Kąkolewski Krzysztof – Reporter kryminalny – Książę oszustów 30/2011

  • Autor: Kąkolewski Krzysztof
  • Tytuł: Reporter kryminalny – Książę oszustów
  • Wydawnictwo: Zysk i S-ka
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 2010
  • Recenzent: Marzena Pustułka

„…życie układa najdziwniejsze, najbardziej nieprawdopodobne historie…”*

Już na wstępie muszę zaznaczyć, że książkę tę dostałam od naszego Prezesa w prezencie i od razu obiecałam, że napiszę recenzję. Nie traktuję jednak tej obietnicy jako przykrego obowiązku — wręcz przeciwnie,  uważam, że książka absolutnie zasługuje na to, aby ją na potrzeby MOrdu zrecenzować, tym bardziej, że Klub MOrd jest jednym z medialnych patronów wydawnictwa.

Omawiana książka to pierwszy tom kryminalnych reportaży, pisanych przez Krzysztofa  Kąkolewskiego na przełomie lat 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku, zebranych  również wtedy w formie książkowej.  Nie wiem jak inni, ale ja bardzo lubię takie krótkie formy literackie — opowiadania, eseje, reportaże, szczególnie kryminalne. Początek, rozwinięcie , zakończenie i już wszystko wiemy. Przyznaję, że powieść napisana w formie reportażu może być nudna, ale jeżeli wszystko zamyka sie w kilku czy kilkunastu stronach czyta się prawie z zapartym tchem, szczególnie, jeżeli wybrane sprawy (morderstwa, oszustwa, napady ) są tak interesujące jak to ma miejsce u Kąkolewskiego. Są to reportaże dokumentalne, oparte na prawdziwych wydarzeniach, nie znajdziemy tu żadnych  spektakularnych  zbrodni z wymyślną fabułą i prestidigatorskim zakończeniem, ale prawdziwe historie , które napisało samo życie. I to w tej książce jest rzecz bezcenna — jakby zatrzymane w czasie tamte lata,  ciemne, trudne, lata odbudowującej się demokracji,  z jej błędami i wypaczeniami , obraz społeczeństwa powracającego do normalnego życia. Nawiasem mówiąc, w powojennej historii naszego kraju były tylko okresy błędów i  wypaczeń, potem okres odwilży ( odnowy ), potem znowu okres błędów… i tak wkoło Macieju. Obecnie jednak  tylko nieliczni pamiętają jeszcze te czasy,  kiedy istniał zawód wozaka, kiedy na ekspedienta mówiło się subiekt, mężczyźni  skarpety podtrzymywali podwiązkami pod kolanem, a kalesony nosili jakieś takie dziwne, że trzeba je było przypinać  agrafką do koszuli (!)  i zawsze w tym miejscu robiła się dziura, a kobiety te dziury cerowały. W ogóle, sama czynność cerowania w naszych czasach to już zamierzchła przeszłość. Zbrodnie opisane przez Kąkolewskiego są  bardzo proste, wręcz banalne, żeby nie rzec prymitywne, i tacy sami są zbrodniarze. W niektóre wydarzenia po prostu trudno uwierzyć. Gdy przeczytałam następujący tekst ” To ja wziąłem do serca jej krzywdę i kiedyś powiedziałem : Dziś załatwię to z Frankiem. Przedtem wypiłem, wstąpiłem po niego (…). Wracałem sam. Przedtem powiedziałem mu: – Tak się  stało , że trzeba ciebie skończyć. A on pyta: – Za co? – Za znęcanie się nad Anielą — To ja się poprawię — mówił, a gdy go zabijałem, nie bronił się. Anieli powiedziałem : – Franek już nie wróci.” albo : „A potem zwabiły ja w opuszczoną alejkę, nad którą stał polski grób, tam zabiły i  zabrały 500 zł, które Ołdyńska miała w węzełku (…..). za zrabowane pieniądze piły wino w Węgorzewie, Wiśniewska stawiała „narzeczonemu” Alfredowi, którego nazwiska nie zna, potem okradły go