, starając się je naprawić. „Och, jakże nienawidziłem swoich rodziców za to, że wzięli od dziadków te dziewięćset hektarów ziemi, byli krwiopijcami, nie bacząc, że ich syn może mieć z tego tytułu przykrości! Jaki żal miałem do dziadka, że on z kolei wziął ziemię od swojego rodzica! Tylko do pradziadka żadnych pretensji mieć nie mogłem. Zrobił bowiem, co mógł, przehulał prawie połowę majątku (…) Na szczęście wojna i zmiana granic uwolniła mnie od kłopotów z posiadaniem”.

Po politycznym naprostowaniu obydwaj żołnierze trafili do bieszczadzkiego „Trójkąta Śmierci” (czyżby chodziło o rejon, w którym istniało podziemne „miasto” UPA, w trójkącie wyznaczonym przez góry: Chryszczatą, Maguryczne i Wołosań?). Porucznik Góral został dowódcą plutonu, w którym miał „jedynego czterdziestolatka w kompanii, jeszcze przedwojennego oficera, teraz kaprala. Był swoistym rekordzistą. Jedenaście razy degradowano go za fantazję w walce, w tym siedem razy do szeregowca, i jedenaście razy awansowano, też za fantazję w walce. Ale nigdy już nie otrzymał stopnia oficerskiego”.
Któregoś dnia porucznika odwiedzili ludzie z WiN-u i nie byli wobec niego grzeczni. Przy okazji dzięki nim dowiedział się o losach jednookiego żołnierza niemieckiego, którego spotkał na froncie, a który – jak się okazało – kiedyś był tajnym agentem Abwehry, obecnie zaś łącznikiem pomiędzy UPA a rezydentami francuskiego wywiadu. Góral dał się zwerbować i uzyskał zapewnienie, że w zamian WiN nie będzie wybijał podległych mu żołnierzy. Porucznik zaczął podwójną grę, która skończyła się likwidacją jednego z okręgów podziemnej organizacji i wszystkich jego członków.

Podczas jednej z akcji „Szamek” został przecięty na pół serią z Thompsona. „Desperat” ujął napastnika i dostarczył go do aresztu. Okazał się nim Paweł Byner, agent francuskiego wywiadu. W jakiś czas potem, w gabinecie szefa – majora Romana Lewickiego, spotkał się z kapitanem Mirosławem Kisielewskim z UB. Ten zapowiedział mu, że weźmie udział w konwoju zatrzymanego i … pomoże mu uciec. Góral – po śmierci przyjaciela – stał się frankofobem. Został etatowym pracownikiem polskiego kontrwywiadu i nieetatowym francuskiego wywiadu. Trafił na kurs z tej branży, który odbywał się w budynku Urzędu Bezpieczeństwa. Idąc tam znał już jedną z ważniejszych zasad wywiadowczych: „mówić prawdę i tylko prawdę, ale nie całą”. Zajęcia obejmowały łączność, pirotechnikę, walkę wręcz, a także tajniki organizacji wywiadów państw kapitalistycznych. W niedługo potem pojechał na podobny kurs, tym razem we … Francji, a konkretnie we Frejus na Lazurowym Wybrzeżu. Przed wyjazdem wziął jeszcze udział we wspólnej akcji z WOP, którym dowodził kapitan Jerzy Cieślikowski, mającej na celu zatrzymanie francuskiego agenta nielegalnie przekraczającego granicę.

Zanim Francuzi zaczęli programowe szkolenie Górala w swoim szpiegowskim ośrodku, musiał przejść tygodniowe szkolenie wstępne. Polegało ono na tym, że przez trzy dni był bity, przez kolejne trzy odpowiadał na pytania, a siódmego dnia mógł odpocząć. Zasadniczy kurs obejmował: psychologię, wojskowość, wywiad przemysłowy, politykę kraju docelowego, szyfry, łączność, język francuski, język kraju docelowego i geografię. Góral był pojętnym uczniem, a że nie lubił się nudzić, to w tymże ośrodku dostał się do najbardziej strzeżonego pomieszczenia, gdzie odnalazł i sfotografował dane seansów łączności z agentami, które przesłał do Polski.

Po ukończeniu kursu dla szpiegów, kapitan został przerzucony do Polski. Jaki będzie jego kolejny ruch, co go czeka, czy Francuzi odkryją, że jest podwójnym agentem? A może Polacy będą go o to podejrzewać? Jak zakończy się jego balansowanie na linie? Awansuje, zginie, zdradzi, trafi do więzienia, a może …?

Od strony 248 prawie aż do końca mamy prawdziwy kryminał. Od strzału w usta – z własnego pistoletu – zginął oficer z WOP, przyjaciel Górala. Jego zwłoki znaleziono w jednym pokoi budynku-pensjonatu należącego do UB, zamkniętym od środka na klucz, który tkwił w dziurce oraz przy zamkniętych i okratowanych oknach. Milicyjne śledztwo stwierdziło samobójstwo. Góral w tę wersję nie uwierzył i za punkt honoru postawił sobie wykrycie i zatrzymanie mordercy. Ustalono, że przed śmiercią denat interesował się sprawą ukrytego w górach przez Niemców, zrabowanego podczas II WŚ, złota i skarbów.

Książka jest bardzo solidna i obszerna. Kariera Górala opisana jest dość szczegółowo. Porucznik jest zdolny i szybko się uczy m.in. tego, że nikomu nie można zaufać. Nawet kolega czy przełożony może zdradzić, wystawić do wiatru lub na strzał albo … odbić dziewczynę. W powieści ładnie przedstawione są gry i kombinacje operacyjne. Wypowiedzi głównego bohatera – inteligentne, cyniczne, humorystyczne i szczere – wnoszą dużo kolorytu. No i co ważne: „Desperat” ma swoją kontynuację – wydaną rok później powieść pt. „Tropem szpiegów”, która jest już zrecenzowana. A kolejne książki Piecucha stoją u mnie na półce i czekają. Na przeczytanie i zrecenzowanie oczywiście.

Cytaty:
Przytoczony dialog Ślązaków: – „Kaj idziesz, pieronie? – No nie wiesz, pieronie? Na pogrzeb pieronie. – A kto umarł, pieronie? – No stary pieron, pieronie”. [Wyjaśnienie: „„Pieronie!” to je ślonski przeklyństwo. To było łokropnie szpetne słowo i nojgorszy ślonski wulgaryzm. Poradziesiont lot tymu niy można było tak godać tyż w radioku. Jak starzik zapieronili w doma, to było coś łokropnego”. Czasami jednak wyrażało też szacunek lub podziw. Słowo „pieronie” było również traktowane jako „niewinny” znak przestankowy w emocjonalnej wypowiedzi. W końcu „Pieron” używany był jako zamiennik Hanysa oznaczającego Ślązaka. Stwierdzenie, w jakim kontekście było w danym przypadku użyte to – dla nas Goroli – pierońsko trudna sprawa.]
Góral: „Z wykonaniem rozkazu nie należy się śpieszyć, gdyż rozkaz może zostać albo zmieniony, albo odwołany” (cytat z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”); „Jestem żołnierzem, nie katem. Mogę zabijać w walce, na zimno nie potrafię”.

Rozmowa sekretarki szefa – Mirelli z Zenkiem: „Ani razu nie poprosiłeś mnie do tańca” – „Nie mam tu swojej spluwy, a bez tego moje szanse dopchania się do ciebie są mizerne, nie wytrzymuję konkurencji, to parkietowa pierwsza liga”.