- Autor: Płoński Janusz, Rybiński Maciej
- Tytuł: Góralskie tango
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1978
- Nakład: 100000
- Recenzent: Marzena Pustułka
LINK Recenzja Joanny Cieślik
LINK Recenzja Pawła Smolińskiego
Do czego może prowadzić niezdrowa rywalizacja
Do końca zastanawiałam się, czy książkę tę można w ogóle zaliczyć do kryminałów. Jednak chyba tak, w końcu są dwa trupy ( choć właściwie trochę przypadkowe ) i pare wątków pobocznych o charakterze przestępczym, jest milicja i śledztwo.
Kompozycyjnie „Góralskie tango” do złudzenia przypomina recenzowaną już przeze mnie książkę ZZZ „Major Downar przechodzi na emeryturę”. Wtedy, przez pół książki z okładem zwiedzaliśmy z majorem słoneczna Sycylię, teraz przez dokładnie pół książki uczestniczymy w rajdzie samochodowym, który nie wiadomo dlaczego nazywa się Podkarpacki ( gdzieś w tle taka nazwa się przewija), chociaż wszystkie wydarzenia rozwijają się w okolicach Zakopanego. Dokładnie poznajemy większość kierowców biorących udział w rajdzie, oraz towarzyszące im osoby — pilotów rajdowych, żony, no i oczywiście zgraję dziennikarzy, których najmniej interesuje sam rajd, raczej wszystko to, co go otacza i przynosi jakieś korzyści, w postaci np. darmowych paluszków, kawki, koniaczków i reklamowych gadżetów w plastykowych torbach. No cóż, to także znak czasów. Jak byłam pierwszy raz na Targach Poznańskich we wczesnych latach siedemdziesiątych to ogromnym hitem były tam rozdawane przez poszczególnych wystawców właśnie takie plastykowe torby z reklamowymi nadrukami i jakimiś duperelami w środku. Trzeba jednak przyznać, że autorzy musieli dobrze znać tematykę rajdową, opisy są pełne fachowych detali typu oes ( odcinek specjalny ) czy pekac (punkt kontroli czasu ) oraz prawdziwych szczegółów dotyczących organizacji tego typu imprez. Poznajemy więc głównych bohaterów, ich możliwości, ambicje , motywacje, różne mniej lub bardziej uczciwe kombinacje mające doprowadzić do zwycięstwa. Ciekawe są bardzo różne postawy i wybory zawodników, zarówno sportowe jak i po prostu życiowe. Mamy też intrygujące wątki poboczne — małżeńska zdrada, jakiś tajemniczy , pijany góral plączący się po wyścigowych odcinkach trasy na zasadzie ” pojawiam się i znikam”, jakaś tajemnicza przyczepa tarasująca niebezpieczny odcinek, nieznajomi mężczyźni w czarnych golfach. Czyta się dość ciekawie. Podobnie jak u ZZZ gdzieś w połowie książki pojawiają się trupy – na niebezpiecznym , górskim odcinku dochodzi do wypadku — ginie kierowca i jego pilot. Od początku Kapitan MO ( nie znamy nawet imienia ) ma wątpliwości , czy wypadek był naprawdę tylko wypadkiem, stąd za zgodą przełożonych rozpoczyna śledztwo. Co ciekawe ja , która nie mam pojęcia o sportach samochodowych , od początku wiedziałam w jaki sposób mogło dojść do wypadku i kto go sprowokował, a motyw był znany od samego początku. Końcówkę czyta się więc bez żadnych emocji, raczej z obowiązku. Bardziej podobała mi się jednak pierwsza część, szczególnie opis gry w pokera panów dziennikarzy oraz późniejszej libacji z młodymi pracowniczkami hotelu . Z mojego doświadczenia wynika, że historia może być jak najbardziej prawdziwa, a przynajmniej bardzo prawdopodobna.
W sumie taka sobie książeczka, marny kryminał, ale dość wiernie oddająca realia tamtych lat, szczególnie w zakresie organizacji przebiegu tzw. imprez sportowych. Nie wiem tylko skąd tytuł — chyba od tego plączącego się , pijanego górala, którego to wątku do końca nie wyjaśniono.