- Autor: Wielgolawski Tadeusz
- Tytuł: Na tropach zabójcy
- Wydawnictwo: Śląsk
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 30281
- Recenzent: Jacek Szmańkowski
Major Dobija dobija śledztwo
Wszyscy miłośnicy literatury (nie tylko kryminalnej) wiedzą doskonale, że kupowanie książek na rozmaitych aukcjach internetowych obarczone jest pewnym ryzykiem. Wchodząc do księgarni interesującą nas pozycję można wziąć do ręki, przewertować, ewentualnie zapoznać się z krótkim streszczeniem i biogramem autora. Zupełnie inaczej ma się sprawa w sieci. Wystawcy bardzo często oferując internetową sprzedaż ograniczają się jedynie do podania tytułu, autora oraz roku wydania książki. Taka sytuacja przypomina czasami kupowanie przysłowiowego kota w worku.
Jakiś czas temu na aukcji internetowej Allegro nabyłem powieść „Na tropach zabójcy” autorstwa Tadeusza Wielgolawskiego, eksponowanej w dziale literatury kryminalnej. Zamieszczona reprodukcja karty tytułowej wskazywała, że książkę wydano w niezbyt atrakcyjnej szacie graficznej. W opisie oprócz podstawowych informacji nie zamieszczono żadnej wzmianki odnoszącej się do jej treści. Ponieważ zaintrygował mnie tytuł, a cena była przystępna zdecydowałem się na zakup. Wkrótce przekonałem się, że w tym przypadku skórka warta była wyprawki.
W przedmowie autor podkreślił, że wszystkie opisane w powieści miejsca i zdarzenia są autentyczne. Książka „Na tropach zabójcy” to bardzo ciekawy i stosunkowo rzadki w literaturze kryminalnej doby PRL-u przykład fabularyzowanego dokumentu, okraszonego dużą ilością dialogów.
Głównym bohaterem jest kapitan Andrzej Jaksa. To postać fikcyjna, podobnie jak kilka innych, mająca jednak swojego odpowiednika w realnej rzeczywistości^(1). Jaksa w niewielkim stopniu przypomina innych tuzów śledczych wykreowanych przez naszych rodzimych twórców gatunku. To taki bardziej typ bohatera pracy socjalistycznej z przełomu lat 40-tych i 50-tych, gotowego dla dobra sprawy wyrzec się nawet szczęścia osobistego. Już z pierwszych stron powieści czytelnik dowiaduje się, że kapitan dobiega trzydziestki, jedenaście lat przepracował w służbie kryminalnej w sekcji zabójstw, gdzie przeszedł wszystkie szczeble kariery zawodowej i dorobił się opinii zdolnego detektywa. Jaksa z wykształcenia jest prawnikiem, od dwóch lat spotyka się z Joanną – konstruktorem zatrudnionym w biurze projektów w Gliwicach. Jego osobiste relacje stanowią jednak tylko tło głównych wydarzeń.
Na 294 kartach powieści Tadeusz Wielgolawski odsłonił kulisy bezprecedensowego śledztwa prowadzonego w sprawie najsłynniejszego seryjnego zabójcy kobiet w powojennej Polsce, Zdzisława Marchwickiego, zwanego wampirem ze Śląska.
Po raz pierwszy morderca zaatakował 7 listopada 1964r. Ofiara miała na imię Anna, sekcja zwłok wykazała, że doznała rozległych obrażeń głowy, spowodowanych wielokrotnymi uderzeniami, zadanymi z dużą siłą, tępym narzędziem. Ten krwawy rytuał miał się powtórzyć w sumie dwudziestokrotnie.
Kiedy w marcu 1965r znaleziono zwłoki kolejnej kobiety, zamordowanej w podobny sposób jak poprzednia ofiara kapitan Jaksa nabrał przekonania, że sprawcą w obu przypadkach jest ten sam mężczyzna. Swoimi spostrzeżeniami podzielił się z przełożonymi, sugerując powołanie grupy operacyjnej, co jednak nie spotkało się z aprobatą.
Specjalna grupa operacyjna złożona początkowo z ośmiu osób została utworzona dopiero po czwartym ataku zabójcy i od imienia pierwszej ofiary nadano jej kryptonim „Anna”. W kulminacyjnym momencie jej stan przekroczył ponad trzy tysiące oficerów i podoficerów. Do ich dyspozycji pozostawało czterysta różnych pojazdów wyposażonych w środki łączności oraz osiemdziesiąt psów obronnych i tropiących.
