- Autor: Boglar Krystyna
- Tytuł: Gdzie jest zegar mistrza Kukułki?
- Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
- Rok wydania: 1980
- Nakład: 20300
- Recenzent: Robert Żebrowski
Komu bije dzwon, a raczej zegar?
Książek Krystyny Boglar do tej pory nie czytałem. „Gdzie jest zegar mistrza Kukułki?” swoje pierwsze wydanie miał w 1970 roku. Powieść liczy 299 stron, jest ładnie ilustrowana, cena okładkowa to 35 złotych. Okładka idealnie wpisuje się w fabułę, natomiast tytuł jest mylący (zegar nie należał do Kukułki). Do strony 268 książka drukowana jest na bielutkim papierze, ale pozostałe strony niestety już na ciemniejszym – gorszej jakości (o deficytach papieru w PRL-u nikomu nie muszę przypominać).
Akcja toczy się w Warszawie w sierpniu 1971 roku. Na Starym Mieście działa banda „Siedmiu”. Na jej czele stoi Jacek (często bywa niesympatyczny), a należą do niej: Darek i Arek (nierozróżnialne bliźniaki), Boguś (mało rezolutny, gadatliwy, uwielbiający jeść chleb z masłem i cukrem), Radek (jego hobby to fotografowanie),Emilka (co jakiś czas układa rymowanki na różne tematy) i Kasia (najmłodsza, nie chodzi jeszcze do szkoły). Celem głównym bandy jest wyprawa … nad Ocean Atlantycki. W wolnych chwilach Jacek czyta im przygody żeglarza Jamesa Cook’a. Tymczasem na Starówkę do swojej cioci, na letni odpoczynek, przyjeżdża z Kurkowa Grzesiek (zdał do 5 klasy). Zaprzyjaźnia się z „tubylcem” Jasiem ps. „Gruszka” (jest inteligentny, lecz chorowity, a pseudonim wziął się z kształtu jego twarzy).
Członkowie bandy przypadkowo widzą dwóch mężczyzn, którzy wynoszą jakiś wielki pakunek z jednej z kamienic i kładą go na taczkę. Przypadkowo też Radek, fotografując budynki, robi im zdjęcie. Widząc to, jeden z mężczyzn, siłą zabiera mu film z aparatu, po czym umykają wraz z taczką. Dzieciaki na tej podstawie domyślają się, że są to złodzieje, którzy przed chwilą coś ukradli. Dopiero długo później okaże się, że skradzionym przedmiotem był „duży, masywny zegar. Była to właściwie piękna złota kareta zaprzężona w czwórkę koni. Ich złocone grzywy powiewały w pędzie. Emaliowaną tarczę umieszczono w miejscu, gdzie kareta powinna mieć okno. Podstawę zegara stanowił postument pokryty kutymi w brązie, złoconymi ni to liśćmi, ni to kwiatami o dużych, powyginanych płatkach. Latarnie karety migały czerwonawym blaskiem (…) Perłowa tarcza zegara mieniła się wszystkimi barwami tęczy”. „Ów zegar z pozłacanego brązu stanowi wielką rzadkość wśród dzieł sztuki i pochodzi najprawdopodobniej z okresu panowania ostatniego z królów polskich – Stanisława Augusta Poniatowskiego”. „Siódemka” postanawia odnaleźć sprawców przestępstwa, odzyskać „fant” i zwrócić go właścicielowi, którym jest niejaki pan Julian. O kradzieży – podsłuchując bandę – dowiadują się też Grześ z Jasiem. I oni chcą – jak prawdziwi detektywi – odzyskać zegar, ale sami, bez współpracy z tamtymi. Podejrzanymi w tej sprawie są: „Ogórek” (ma charakterystyczny ogórkowaty nos), „Szczerbaty” (posiada braki w uzębieniu), „Pośrednik” (czyli pan Franio) i „Słomkowy Kapelusz” (to cudzoziemiec). Tytułowa postać to zegarmistrz Feliks Kukułka, który miał naprawić ten zegar. Ważną rolę w sprawie odegra też pan Polikarp – kustosz Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy, który marzy o tym, by taki zegar znalazł się wśród eksponatów jego muzeum. Z uzyskanych przez dzieciaki – w trakcie „dochodzenia” – informacji, wynika, że hasłem do sprzedaży skradzionego mienia będzie umieszczenie w gazecie ogłoszenia: „Kupię zegar. – Czekać Krokodyl”. Ogłoszenie takie pojawia się, ale dodatkowo jest w nim tajemniczy ciąg cyfr: 168711200. Obie grupy rozszyfrowują ten zapis i przystępują do działania …
W powieści występują też operatywni funkcjonariusze MO – kapitanowie: Jaskierski i Kurtyba, ale nic zupełnie nie mogę zdradzić odnośnie ich działań.
Z książki dowiadujemy się, że mieszkańcy Warszawy w upalne dni udawali się w kierunku Zalewu Zegrzyńskiego, do Świdrów, Zalesia, Konstancina i Leśnej Podkowy. Z PRL-ogizmów: kawiarnia „Pod Krokodylem” oraz saturator z wodą sodową i lody sprzedawane z przenośnego pudełka.
Powieść jest dość przeciętna. Dłuży się, a rozkręca dopiero w końcówce. Trzeba jednak przyznać, że zakończenie jest niebanalne. Mimo wszystko uważam, że jej czytanie można sobie darować, chyba że ktoś ma duży sentyment do starego (bo z czasów PRL) warszawskiego Starego Miasta.