wspólnie i za te pieniądze wyjechały do Gdańska”  to zgroza mnie ogarnęła, jak prosto i bez żadnego powodu ( lub bardzo znikomego)  ludzie mordują  innych, jakby to było jeść bułke z masłem. Mogłoby się wydawać, że to syndrom tamtych ciężkich czasów, ale nic bardziej mylnego. Czym w końcu różni się taki prymitywny osiłek , mordujący wtedy męża kochanki, bo taki miała kaprys od dzisiejszych „kiboli” którzy potrafią rozwalić człowiekowi łeb „bejsbolem” tylko dlatego , że nosi inny kolor klubowego szalika? Albo czym różnią się te dwie proste pracownice gospodarstwa rolnego, mordujące koleżankę za głupie 500 zł., aby  napić się wina od dzisiejszych nastolatek, dźgających nożem koleżankę z klasy, bo miała lepszą komórkę, i lepsze ciuchy, które chciały mieć? W zasadzie niczym. Tak samo z oszustami. Dawniej nabierali ludzi na  sposoby , które dziś wywołuja  uśmieszek rozbawienia, a dziś? Dalej nabierają , tylko sposoby się zmieniły. Bo taka jest własnie prawda , ludzie byli źli, są i będą, zmieniają się tylko czasy, a w raz z nimi  motywy i sposoby postępowania. Sama zbrodnia jest ponadczasowa i ta okrutna prawda wyziera z każdej stronicy książki Kąkolewskiego, a rzeczowy , pozbawiony emocji i prób oceny  reporterski sposób narracji tylko podkreśla dramaturgie opisywanych wydarzeń.
Na koniec chciałabym zwrócić szczególną uwagę czytelników ja reportaż zatytułowany „Tego  dnia nikt się nie bawił” . Już pierwsze zdania opisujące znalezienie w piwnicy czynszowej kamienicy niezidentyfikowanych zwłok młodej kobiety spowodowały zapalenie się czerwonego światełka w mojej głowie — ależ to już było! Tak, w ten sposób rozpoczyna się pierwsza książka Anny Kłodzińskiej „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny”. Podobieństwo opisywanej przez Kąkolewskiego sprawy do śledztwa naszego porucznika jest uderzające. Jestem przekonana , że Kłodziska, kiedy postanowiła napisać powieść kryminalną skorzystała po prostu z gotowego scenariusza, który napisało samo życie. Oczywiście, sam porucznik N. , któremu powierzono prowadzenie tej sprawy nie jest pierwowzorem Szczęsnego ( takich jak on to chyba w ogóle nie było naprawdę, łączy po prostu cechy wielu anonimowych funkcjonariuszy ) , Kłodzińska  zmieniła również wiele szczegółów samego śledztwa i zakończenie, ale jednak podobieństwo obu spraw jest bardzo duże.  I myślę, że jest to odpowiedź na pytanie, skąd nasi pisarze czerpali pomysły do swoich książek – wystarczyło uważnie czytać kronikę kryminalną i mieć trochę wyobraźni. U Kłodzińskiej zresztą jest to może pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni.
„Reportera kryminalnego” chciałabym polecić wszystkim z wielu względów. Po pierwsze, jest kopalnią wiadomości na temat mrocznych lat 50-tych i 60-tych XX w., kawałkiem  historii PRL, nad którą niektórzy chcieliby spuścić zasłonę milczenia, ale przecież warto pamiętać, także po to, aby uczyć się na błędach. Poza tym  książka zmusza do refleksji nad ułomnością natury ludzkiej, zarówno tej zdeprawowanej , skłonnej do zbrodni i życia na koszt innych, jak i tej prostej, naiwnej , która wręcz prowokuje  do tego, aby być ofiarą. Czasami sie zastanawiam, kim ja sama właściwie jestem. Myślę, że dużo prawdy tkwi w przysłowiu, że „istnieją złodzieje z przypadku i …uczciwi ludzie z braku okazji….”.

* cytat z omawianej książki