Władze początkowo starały się ukryć przed społeczeństwem fakt pojawienia się seryjnego zabójcy. Nie zgodzono się na propozycję Jaksy, stojącego na czele grupy „Anna”, aby w tropieniu wampira skorzystać z pomocy ludności. W maju 1966r kapitan został odsunięty od dalszego udziału w śledztwie i wrócił do pracy w wydziale. Jego obowiązki przejął major Dobija, przysłany z centrali.
Tymczasem zabójca kontynuował swoje mordercze żniwo. Wymykał się wszelkim schematom, atakował w nieregularnych odstępach czasu, najczęściej po zmroku, by jak na prawdziwego wampira przystało znikać przed wschodem słońca. Jego ofiarami były kobiety bardzo mocno zróżnicowane pod względem wieku i wyglądu.
Po zmianach w kierownictwie KW MO w Katowicach major Dobija nie pchnąwszy śledztwa naprzód ostatecznie zrezygnował z kierowania grupą „Anna”, na jej czele ponownie stanął Andrzej Jaksa. Zdecydowano się wówczas upublicznić informację o zabójcy. Prowadzący śledztwo jeździli do zakładów pracy, gdzie na spotkaniach z załogami przekazywali komunikaty ostrzegawcze, korzystano również ze środków masowego przekazu. Na specjalnie uruchomioną linię telefoniczną odbierano tysiące informacji, które na bieżąco sprawdzano i weryfikowano. Wszystkie możliwe miejsca w których mogło dojść do ataku były patrolowane, organizowano zasadzki, specjalnie przeszkolone policjantki wystawiano na wabia licząc na sprowokowanie zabójcy. Ludność śląskiej aglomeracji ogarnęła psychoza strachu. Kobiety bały się opuszczać domy po zmroku, odmawiały przychodzenia do pracy na trzecią zmianę, niektórym zakładom z tego powodu groziło zatrzymanie produkcji.
Milicjanci zatrzymywali różnych mężczyzn, domniemanych sprawców zabójstw, których jednak rychło trzeba było zwalniać. Swoistego alibi dostarczał wampir atakując kolejne ofiary.
Kapitan Jaksa odbył kilka podróży zagranicznych nawiązując kontakt ze śledczymi państw bloku socjalistycznego, którzy mogli pochwalić się sukcesami w wykrywaniu sprawców wielokrotnych zabójstw. Pewne nadzieje na schwytanie mordercy pojawiły się kiedy w jednym mieszkań na poddaszu starej kamienicy położonej w Katowicach znaleziono szczątki kilku kobiet w stanie daleko posuniętego rozkładu. Zatrzymany kilka dni później właściciel makabrycznego lokum Bogdana Arnolda^(2) przyznał się do tych zabójstw, nie był jednak poszukiwanym śląskim wampirem.
Jaksa zdawał sobie sprawę, że aby zakończyć pomyślnie śledztwo należy uciec się do niekonwencjonalnych metod. W toku czynności skompletowano bagatela około 100 000 akt osobowych, podczas gdy kompletna kartoteka zawierała informacje o 270 000 mężczyzn z terenu całego kraju. We współpracy z różnymi naukowcami opracowano profil zabójcy składający się z 483 cech fizycznych i psychicznych. Te działania miały w przyszłości zaowocować.
Po raz ostatni zabójca dał o sobie znać w dniu 4 marca 1970r w miejscowości Bytkowo pozbawiając życia czternastą ofiarę – wykładowcę Uniwersytetu Śląskiego. To zabójstwo różniło się od pozostałych. Zostało popełnione w stosunkowo często uczęszczanym miejscu, a ślady wskazywały na obecność dwóch sprawców. Od tego momentu upłynęły jeszcze niemal dwa lata kiedy w dniu 9 stycznia 1972 roku na przegubach Zdzisława Marchwickiego zatrzasnęły się kajdanki. Jego zatrzymane było wynikiem wdrożenia pionierskiej jak na owe czasy i na polskie realia metody analitycznej prowadzonej w ramach operacji o kryptonimie „Centrum”. Po szczegóły odsyłam do lektury.
