- Autor: Siewierski Jerzy
- Tytuł: Opowieść o duchach i gorejącym sercu
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 125
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 150000
- Recenzent: Norbert Jeziolowicz
Niełatwy los metafizyki w Peerelu
Jedno jest pewne: wnikliwi badacze twórczości Jerzego Siewierskiego nie nudziliby się ani chwili.
Autor może nie był szczególnie płodny, ale z drugiej strony potrafił on zmieniać gatunki swoich utworów cały czas mieszcząc się w ramach szeroko pojętej literatury popularnej. Zresztą chyba jego preferowanym obszarem działania był horror, a nie historie detektywistyczne, ale w Peerelu nie było wielu możliwości dla realizacji swojego hobby, a więc stał się jednym z bardzo niewielu „kolorowych ptaków” powieści milicyjnej którzy potrafili się kompetentnie bawić formą powieści.
„Opowieść o duchach i gorejącym sercu” jes próbą przeniesienia takiej trochę przedwojennej zgoła metafizyki do przaśnej peerelowskiej rzeczywistości, a jednocześnie nawiązaniem do bardziej anglosaskich standardów powieści kryminalnej .Już pierwsza scena wprowadza nas w dziwny nastrój: podróżny przyjeżdża pociągiem do małego miasteczka. Nie udało mu się złapać jedynej taksówki, która stała przed dworcem, a na dodatek „było ciemno, pusto i paskudnie. Padał drobny, ale gęsty deszcz, zimny wiatr dmuchał solidnie i wdzierał się przenikliwym chłodem pod płaszcz” — tak mógłby brzmieć fragment scenopisu jakiegoś klasycznego filmu grozy. A żeby jeszcze podbić napięcie, to w kolejnych zdaniach okazuje się, że przybysz szuka drogi na ulicę Cmentarną. W następnych scenach okazuje się, że pragnie on odwiedzić miejscową wróżkę organizującą dla przedstawicieli miejscowej elity wieczorne seanse nawiązywania kontaktów z duchami zmarłych przodków. Pani Eufrozyna Milewska, ponieważ to o nie mowa, jest czymś w rodzaju przyszywanej ciotki przybysza, który po zjedzeniu kolacji bierze udział w takim seansie. Do tej pory czytelnik otrzymuje horror z aspektami metafizyki, ale właśnie w trakcie seansu zmieniania się gatunek literacki i wkraczamy w powieść milicyjną. Całe zajście odbywa się w ciemności, a wszyscy obecni siedzą ciasno wokół okrągłego stolika tworzą „łańcuch magnetyczny” dotykając się górnymi i dolnymi kończynami. Pani Eufrozyna występująca jako medium osiąga sukces i słuchać delikatne szelesty, dzwoneczki i tym podobne odgłosy. Przywołany duch stwierdza, że w pomieszczeniu przebywa grzesznik mający jeszcze czas na pokutę i zadośćuczynienie jeśli wyrzeknie się serca gorejącego i grzechu. Całe zajście kończy się zamordowaniem wróżki — po zapaleniu światła oczom uczestników ukazuje się wbity w plecy staruszki głęboko aż po rękojeść sztylet z ozdobną rękojeścią.
Po tej mocnej scenie autor także nam nie odpuszcza ponieważ okazuje się że tajemniczy przybysz (syn przyjaciółki denatki i jednocześnie narrator zeszytu Ewy) to kapitan Stanisław Witucki z komendy głównej, którego rola zmienia się w zasadzie natychmiast z prywatnej na służbową.
Widoczne dla każdego jest, że nikt z uczestników seansu nie był w stanie dokonać morderstwa, ponieważ wszyscy trzymali się za dłonie. Czyli, że logicznie rozumując właściwie trupa nie powinno być, a jednak jest. Tak więc śledztwo prowadzone jest mniej więcej na podobnych zasadach, jak czynił to Hercules Poirot: jeśli jedynie najbardziej nieprawdopodobna wersja wydarzeń potrafi wyjaśnić wszelkie wątpliwości i pytania, to należy ją uznać za opcję prawdziwą i skupić się na szukaniu motywów i dowodów ją uzasadniających.
Pomimo relatywnie szczuplej objętości zeszytów Ewy Siewierski stara się możliwie ubarwić swoją nowelę. Okazuje się na przykład, że słowa o gorejącym sercu nawiązują wprost do niezwykle sensacyjnej sprawy kradzieży klejnotu o nazwie „gorejące serce” właśnie z muzeum w N. dokonanej w biały dzień w trakcie przerwy obiadowej pracowników muzeum. Ten klejnot opisywany jest jako arcydzieło siedemnastowiecznej włoskiej sztuki zdobniczej — misternie wycyzelowany w złocie wisior w kształcie serca w kształcie serca wysadzany brylantami i dużą ilością rubinów, a sam rabunek zakończył się także zastrzeleniem strażnika oraz kasjerki, która sprzedała przestępcy bilet i jako jedyna mogła go zidentyfikować. Mamy także profesorski wykład na temat psychotroniki, mediów fizycznych, ektoplazmy i różnych innych aspektów zjawisk paranormalnych, ale także historię demaskowania różnego rodzaju szalbierzy oraz oszustów żerujących na ludzkiej naiwności.
Jest także kilka przewidywalnych motywów, jak na przykład to, że kapitan Wilski z Komedy Wojewódzkiej jest kolegą Wituckiego ze szkoły w Szczytnie i cieszy się z pomocy kolegi, a główni przestępcy mieszkają w sublokatorskich pokojach. Wśród przestępców także pokutuje nieuzasadnione przekonanie, że kwota kilkudziesięciu tysięcy dolarów zapewni do końca życia spokojne życie rentiera na Zachodzie. W latach 80-tych dolar tracił na wartości i tylko z wąskiego punktu widzenia Pewexu jego pozycja nadal była niezachwiana. Z drugiej jednak strony mamy też kilka oryginalnych chwytów; jak odwołanie się jednak do zjawisk metafizycznych czy też określenie przez Wituckiego trzykrotnego mordercy słowami „leń, nicpoń i marzyciel”, co stanowi jedynie bardzo delikatną krytykę.
Z drugiej strony u osób znających potencjał artystyczny Siewierskiego pozostaje także pewien niedosyt wynikający z faktu, iż elementy nawiązujące do powieści grozy rozgrywają się w starych willach zlokalizowanych obok cmentarnych murów w małych miejscowościach, a nie w blokowiskach z wielkiej płyty, które wszakże stanowiły naturalne środowisko ludzi żyjących w Peerelu. A jego byłoby stać niewątpliwie na stworzenie tego rodzaju dzieła, co udowodnił w 1992 roku książką „Maska Szatana”, ale to już były zupełnie inne czasy i zupełnie inna historia.
No i gdyby przyznawać gwiazdki jako ocenę recenzowanej powieści, to co najmniej pół gwiazdki należałoby się za sam tytuł, który zdecydowanie odbiega się sztampy tamtych czasów, przyciąga uwagę i podnosi całość na wyższy poziom artystyczny.