Barcz Andrzej – Madonna z Piaskowej Góry 43/2013

  • Autor: Barcz Andrzej
  • Tytuł: Madonna z Piaskowej Góry
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 87
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

Czarny dzień w Piaskowej Górze

Czytając zeszyt autorstwa dwojga imion Barcza, początkowo byłem dość zdegustowany  i moja pierwotna refleksja była następująca „O rany, znowu!”.

No, bo cała fabuła jest dość rutynowa: wiadomo wszakże, że najlepszym obiektem do kradzieży były zapomniane dzieła sztuki z wiejskich kościołów lub ewentualnie małomiasteczkowych muzeów. W tym wypadku mamy do czynienia z pierwszym wariantem. Oczywistym jest także, iż morderca podejmie próbę przemytu łupu na Zachód, a po jego sprzedaży za kwotę wyrażoną w dewizach będzie opływał w bogactwa i do końca życia kupował tylko w Pewexach.

Fabuła rozpoczyna się w ten sposób, że do Piaskowej Góry przybywa w pewien upalny letni dzień pekaesem Paweł Wert. Jest to działający oficjalnie jako konserwator zabytków funkcjonariusz MO, który ma pracować w miejscowym kościele. On ma właśnie oficjalnie być następcą konserwatora, który dwa miesiące wcześniej padł ofiarą morderstwa. Wejście w rolę poprzednika oznacza nawet wynajęcie tego samego pokoju na stancję, w którym mieszkał poprzednik i w którym został zabity. Zabójstwo to miało najwyraźniej motyw rabunkowy, a konkretnie tym motywem była znaleziona przez niego w trakcie prac renowacyjnych w miejscowym kościele figura Marki Boskiej z Dzieciątkiem. O randze tego odkrycia ma świadczyć opinia, iż byłaby „druga taka w Polsce po Madonnie z Krużlowej”, a od czasu morderstwa po rzeźbie ślad zaginął. Akcja opisywana w książce jest właściwie ostatnim akordem długiego śledztwa – przez dwa miesiące funkcjonariusze z Komendy Powiatowej,  a następnie Komendy Głównej sprawdzali życie wszystkich mieszkańców miasteczka oraz wczasowiczów mieszkających tam 10 lipca czyli owego feralnego dnia morderstwa. Te wszystkie żmudne czynności nie zostają uwieńczone sukcesem śledczym, więc zapada decyzja o zastosowaniu bardziej wyrafinowanych metod i stąd w pierwszej części powieści Wert działa incognito pod legendą prac konserwatorskich w kościele (do których się zresztą zupełnie się nie przykłada) nawiązuje kontakty ze znajomymi denata. Robi to zresztą w taki ostentacyjny sposób, że jedynie największy idiota nie powziąłby podejrzeń co do prawdziwej profesji nowo przybyłego do miasteczka. A potem już się dekonspiruje i rozpytuje tubylców korzystając z autorytetu  należnego organom ścigania.

Zresztą działalność porucznika przynosi pewne zupełnie nieoczekiwane skutki, ponieważ dochodzi do kolejnego morderstwa. Z tym, że nasz bohater wytrzymuje to psychicznie, ponieważ zawsze może liczyć na słowa pociechy i wsparcie moralne ze strony starszych mentorów: majora Krupy z Komendy Powiatowej oraz majora Balińskiego z Komendy Głównej.

