- Autor: Ziemski Krystyn
- Tytuł: Za wszelką cenę
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1979
- Nakład: 120337
- Recenzent: Norbert Jeziolowicz
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
O jaką Polskę walczył major Jerzy Bieżan?
Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej może wydawać tylko i wyłącznie czwartoligową literaturę popularną uwzględniającą w sposób szczególny wątki szpiegowsko-kombatanckie i walki kontrwywiadowczej z przeważającymi siłami zachodnioniemieckich oraz amerykańskich oprawców czyhających na tajemnice gospodarcze i militarne miłującej pokój Polski Ludowej.
Na szczęście czasami w tym zalewie sztampowej produkcji sięgającej ideologicznymi korzeniami socrealistycznej literatury z lat 50-tych, pojawiały się książki, które nawet po latach mogą być odbierane w zdecydowanie nieoczywisty sposób.
Nie zrozumcie mnie proszę źle, akurat „Za wszelką ceną” wpisuje się co prawda doskonale we wszystkie ideologiczne ograniczenia dla publikacji MON, ale tym razem ten zestaw obowiązkowy nie zabija innych walorów tej powieści. Z punktu widzenia czytelnika współczesnego „Za wszelką cenę” ma dwie główne zalety. Pierwsza z nich to naprawdę ciekawy i napisany z rozmachem wątek kryminalny. Rozpoczyna się po czechosłowackiej stronie granicy pokoju pomiędzy naszymi krajami, gdzie patrol milicjantów odkrywa wrak samochodu osobowego po wypadku wraz z ciałem denata, pobawionym dokumentów. Podejrzewa się jednak (fałszywe tablice rejestracyjne), że samochód był zarejestrowany w Polsce, a śmierć nastąpiła w wyniku morderstwa, więc sprawą zainteresują się także nasze służby. W ogóle intryga kryminalna rozwija się następnie w sposób zupełnie niesamowity i nawet uważny czytelnik nie jest w stanie ogarnąć wszystkich wątków — dość powiedzieć, ze samo finalne podsumowanie wyników śledztwa zajmuje 27 stron na łącznie 285 całej powieści. Jest to końcówka lat 70-tych, a więc autor czujnie uwzględnił także oficjalną tendencje propagandową tamtych czasów, tj. zrównanie Polski z krajami zachodnimi. I tak w trakcie śledztwa wielokrotnie trafiają się kontakty z policjami innych państw — w końcu sama afera rozpoczyna się bardzo międzynarodowo. Nawet pościg samochodowy, w którego ukoronowaniem są gangsterskie porachunki zahacza co prawda o Czechosłowację, ale generalnie odbywa się na terenie Niemiec, Francji i Włoch.
Dla prowadzącego śledztwo majora Bieżana łączenie się na przykład z paryskim oddziałem Polmozbytu oraz wizyty (dwie) przedstawicieli Interpolu to także nie pierwszyzna. Z tym, że odpowiedzialny autor (w tym wypadku duet autorów) powieści milicyjnej jednak odnosi się do realiów tamtych czasów, jako że pierwsze połączenie z Paryżem było nieudane (najpierw linia była uszkodzona, potem telefon nie odpowiadał) i po dwóch dniach bezskutecznych prób major polecił wysłać teleks. Nie chcę zdradzać zakończenia powieści, ale chodzi o działająca z wielkim rozmachem międzynarodową szajkę fałszerzy pieniędzy rozszerzająca także działalność na Peerel, a inicjujący fabułę upozorowany wypadek jest jedynie niewielkim odpryskiem pewnej pobocznej odnosi jej działalności.
Nie do końca typowy jest także pewien rys tragiczny w postaci głównego przestępcy wyraźnie nawiązujący do antycznych tragedii, co wyróżnia go z tłumu szpiegów oraz aferzystów zaludniających zazwyczaj publikacje Wydawnictwa MON. A takie rodzinne nieszczęścia muszą wzbudzać u czytelników przynajmniej odrobinę sympatii dla ofiary.
