Leliwa Norman – Leniwa zemsta 95/2022

  • Autor: Leliwa Norman
  • Tytuł: Leniwa zemsta
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: Różowa okładka
  • Rok wydania: 1984
  • Nakład: 100350
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Prawie jak w służbie Jej Królewskiej Mości

Norman Leliwa jest autorem tylko jednego kryminału, a zarazem tylko jednej książki. A że jest to porządny kryminał, należy przypuszczać, że Leliwa to pseudonim literacki jakiegoś znanego pisarza, twórcy powieści kryminalnych. „Leniwa zemsta” liczy 204 strony. Tytuł i okładka są powiązane z fabułą. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego. Ceny okładkowa to 75 zł.

Akcja toczy się przede wszystkim w Londynie i jego okolicach, ale także w Polsce. W lipcu 1957 roku w Bieszczady przyjechało dwoje młodych historyków sztuki zatrudnionych w warszawskim muzeum. Byli to Jerzy i Irenka, małżeństwo, których kilkumiesięczne dziecko pozostało w domu pod opieką rodziny. Zamieszkali na wsi, w domu pani Kosteckiej. Ich celem było odnalezienie – w zaniedbanych cerkiewkach i spalonych domach – starych ruskich ikon. I właśnie w jednej z cerkiewek – unickiej, częściowo spalonej, oddalonej o kilka kilometrów od wsi – znaleźli bardzo cenną ikonę, ukrytą za ołtarzem, dzięki czemu przetrwała pożar i uniknęła kradzieży przez rabusiów. „Była to prostokątna deska o wysokości około pół metra. Drewno było sczerniałe ze starości, pokryte plamami i sadzą. Jednakże miejscami powierzchnia była mniej zabrudzona i można było dostrzec słabe kontury malowidła. W centralnym punkcie obrazu było widać głowę uzbrojonego w złocisty hełm rycerza. Na innym kawałku widniała ręka rycerza z uniesionym w górę mieczem. Reszta niknęła pod grubą warstwą brudu”. U pani Kosteckiej zamieszkał też jeszcze jakiś mężczyzna – cudzoziemiec. Dowiedziawszy się o znalezisku postanowił ukraść ikonę. Jednak Jerzy zastał go na „gorącym uczynku”. Obcokrajowiec zastrzelił go i uciekł z obrazem. W tydzień po tragedii, w wyniku zawału wskutek szoku nerwowego, zmarła też Irena, zostawiając kilkumiesięcznego syna – Adama. Opiekę nad nim przejął 18-letni brat zabitego – Marcin Skolimowski. Przyrzekł sobie wówczas, że postara się wychować Adama na porządnego człowieka i odnajdzie sprawcę śmierci jego bliskich.

Dwadzieścia lat później do Londynu przyleciała wycieczka z Polski. Wśród jej uczestników był Marcin. W Londynie miał się spotkać ze swoim przyjacielem – Nickiem Dalloway’em, który opiekował się przebywającym w Anglii i studiującym tam – Adamem. Nick – podczas spotkania w restauracji – miał mu przekazać, jakieś ważne informacje odnośnie skradzionej ikony, która dwa miesiące temu pojawiła się na aukcji u Sotheby’ego i została sprzedana. Jednak Marcin nie doczekał się na swojego przyjaciela. Kiedy wrócił zaś do hotelu, gdzie kwaterowała wycieczka, w swoim pokoju zastał jego zwłoki. Mężczyzna został pobity i zastrzelony. Powiadomiono policję, a na miejsce przybyli dwaj inspektorzy – Trevor McIntosh i John Robson, Skolimowski zaś stał się główną osobą podejrzaną. Nie został jednak zatrzymany. W kalendarzyku, który znalazł u Nicka po ujawnieniu jego zwłok, a którego nie przekazał policji, był jakiś londyński adres, dokąd postanowił się udać. Mieścił się tam pałacyk zbudowany w amerykańskim stylu kolonialnym. Przyjęła go właścicielka – Lorraine Southwell, która – na jego prośbę – pokazała mu nabytą przez siebie ikonę. Przedstawiała ona walkę świętego Jerzego ze smokiem [To bardzo dziwna sprawa. Na skradzionej w Bieszczadach ikonie było widać postać w hełmie i z mieczem w dłoni. Na tym obrazie jest zaś św. Jerzy walczący ze smokiem. Jednak w ikonografii św. Jerzy przedstawiany jest bez hełmu, ale za to z włócznią, którą godzi w smoka. Świętym – przedstawianym w hełmie i z mieczem – jest zaś Archanioł Michał]. Kobieta powiedziała, że postara się uzyskać dla Marcina, dane poprzedniego właściciela obrazu. W niedługo potem, w jednej z restauracji, Polak został pobity przez trzech mężczyzn, którzy kazali mu trzymać się z daleka od spraw związanych z obrazem. Kiedy spotkał się w hotelu ze swoim bratankiem, dowiedział się od niego, że Nick na niedługo przed swoją śmiercią powiedział chłopakowi, że „wtedy” to nie chodziło o obraz, ale kryła się za nim jakaś większa afera. W notatniku Nicka była też data, godzina i miejsce spotkania, ale bez informacji, z kim ma być to spotkanie. Skolimowski udał się do opisanej restauracji. Spotkał tam niejakiego Stephena Salta, eksperta aukcyjnego. Nick zwrócił się do niego z pytaniem, czy badając ikonę nie zauważył w niej czegoś szczególnego. Salt poinformował Skolimowskiego, że na odwrocie deski wydrapano coś ostrym narzędziem, coś, co następnie zdrapano, zatarto i zamalowano. Po jakimś czasie Skolimowski otrzymał od Lorraine adres człowieka, od którego kupiła ikonę, po czym niezwłocznie udał się do niego. Tu jednak spotkał dumnych synów Albionu, którzy nie zapałali do niego sympatią …

Powieść – wg mnie – jest bardzo dobra. Sympatyków powieści milicyjnej, zapewniam, że i w niej będą polscy milicjanci (pod dowództwem porucznika Polańskiego). Akcja toczy się szybko, są w niej zwroty, a także niespodzianki. W książce są też wstawki humorystyczne, z których najbardziej spodobał mi się cytat: „tym samym stwarzałem jej doskonałe podstawy do legendy o hulaszczym życiu Polaków, którzy piją jak smoki i potem rzucają się kawalerią na czołgi”. Jedyny PRL-ogizm to buty z Radoskóru.

Zastanawiałem się też, kto może ukrywać się pod ps. Norman Leliwa i pierwsze skojarzenie to Jan Kraśko (czyli Jonathan Trench), którego czytałem dawno, dawno temu. Może ktoś z Klubowiczów wie, kim faktycznie jest autor tej powieści?