Ale z drugiej strony pomimo strasznie sztampowego podejścia nie jest to wcale najgorszy zeszyt „Ewy” i pewne jego fragmenty można nawet przeczytać z czymś w rodzaju autentycznego zainteresowania. Moim zdaniem, dzieje się tak dzięki stosunkowo niezłemu przedstawienia stanu ducha polskich prowincjonalnych miasteczek w epoce gierkowskiej, podobnie jak miało to miejsce w filmie „Strach” Antoniego Krauzego, który miał premierę rok wcześniej. Ale proszę nie porównywać poziomu artystycznego obu tych utworów. Ale kilka drobiażdżków odnoszących się do realiów peerelowskiej codzienności się jednak przemknęło. I tak na przykład główny bohater nie kupuje ogólnie papierosów w kiosku, ale bardzo konkretne paczki „Klubowych”. Aż szkoda, że Wert w tym samym kiosku nabywa  tylko anonimowy „dziennik wojewódzki” i nie mamy wskazówki co do położenia geograficznego Piaskowej Góry. W  tym samym kiosku oferowane są prezerwatywy marki „Eros”, co można nawet uznać za dość odważne obyczajowo, ale kupujący nie wypowiadają tego słowa – po prostu nabywając papierosy mrugają znacząco do kioskarki. Z kolei dwie dziewczyny w prywatnym sklepie kupują pocztówkę dźwiękową z „Bema pamięci żałobny rapsod” Czesława Niemena. Gdzieś w tle głównej fabuły  mamy także osobę jeżdżącą na ryby motorowerem Simpson (ta marka zniknęła chyba razem z Niemiecką Republiką Demokratyczną). Natomiast sam Wert w wynajętym pokoju gotował wodę na herbatę  grzałką (to już dzisiaj zapomniane urządzenie, ale przez cały okres studiów dobrze mi służyło). Funkcjonariusze maja także ambicje literackie, ponieważ w księgarni w powiatowym mieście porucznik nabył popularne i rozchwytywane w stolicy pozycje poetyckie: „Córkę rzeźnika” Harasymowicza, a dla kolegi kapitana Adamika, wielkiego wielbiciela  literatury iberoamerykańskiej, tomik Borgesa.

Kilka razy Barcz nawet ociera się o coś w rodzaju subtelnego poczucia humoru. I tak na przykład: właścicielka prywatnego sklepiku o profilu wielobranżowym skarży się, że właściwie co miesiąc dokłada do interesu, a w jednym z kolejnych zdań określa dochody ze sklepu jako wystarczające na skromne utrzymanie. Raz mamy do czynienia z bardzo nieśmiałym elementem autoironii, gdy miejscowy kioskarz narzeka, że dostaje jedynie trzy egzemplarze  zeszytów serii „Ewa wzywa 07”, a rynek Piaskowej Góry mógłby ich wchłonąć  o wiele więcej. Autor kreśli nawet nieco dwuznaczną scenę rodzajową, gdy bawiąc w Komendzie Powiatowej w Ostrowie porucznik Wert zostaje na noc i usiłuje zasnąć w hotelowym pokoju (hotel pozostaje bezimienny, a  szkoda). Jednak nie może zasnąć ze względu na  dancing, z którego dobiegają aktualne przeboje (niestety, nie dowiadujemy się jakie – także szkoda) ale za to konferansjer zapowiada   występ „rewelacyjnej gwiazdy striptizu, Anity Famgo”. Porucznik prawie dał się ponieść pokusie, ale niestety znużony całodzienną służbą zasnął  i czytelników ominął opis performancji artystycznej panny Anity.

Ale chyba najlepszy, chociaż rozegrany na drugim planie, wątek  całej historii to taki bolesny element obyczajowo-emocjonalny. Otóż  Braniecki (czyli późniejszy denat) rozpoczął w Piaskowej  Górze romans z  samotną młodą nauczycielka. Po jakimś czasie przyznał się do posiadania ślubnej oficjalnej małżonki i potomstwa, co spowodowało wybuch agresji u jego przyjaciółki, ale na dłuższą metę  nie zmieniło jej uczuć. A po śmierci konserwatora do miasteczka przyjeżdża żona w celu zabrania  rzeczy. O ile nauczycielka rozpacza po stracie ukochanego, to akurat  ona  robi na tubylcach wrażenie zimnej i niespecjalnie strapionej stratą męża. Zresztą jedyna czarna część jej garderoby to apaszka – co odnotowują miejscowe dewotki i nawet one twierdzą, że Braniecki byłby bardziej szczęśliwy z nauczycielką. Ostatnia scena zeszytu, gdzie Wert patrzy przez okno odjeżdżającego autobusu na miasteczko i widzi nauczycielkę, to niejako prognoza losu tej kobiety w Piaskowej Górze w drugiej połowie lat  70- tych. Może po kilku dekadach to właśnie najbardziej dla tej tragicznej historii warto sięgnąć po ten zeszyt Ewy, ale decyzję w tej sprawie pozostawiam już Klubowiczkom i Klubowiczom.