Druga zaletą powieści jest postać głównego bohatera czyli majora Jerzego Bieżana. Jest ona skonstruowana w sposób bardzo nowoczesny. To wysoko kwalifikowany pracownik: posługuje się na przykład biegle językiem francuskim, a więc bez tłumacza zajmuje się także gośćmi z Interpolu, którzy dwukrotnie odwiedzają Warszawę w ramach rozpracowywania międzynarodowej szajki fałszerzy. Ale Bieżan to przede wszystkim patriota ludowej ojczyzny, który walczył o utrwalenie nowej władzy z karabinem w ręku. W jednym z jego monologów wewnętrznych wspominając ten okres odwołuje się do „klimatów decydujących o przedwczesnej dojrzałości, klimatów, w których rodziło się i utrwalało poczucie odpowiedzialności, świadomość celu walki, atmosfery przyjaźni, koleżeństwa, solidarności, niekłamanej wierności wpojonym ideom.” Obecnie czas walki pozornie minął, ale tak naprawdę major tylko zamienił narzędzie walki z karabinu na szare komórki. Dla niego poczucie służby jest drogą życiową, tak więc pewnego wieczoru na Bielanach bez zastanowienia interweniuje w obronie młodej dziewczyny napastowanej przez chuliganów. A co taki człowiek widzi codziennie dookoła: przez trzydzieści lat nowym społeczeństwie zmieniło się bardzo niewiele. Mamy nową burżuazję i drobnomieszczaństwo z tym, że rolę tytułów szlacheckich i pochodzenia zajmują stanowiska w państwowych fabrykach czy urzędach oraz układy pozwalające wszystko załatwić. Najważniejszym celem w życiu młodych ludzi jest „urządzenie się”, a to może uzyskać wyłącznie poprzez dostosowanie się do obowiązujących reguł gry. Okazuje się nawet, że w niektórych rodzinach prowadzona jest swoista polityka dynastyczna. Prezes rzemieślniczej spółdzielni zaopatrzenia i zbytu jako ojciec podejmuje decyzje o właściwych partnerach do małżeństw dla swoich dzieci, którzy będą dobrym kluczem do sukcesu finansowego w przyszłości. Pazerność i chęć bogacenia się jednostek zdegenerowanych moralnie stwarza przykłady atrakcyjne dla ludzi mało odpornych na pokusy i budzi chęć do naśladowania. Bieżan z odrazą obserwuje pęd do przetwarzania zgromadzonych nielegalnie bogactw na wille i dacze oraz zasoby walut wymienialnych tworzące popyt na nielegalne usługi. Te patologie są jednak w społeczeństwie tolerowane, a nawet zyskują coraz większą aprobatę. Wśród takich ludzi major Bieżan siłą rzeczy musi się czuć wyalienowany i nieco staroświecki. Tym bardziej, że bolesny cios może przyjść z najbardziej niespodziewanej strony, gdy narzeczona wyśmiewa jego propozycje spokojnego urlopu w wynajętym pokoju u rybaka nad polskim morzem domagając się wczasów co najmniej w Bułgarii. I tak związek ten legł w gruzach, a sam major ze względu na uraz psychiczny od dwóch lat nie był w ogóle na urlopie.
Nie dotyczy to zresztą tylko naszego głównego bohatera, bowiem jego bezpośredni przełożony i jednocześnie przyjaciel pułkownik Władysław Ziętara na postawioną przez lekarzy diagnozę, iż przedłożenie sobie życia zależy od odejścia ze służby (a w przeciwnym wypadku „zawał i wysiadka”) po prostu spokojnie wraca do pracy i nie chce wegetować jako dbający o siebie inwalida.
Tylko jeden z jeszcze młodych, ale już dorosłych, występujących w powieści odrzuca tego rodzaju podejść do życia i bez względu na koneksje rodziców pragnie dojść do wszystkiego własną pracę, ale po kilkunastu tygodniach samodzielnego życia zostaje zamordowany, co trudno uznać na jutrzenkę nadziei dla budowy socjalistycznego społeczeństwa w przyszłości. Drugą taką osobą jest co prawda nieletni syn jednego z pracowników resortu, ale trudno go uznać za przykład reprezentatywny, a poza tym wraz z nabywaniem doświadczenia życiowego może jeszcze zmienić poglądy.
Ktoś wyjątkowo wyrozumiały mógłby więc uznać, że „Za wszelka cenę” wyprzedziło nawet najbardziej demaskatorskie powieści Kłodzińskiej i w jakiś sposób przewidziało strajki sierpnia 1980 roku oraz wprowadzenie stanu wojennego, a każdym bądź razie oddało nastroje społeczne końca lat 70-tych. A od tego już tylko niewielki kroczek do uznania tej książki za jeden z zapomnianych diamentów powieści milicyjnej. Tajemnicą zapewne pozostanie odpowiedź na pytanie o powody wydania takiej powieści akurat w Wydawnictwie MON. Ale może dzieło to zostało uznane za konstruktywną krytykę?