Powieść „Na tropach zabójcy” napisana jest stosunkowo prostym językiem, autor nie używa eufemizmów, w wątki fabularne w umiejętny sposób wkomponowane są opisy miejsc zdarzeń oraz fragmenty wypowiedzi, protokołów z przesłuchań i opinii biegłych zaczerpnięte z oryginalnych akt sprawy, których próżno szukać w innych dostępnych pozycjach dotyczących tego zagadnienia. Historia śląskiego wampira była przedmiotem wielu artykułów prasowych i programów telewizyjnych. Zenon Borkowski w kryminale „Hurtownicy zbrodni” wydanej w 1978r w serii Labirynt poświęcił jej jeden z rozdziałów. Zainspirowała również Barbarę Gordon przy pisaniu „Nieuchwytnego”, wydanej w serii Z jamnikiem w 1977r (w tym samym roku stracono głównych oskarżonych braci Zdzisława i Jana Marchwickich).
Książka „Na tropach zabójcy” opisuje tylko pierwszy etap śledztwa, co jest jej największym mankamentem. Autor pominął wszystko to co się działo później, po zatrzymaniu sprawcy i na sali sądowej w trakcie procesu. W kierownictwie grupy „Anna” pojawiły się wątpliwości czy Zdzisław Marchwicki faktycznie dopuścił się zbrodni, które mu przypisywano, czy też był ofiarą pomyłki. Tych, którzy głośno wyrażali odrębne zdanie odsunięto od dalszego udziału w śledztwie, rezygnację złożył też jeden z prokuratorów nadzorujących sprawę. Oczywiście te zachowania nie były manifestowane na zewnątrz. Tadeusz Wielgolawski nie wspomniał również o tym, iż jedną z ofiar była bratanica Edwarda Gierka, który w ówczesnym czasie zajmował stanowisko I sekretarza KW PZPR w Katowicach, co biorąc pod uwagę realia epoki socjalizmu musiało nadać śledztwu wymiar polityczny.
Chociaż od czasu stracenia Zdzisława Marchwickiego upłynęły ponad 34 lata i emocje towarzyszące tej sprawie znacznie opadły do chwili obecnej nie wszyscy są przekonani o jego winie. W 1991r po dwudziestoletniej izolacji mury zakładu karnego opuścił ostatni z sądzonych braci braci Henryk Marchwicki. Po wyjściu na wolność domagał się rewizji wyroku. Wkrótce poniósł śmierć spadając ze schodów. W ostatnim czasie temat podjął magazyn „Focus śledczy”^(3) w którym opisano sprawę śląskiego wampira wskazując na bardzo ciekawy wątek SB-cki.
Tadeusz Wielgolawski wraz z Januszem Kidawą są współautorami scenariusza do filmu (wyreżyserowanego przez tego ostatniego) „Anna i wampir”, który swoją premierę kinową miał w 1982r. Scenariusz oparty jest niewątpliwie na wątkach zaczerpniętych z książki „Na tropach zabójcy”. Główne role w filmie zagrali Wirgiliusz Gryń, Jerzy Trela i Leon Niemczyk. Kinowa wersja tej ponurej historii niewiele różni się od literackiego pierwowzoru i prezentuje się całkiem nieźle zarówno od strony warsztatu reżyserskiego jak i gry aktorskiej.
Pomimo intensywnych poszukiwań nie natrafiłem na inne ślady literackich dokonań Tadeusza Wielgolawskiego, uważam jednak, że książka „Na tropach zabójcy” warta jest tego, aby zapewnić pisarzowi chociaż skromne miejsce wśród twórców polskiej powieści kryminalnej czasów PRL-u.
Przypisy:
- ^(1) Faktycznie śledztwo prowadził kapitan Jerzy Gruba – dr nauk prawnych, od lat 50-tych służył w MO. W latach 1979-1983 był Komendantem Wojewódzkim MO województwa Katowickiego. Jego nazwisko stało się szczególnie głośne w 1981r kiedy podległe mu oddziały ZOMO wzięły udział w pacyfikacji kopalni Wujek, podczas której zginęło 9 górników W 1982r awansowany do stopnia generała brygady Milicji Obywatelskiej. W latach 1983-1985 był zastępca Komendanta Głównego MO, a od 1985r szef Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie, którym kierował do 1990r kiedy przeszedł w stan spoczynku. Zmarł w 1991r w wieku 56 lat
- ^(2) Bogdan Arnold w okresie od października 1966r do maja 1966r w swoim mieszkaniu na terenie Katowic zamordował i poćwiartował cztery kobiety (trzy prostytutki, czwartej nie zidentyfikowano). Przez kilka dni po ujawnieniu zwłok ukrywał się na hałdach węglowych w pobliżu Huty Silesia, a następnie zgłosił się na milicję. Skazany na karę śmierci został stracony w dniu 16.12.1968r
- ^(3) Magazyn „Focus śledczy” wydanie specjalne Nr 1(3) /2011 str 43-49